Rozdział XI cz. IV

1K 24 8
                                    

 Okazało sie że Jace poprosił Luke'a o  pomoc w wytropieniu Hodge'a, mężczyzna się wściekł kiedy się doiwiedział o całej sytuacji i rozkazał kilku swoim ze stada aby wytropili mężczyznę i żywego go sprowadzili do kanjpy.

Kiedy spotkaliśmy się z tymi ludźmi od Luke'a od razu się rozdzieliliśmy tak że każdne z nas poszło z jednym Wilkołakiem, ja z którymś którego imienia nie znałam poszłam w okolice portu gdzie mężczyzna się przemienił  i poszedł przodem aby cokolwiek wywęszyć, ja z kolei zauważyłam że coś się poruszyło za betonową kolumną więc po cichu podeszłam do niej z drugiej strony, Wilkołak to zauważył również i udał że nic nie znalazł po czym odbiegł wyjąc coś pewnie w ich języku, kiedy zobaczyłam że to Hodge się ukrywa i kiedy odwrócił wzrok od Wilkołaka mężczyzna chciał uciec lecz od razu go chwyciłam po czym odróciłam i przygwoździłam go tym samym z powrotem do kolumny. 

- Gdzie jest Kielich ? - Zapytałam wściekła mocno przytrzymując mężczyznę.

- Victoria, obawiam się że przybyłaś za późno. - Odparł zrezygnowany spuszczając głowę. - Valentine ma Kielich. - Dodał na co zrobiłam wielkie oczy i lekko zwiesiłam głowę i to był błąd ponieważ mężczyzna wykorzystał to i mnie odebchnął tak że się uwolnił z mojego uścisku, nie wiele myśląc rzuciłam się na niego próbując go uderzyć ale Hodge zablokował mój cios i chciał mi oddać ale w porę zrobiłam unik i uderzyłam go w bok, chciałam uczynić to ponownie lecz blondyn złapał mnie za rękę i popchał na kolumnę, szybko odbiłam się od niej nogami robiąc przy tym salto w tył i kiedy byłam przed nim kopnęłam go w brzuch z całej siły co skutkowało uderzeniem Hodge'a o beton i osunięciem się na ziemię.

- Jak kurwa mogłeś ? - Byłam zła do granic możliwości.

- Tylko tak mogłem zyzskać wolność. - Mężczyzna wstał wytykając mnie palcem i podchodząc do mnie a ja zaczęłam odchodzić, w ten sposób zaczęliśmy zataczać krąg. - Miałem do chuja dość niewoli. 

- Niewoli ? Byłeś naszym nauczycielem, oni traktowali cię jak rodzinę. - Wykrzyczałam mu to prawie w twarz.

- Jak rodzinę ? Rodzinę ? - Mężczyzna wyrzucił ręce w powietrze krzycząc przy tym. - Lightwood'owie zawarli jebany układ, a ja zostałem ukarany za ich zbrodnię. Nie widzisz tego? Ale no tak co ty możesz o tym dzieciaku wiedzieć, ty jeszcze wielu rzeczy nawet nie wiesz, byłem więźniem ale co z tego, bądźmy realistami nie wygrasz ze mną. - Powiedział pewny siebie uśmiechając się przy tym, po czym wyjął zza paska swoją broń, a mnie delikatnie sparaliżował strach, kurwa co jest ze mną ?

- Ale ja z tobą wygram. - Usłyszałam za sobą głos Jace'a a po chwili był obok mnie, trzymając w ręku miecz który wyglądał trochę jak kij.

- No proszę cudowne rodzeństwo łączy ze sobą siły ale nie zapominaj Jace że to ja nauczyłem cię wszystkiego, jak pięknie zabije was obu. - Ostatnie słowa wycedził wręcz z największym jadem jaki kiedykolwiek słyszałam.

- Nie wszystkiego. - Odparł oschle Jace.  - Vi odsuń się tak będzie najlepiej. - Mruknął do mnie a ja nawet nie ruszyłam się z miejsca, Jace rzucił się na mężczyznę i zaczęli walczyć najpierw bronią, a gdy oboje wytrącili sobie z rąk bronie zaczęli walczyć wręcz. Wayland uderzył mężczyznę w twarz z pięści po czym rzucił go na rampę, a ten się z niej sturlał i zdążył złapać swój tasak czy jak to tam.

- Jace ! - Krzyknęłam i rzuciłam bratu swoje ostrze, które złapał a i jego rękojeścią uderzył w skroń Hodge'a przez co się przewrócił ale w górze dalej trzymał swój tasak a Jace w przypływie złości odciął mu dłoń w której trzymał swoją broń.

- Aaaaaa ! - Wykrzyczał wściekły Jace, szybko podeszłam do brata i zobaczyłam jak Hodge się zwija z bólu i próbuje wstać, Jace chciał zadać ostateczny cios ale odepchnęłam go od mężczyzny.

Dar Anioła / Alec LightwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz