Rozdział VIII

940 30 1
                                    

Obudził mnie budzik w telefonie którego się wystraszyłam i jak najszybciej go wyłączyłam, spojrzałam na godzinę i nowy rekord całe 4 godziny snu. Niechętnie wstałam z łóżka i ruszyłam do szafy skąd wyciągnęłam ubrania  i się w nie ubrałam, kiedy zawiązywałam sobie spodnie Alec bez pukania wszedł do mojego pokoju, kolejny kurwa.

- Puka się.

- Nie mam czasu, idziesz ze mną ? - Zapytał ilustrując mnie wzrokiem.

- Kolejna jakaś misja ? - Zapytałam znudzona.

- Twój oj... znaczy Luke do mnie dzwonił i prosił abym z tobą przyszedł bo napadnięto knajpę tą w porcie, pamiętasz? 

- Ta, daj mi chwilę doprowadzę się do porządku i możemy iść. - Odparłam i poszłam do łazienki gdzie uczesałam się w wysokiego kucyka i zrobiłam poranną toaletę, i zauważyłam również że Alec stał w progu i się gapił, zignorowałam to i kiedy skończyłam wyszłam razem z chłopakiem na korytarz, kiedy wyciągałam swój sztylet ze zbrojowni przyłapała nas Lydia.

- A wy dokąd się wybieracie ? - Zapytała z założonymi rękami.

- Napadnięto chińską knajpę, Alfa stada Luke Garroway poprosił nas byśmy przyszli i pomogli mu. - Odpowiedział Alec zarzucając swój kołczan na plecy.

- Idę z wami, ktoś musi mieć was na oku. - Odparła na co tylko westchnęłam i we trójkę ruszyliśmy. Dzięki runom szybkości na miejscu byliśmy po 10 minutach, przechodziliśmy między kontenerami aby dotrzeć do miejsca.

- Wszystkie dziewczyny w Idrysie chcą cię poznać. - Odezwała się w pewnym momencie blondynka.

- A to niby dlaczego. - Prychnął chłopak.

- Krąży plotka że chcesz się żenić. - Odparła na co ja wywróciłam tylko oczami.

- Wieści szybko się rozchodzą. - Mruknęłam wyprzedzając ich trochę.

- Niech zgadnę, nie twój pomysł. - Powiedziała, reszty rozmowy nie słyszałam gdyż przyspieszyłam kroku i byłam dużo przed nimi, nie zniosła bym tej rozmowy, bo go kurwa kocham ale teraz to już za późno.

- John został zabity. - Usłyszałam za sobą, odwróciłam się i moi towarzysze mnie dogonili spojrzałam na Alec'a i widziałam w jego oczach współczucie. - Wszystko się posypało, moje życie moja wymarzona praca. Dam ci jedną radę w tym fachu jedyną rzeczą jaką można kochać jest sam fach. 

- Lydia przykro mi.

- Nie chcę wam przeszkadzać, ale mamy robotę. - Przerwałam im tą wymianę zdań po czym otworzyłam drzwi i weszłam do środka tak jak pozostała dwójka, pierwsze co mnie przywitało to obrzydliwy zapach i trup na podłodze.

- Widzę nieźle się tu bawiłeś. - Mruknęłam patrząc z obrzydzeniem na trupa.

- Na pewno się nie nudziłem, a to kto ? Miałaś być tylko z Alec'iem. - Zdziwił się mężczyzna.

- To jest Lydia Branwell, wysłanniczka Clave chwilowo rządzi Instytutem. - Wyjaśniłam.

- Ma pewne cechy wyklętego. - Lydia podeszła do trupa i pochyliła się nad nim uważnie się mu przyglądając i przekręcając jego głowę w bok, przez co smród się nasilił i zrobiło mi się nie dobrze.

- Mogła byś go nie ruszać ? Bo chyba nie chcesz mieć na sobie mojego strawionego obiadu ze wczoraj. - Mruknęłam.

- Sam nie wiem, był zdeterminowany i skupiony, jakby miał plan. Wyklętego zwykle łatwiej zabić, a tym razem trzeba było pięciu wilkołaków, to coś innego. - Wyjaśnił Luke.

Dar Anioła / Alec LightwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz