rozdział 23

137 11 0
                                    

Bonnie cały czas nie wracała. Martwiłam się o nią. Poza tym miałam dość ukrywania się. Bardzo chciałam zobaczyć się z rodziną. Tęskniłam za nimi. Po rozmowie z matką ustaliłam,że będziemy kontaktować się telefonicznie. Wraz z mężem opuściliśmy kryjówkę. Jacob znał drogę do domu,więc prowadził. Nie rozumiałam tylko czemu tak mi się przygląda.

- kochanie co się tak przyglądasz- zapytałam

- wyglądasz tak pięknie.- powiedział z tym swoim uśmiechem i pokazał na moje ręce. Spojrzałam na nie,jednak zobaczyłam wilcze łapy.

- o kuźwa! Jak to się stało? Dlaczego nic nie poczułam?- byłam w szoku

- może przez to,że jesteś uzdrowicielką. Sam nie wiem. - odpowiedział Jacob.
Zatrzymaliśmy się przy strumieniu. Chciałam zobaczyć jak teraz wyglądam. W odbiciu wody ujrzałam   wilczyce, moje futro było dłuższe niż ich koloru rudego lekko świecące. Oczy zrobiły się brązowe. Byłam niższa niż Jacob jednak równie piękna. Nie rozumiem dlaczego nie poczułam przemiany? I dlaczego stało się to właśnie teraz? Czyżby moja moc uzdrowicielki na prawdę miałam z tym coś wspólnego? Przecież nie mogłam leczyć sama siebie. To wszystko było chore. Stało się tak nagle. A co jeśli całe moje życie było już z góry zaplanowane? Natłok myśli nie dawał mi spokoju. Czekała mnie poważna rozmowa z alfą no i z młodym. W tej chwili byłam szczęśliwa, że Jacob był obok.
Wyraz twarzy Sama zdradzał tak nie wiele.

- Jacob! Jak dobrze, że wróciliście- krzyknęła w ogóle nie przestraszona Emily.

- dobrze być w domu - przytuliłam kuzynkę w ludzkiej postaci. -byak bardzo tęskniłam. - powiedziałam ze łzami w oczach

- ja też,ale Bonnie wszystko nam powiedziała. Najważniejsze, że wróciliście cali i zdrowi. - stwierdziła Emily.

- a właściwie gdzie ona jest?

- wróciła do swojej pani. Po tym jak Seth zaręczył się z Renesmee, a Edward i Bella zgodzili się na to Bonnie wróciła twierdzą , że przepowiednia się wypełniła.

- dobrze wiedzieć,iż wszystko zmierza w dobrym kierunku. Oby tylko nie stało się coś złego.

- będzie dobrze. Chodź masz mi wiele do powiedzenia - Emily objęła mnie ramieniem i wskazała na ławkę przed domem.
Usiadłam przy niej i opowiedziałam o mamie o tym kim tak na prawdę jestem i o tym, że po jej śmierci mam przejąć stado hybryd. Nie wiem czy jestem na to wszystko gotowa. Prawdę mówiąc nawet nie zdążyłam ich wszystkich poznać. Przy mamie cały czas był Stefan, Bonnie była jej betą i choć byli hybrydami mieli w sobie przewagę wilczych genów.

Mijały dni. Poznawałam swoje możliwości. Dowiedziałam się na co mnie stać. Byłam nie do namierzenia ani przez wilki ani przez wampiry. Tylko Jake był w stanie mnie namierzyć. Tylko on zawsze wiedział gdzie jestem. Dziś miałam gorszy dzień. Cały czas w głowie dudniły mi słowa matki , że Jacob był mi pisany. A co jeśli on mnie nie kochał a to co czuł to nie było wpojenie? I dlaczego ja nie wpoiłam go sobie? Czekała nas rozmowa. Trudniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Nie mogłam odkładać jej w nieskończoność więc dziś musi do niej dojść. Siedzieliśmy w salonie oglądając telewizję. Jacob czuł mój niepokój.

- chcesz pogadać? - zapytał drapiąc się po karku

- Jacob czy ty mnie kochasz? - wypaliłam bez namysłu

- najbardziej na świecie, przecież wiesz.

- a co jeśli matka ma rację i mój los jest z góry zapisany?

- nie wierzę w to. Dlaczego więc oddała cię do domu dziecka i uznała za wariatkę skoro ona jest jeszcze gorsza?

- nie wiem. Za dużo tych pytań. A za mało odpowiedzi.

- Aurora kocham cię najbardziej na świecie. I tak będzie zawsze. - ucałował moją szyję. Wykorzystując , że w końcu jesteśmy sami oddaliśmy się romantycznym uniesienią. W miłosnej rozkoszy wyszeptałam jego imię. Nawet nasz seks był teraz inny. Bardziej namiętny. Marzyłam by ta chwila się nie kończyła.
Leżeliśmy nadzy, lekko dysząc gdy  zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Miałam nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiała z nią rozmawiać

- Aurora. Tu Morgana

- wiesz, że miałaś nie dzwonić?

- wiem,ale nie mam dla Ciebie dobrych wieści Max nie żyje.

- Max nie żyje? O czym ty mówisz?

- to nie na telefon. Możesz przyjechać?

- jasne. Wyślij adres będę jak najszybciej.

- dziękuję. I do zobaczenia.

Po chwili przyszedł SMS z adresem.

- kim jest Max? - zapytał Jacob

- Max był pierwszą osobą jaką poznałam w szpitalu. Wydawał się zwykłym dzieciakiem jednak miał swoją tajemnicę. Znał magię

- chcesz powiedzieć, że był jak Harry Potter?

- nie do końca. Harry potrzebował różdżki,a Max tylko słów. Czy pojedziesz ze mną?

- jasne wiem,że to dla ciebie ważne.

- dziękuję Jake.

Ubraliśmy się. Nagle moje problemy przestały mieć znaczenie. Liczyło się tylko to by pożegnać Max'a.

(Nie) Zwykła Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz