* * *
HermionaTo naprawdę był najgorszy sposób transportu, jaki kiedykolwiek wymyślono.
Niemiłe szarpnięcie w okolicach pępka, w chwili, gdy palcami dotknęła okładki, sprawiło, że całe śniadanie podeszło jej do gardła. Cudem nie zwymiotowała, gdy obcasami stanęła na marmurowej czarnej posadzce gabinetu przewodniczącego MACUSA.
- Ja pierdolę. Nigdy więcej. - Usłyszała po swojej lewej stronie. - Już wolę ten pieprzony samolot. - Blondyn wstał z kolan i otrzepał ciemne dżinsy nie wiadomo z czego, bo podłoga była lśniąca i czysta niczym lustro.
- Poproś Harry'ego, to załatwi ci bilety w klasie ekonomicznej - rzuciła, rozglądając się po olbrzymim pomieszczeniu, w którym - ku jej zdziwieniu - byli tylko oni.
- Nie ma co, świetne przyjęcie - parsknął Malfoy, czyszcząc kurtkę z niewidzialnego brudu i, tak jak ona, ogarniając wzrokiem bogato umeblowany gabinet. Niemal wszystko było w kolorze czerni i srebra z domieszką bieli.
- A czego się spodziewałeś? Fanfar? Konfetti i oklasków?
- No, mniej więcej tak.
- Zejdź na ziemię, Malfoy - powiedziała, obracając się, by obejrzeć wielki kominek, w którym buchał wesoło ogień. Był naprawdę zachwycający, z bogato zdobionym srebrnymi ornamentami i czarnym gzymsem. Zapewne służył przewodniczącemu do korzystania z sieci Fiuu.
- Podejrzewam, że coś panu Silvie wypadło albo coś się stało, że nie mógł...
Dwuskrzydłowe, wysokie na kilka stóp drzwi gwałtownie się otworzyły i do pomieszczenia wbiegła, stukając wysokimi obcasami, szczupła jasnowłosa kobieta.
- Bardzo państwa przepraszam! Bardzo przepraszam! - Stanęła przed nimi, obciągając idealnie dopasowaną ołówkową, szarą spódnicę. Żakiet, włosy upięte w wysoki kok i okulary w czarnej oprawie dopełniały obraz typowej sekretarki.
- Nic się nie... - chciała uspokoić kobietę, która wyglądała, jakby miała za chwilę się rozpłakać, ale Malfoy ją uprzedził:
- Stało się. Gdzie szef?
Merlinie, kto go wychował na takiego aroganta?
Ach, no tak.
Lucjusz Malfoy.
I wszystko jasne.
- Pan Silva ma bardzo ważne spotkanie z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Nie może...
- To my przyjdziemy kiedy indziej - parsknął arogancko. - Którędy do wyjścia? Jestem zmęczony podróżą i ...
Tego było za wiele.
Był tu tylko dlatego, że ona potrzebowała, pożal się Merlinie, ochrony, a on zachowywał się, jakby był panem i władcą świata.
- Jeśli można, to zaczekamy. - Kątem oka dostrzegła, że usta mężczyzny się otwierają, ale uniosła dłoń, każąc mu tym zamilknąć. Na wieki najlepiej. - Jest tu jakaś kawiarnia?
- Oczywiście. Zaprowadzę państwa. - Kobieta wyraźnie odetchnęła z ulgą. - Pan Silva kazał przekazać, że wszystko będzie na koszt Kongresu i ma nadzieję, że spotkanie z prezydentem nie przedłuży się niepotrzebnie.
- Tak, my też - warknął Malfoy, łapiąc walizkę.
- Proszę to zostawić. - Sekretarka wskazała na bagaż blondyna. - Przetransportujemy ją do pańskiego pokoju w hotelu.
CZYTASZ
Twój ruch / Dramione
Fanfiction- Ja? To moja wina? - spytał ochrypłym głosem. Przez ostatnie lata podróżował po świecie, wydając forsę na lewo i prawo - imprezy, dziewczyny, kilka mieszkań w największych, najbogatszych miastach, nie mówiąc o najnowszych modelach mioteł, a nawet m...