* * *
Hermiona- Czyli to wszystko przez jakiegoś gościa, któremu się nudzi i dla zabawy rozpieprza miasto? - Malfoy zadał jej to pytanie po raz dziesiąty w ciągu dwóch minut.
Normalnie jakby się zaciął.
Spojrzała w jego stronę, mając nadzieję, że przez sekundę będzie miała wzrok Bazyliszka, ale blondyn nadal stał w tej cholernej windzie i się patrzył na nią z wyrazem niedowierzania wypisanym na twarzy.
- Odpowiesz mi w końcu, czy dobrze zrozumiałem?
- Przecież sam słyszałeś! - rzuciła wściekle.
Dokładnie dwie godziny temu Tomas pokazał im zgliszcza kamienicy na obrzeżach miasta.
Koszmarne ruiny, w których, gdzieniegdzie ostały się kawałki ścian z fragmentami tapet, a nawet wiszącymi obrazami, mówiące, że ten rozwalony budynek zamieszkiwany był kiedyś przez ludzi.
Kiedyś, znaczy jeszcze kilkanaście godzin temu.
Wybuch gazu.
Tak zostali poinformowani niemagowie i tak miało zostać.
Od wczorajszego wieczoru agenci Głównego Wydziału Śledczego przewalali gruzy w poszukiwaniu jakichkolwiek dowodów, poszlak, czegokolwiek, co mogłoby naprowadzić na tego, kto był za to odpowiedzialny.
Po powrocie z miejsca ostatniej bytności Obskurusa zostali wysłani do Luny i Rufusa, gdzie napotkali najgorszą z możliwych przeszkód.
Newt Scamander trafił do szpitala z poważną raną głowy i szyi. Zaatakowało go jedno ze stworzeń, którym opiekował się w swoim domu.
Czekała go operacja i nie było mowy o tym, by z kimkolwiek rozmawiał na jakikolwiek temat.
Musieli liczyć tylko na siebie.
Wszystko, do czego doszła, jak i to, co wiedzieli aurorzy i agenci MACUSA musiało im starczyć do wytropienia osoby, która napuszczała tę czarną, koszmarną moc na nowojorskie ulice.
I to był ktoś, kto najprawdopodobniej miał komuś coś za złe, bo już od bardzo dawna nie było prześladowań czarodziejów, między innymi dzięki różnym umowom i traktatom podpisywanym przez amerykańskich prezydentów od kilkudziesięciu lat.
Więc albo był to jakiś psychicznie chory czarodziej, albo ktoś, kto miał żal o coś do władz Nowego Jorku, ewentualnie właśnie tak, jak Malfoy powiedział, facet - lub kobieta - rozpieprzał miasto dla zabawy.
Oparła głowę o chłodną ścianę windy, kątem oka obserwując windziarza, który jak zwykle wpatrywał się, w nie wiadomo co przed sobą, udając, że w ogóle nie słucha, o czym rozmawiają.
Swoją drogą, taka praca musiała być koszmarna.
W górę i w dół.
W górę i w dół.
I tak ciągle.
A do tego z nikim nie rozmawiał, bo albo nie mógł, albo nie lubił.
CZYTASZ
Twój ruch / Dramione
Fanfic- Ja? To moja wina? - spytał ochrypłym głosem. Przez ostatnie lata podróżował po świecie, wydając forsę na lewo i prawo - imprezy, dziewczyny, kilka mieszkań w największych, najbogatszych miastach, nie mówiąc o najnowszych modelach mioteł, a nawet m...