rozdział 7

223 13 4
                                    

Miesiąc później.

Na sali sportowej właśnie odbywa się mecz koszykówki. Jacob zdobywa kolejny punkt dla swojej drużyny. Mecz kończy się wygraną liceum w Forks.

- wygraliśmy - krzyczy podchodzą do trybun,gdzie siedzę w pierwszym rzędzie.

- gratulacje! - mówię i rzucam się na niego kradnąc pocałunek z jego ust.

- dajcie spokój tu są ludzie - słuchać od jednego z kolegów z drużyny

- zazdrosny jesteś Tom ? - rzuca w jego stronę Jake

- ja? Nie! Ale ona chyba tak - pokazuje palcem na laske,która siedzi na największej trybunie. Odwracam się. Dziewczyna,która tam siedzi to Lena trzyma wielki plakat z napisem "dalej Jacob jesteś super" podchodzę do niej.

- cześć Lena. Miło,że wspierasz naszą drużynę - mówię kąśliwe

- Aurora. Ja nie wiedziałam, że ty i Jacob jesteście parą. Przepraszam. - mówi trochę zawstydzona.
Odchodzę. Wiem,że zrozumiała moją aluzje. Chłopak chwyta moją dłoń i opuszczamy szkołę wpadając na Alice Cullen.

- przepraszam - mówi dziewczyna z uśmiechem

- to ja przepraszam. Nie zauważyłam cię - mówię w jej stronę

- jestem Alice Cullen. - rzuca w pośpiechu podając dłoń.
Wyciągam swoją i odpowiadam

- Aurora Young.
Wtedy Jake ciągnie mnie za sobą. Moje ciało ma ułamek sekundy znowu staję się sztywne. Jacob zamyka mnie w szczelnym uścisku swoich ramion,by nikt nie zauważył. Po chwili pyta

- co zobaczyłaś?

- ona jest wampirem - szepcze mu do ucha

- tak. Dlatego nie możesz się do niej zbliżać. Dla swojego dobra.

- ona nie zrobi mi krzywdy Jake jest taka jak ja. Odmienna. Ma podobny dar.

- kochanie. Oni są niebezpieczni. - tłumaczenie Jacob'a jest sprzeczne z moją wizja, jednak wiem ,że chce mojego dobra dlatego obiecuję trzymać się z daleka od tej rodziny.
Wsiadamy na motor i ruszamy do domu. Dziś jest ciepło,choć kalendarz pokazuje,że zaczyna się listopad. Obejmuje mój cały świat w pasie. Nie przeszkadza mi wiatr, gdy od niego bije takie ciepło. Dojeżdżamy do domu. Odkładam kask w garażu. Jest tyle prac domowych do zrobienia,że wiem jedno dziś już nigdzie nie pójdę. Nie witam się z nikim. Odrazu idę do swojego pokoju,który teraz dziele z Jacob'em. Bardzo przyjął się wizją ochrony mnie przed całym złem tego świata. Siadam do zadań domowych,jednak nie mogę się skupić.

- pomóc ci z czymś? - pyta Jake

- nie trzeba. - posyłam mu delikatny uśmiech

- no dobra. Mów co się dzieje - mówi obejmując mnie w tali

- sama nie wiem. Alice,Bella tego wszystkiego jest za dużo.

- niczym się nie martw. Żadne z nas nie pozwoli zrobic ci krzywdy

- wiem. - mówię odwracając się w jego stronę. Przytulam się. Zaciągam się  jego zapachem. - wizję są coraz częściej i zmieniają się. Jak mam żyć w takim stresie?

- wyjedzmy - rzuca bez namysłu - odpoczniesz, a potem wrócimy

- to nie takie proste. A co ze szkołą?

- zrobimy sobie wagary.

- taa. A Emily i Sam wyrzucą nas z domu.

- nie będzie tak źle. - odpowiada i wychodzi z pomieszczenia.

Przez kilka godzin zostaje sama. Jesienny deszcz puka w szybę zagłuszając panującą tu ciszę, która coraz bardziej zaczyna mnie denerwować. Pakuje do plecaka trochę jedzenia i termos z gorącą kawą, którą wcześniej zaparzyła moja kuzynka. Korzystając z pustki jaka jest tu nowością wymykam się niezauważalnie. Nie biegnę do lasu,bo wiem że mogę spotkać tam cała sforę kieruje się w przeciwną stronę. Ściana deszczu zasłaniała mi drogę upadam uderzając głową w głaz. Moje oczy gasną,a twarz pokrywa się krwią.

Pov Jacob

Właśnie kończyliśmy patrolować nasz teraz,gdy poczułem silny ból głowy. Wiedziałem, że Aurora ma kłopoty. Spojrzałem na alfę. Wiedział już co się stało. Kazał mi jej szukać,choć wcale nie musiał tego robić. Zawróciłem do domu,ale jej tam nie było. Nie było też placaka. Czasem,gdy byłem wilkiem widziałem to co ona. Postanowiłem spróbować i tym razem. Zamknąłem oczy. Zobaczyłem drogę którą szła i ją zalaną krwią. Przestraszyłem się muszę być tam pierwszy przed wampirami. Wyskoczyłem przez okno. Po chwili byłem na miejscu. Nad nią stała Alice Cullen

- zostaw ją - warknąłem

- nie zrobię jej krzywdy. Ona jest taka jak ja - powiedziała

- nie - zaprzeczyłem -ona jest człowiekiem,ale ma dar.

- o tym właśnie mówię. Jest nie przytomna musi ją zbadać lekarz.

- odsuń się od niej to ją zabiorę. - rozkazałem

Kobieta odeszła na bok. Wzięłem moją ukochaną na ręce i biegłem do szpitala.

- ratunku potrzebuje pomocy- krzyczałem wbiegając do środka

- proszą ją położyć - powiedziała pielęgniarka - jak się nazywa

- Aurora Young to moja narzeczona. Ratujcie ją - krzyczałem błagalnym głosem

-co się stało? - zapytała

- upadła na mokrej drodze i uderzyła głową w głaz - opowiedziałem

- proszę tu poczekać. - kazała pielęgniarka i zamknęła salę.

W oczekiwaniu na jakieś informacje powiadomiłem resztę o sytuacji. Po godzinie w szpitalu zjawiła się Emily.

- gdzie ona jest?

- pielęgniarka zabrała ją na badania. Przepraszam Emily miałem ją chronić

- Jacob to nie twoja wina. - stwierdziła Emily kładąc mi dłoń na ramieniu - będzie dobrze Aurora jest twarda

- obyś miała rację. - powiedziałem ze łzami w oczach tak bardzo się bałem.
Po godzinie na poczekalnię wyszedł lekarz

- czy jest tu narzeczony Aurory Young ?- zapytał

- to ja - podbiegłem do niego

- no dobrze. Pańska narzeczona wyjdzie z tego tylko może mieć problemy z pamięcią

- jak to?

- nie ma żadnych poważnych uszkodzeń mózgu. Pani Aurora może cierpieć na krótko trwały zanik pamięci. Będzie musiał pan ją wspierać i być przy tym bardzo cierpliwy - pouczał mnie lekarz

- dziękuję doktorze. - rzekłem.
Odwróciłem się do Emily płakała. Tak bardzo bała się stracić kuzynkę. Pielęgniarka zaprowadziła nas do sali. Trzymałem dłoń Aurory. Mówiłem nie błagałem, żeby się obudziła.

(Nie) Zwykła Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz