rozdział 10

192 13 0
                                    

Weekend z Jake'iem był nie zwykły,znowu było jak dawniej. Szczęście i uśmiech gościły na moich ustach. Tak było dopóki nie weszłam do szkoły. Na końcu korytarza przy szafce stała Bella w towarzystwie Erica wyglądała na zawstydzoną w końcu była dziś drugą sensacją. Eric spojrzał przez ramię Belli.

- nie wierzę! Wróciłaś! - podbiegł szybko w moją stronę.

- cześć Eric.

- w końcu jesteś. Tęskniliśmy za tobą. - powiedział i mocno mnie przytulił. Wzrok Jacob'a kazał mu się odsunąć

- też tęskniłam. - przyznałam
Powoli podeszła do nas panna Swan.

- cześć Jacob. - wydusila przez zęby

- cześć Bella. Poznaj to moja narzeczona Aurora Young - powiedział Jake obejmując mnie ramieniem

- narzeczona? - zapytała zszokowana

-cześć. Miło cię poznać. - skłamałam podając jej rękę.
Chwilę później usłyszałam za sobą znajomy pisk. Odwróciłam się w moją stronę biegła Alice Cullen

- Aurora! Kurde nie wierzę, że wróciłaś - rzuciła się na mnie

- cześć Alice. Miło cię widzieć

- ty jesteś ta nowa? - zwróciła się w stronę Belli

- tak. Chyba tak. Jestem Bella

- witaj w naszej szkole. - powitała ją Alice.

- Aurora możemy później pogadać? - zapytała Alice. Spojrzałam na Jake'a. Kiwnął głową na znak zgody

- jasne. Po tej lekcji na parkingu może być? - zapytałam

- świetnie. To do zobaczenia. - pomachała i poszła do klasy.

- ciekawe co chcę? - zapytał Jacob

- nie wiem może ma podobne wizję - powiedziałam najciszej jak umiem

- dowiemy się później. - stwierdził.
Łapiąc moją dłoń poszliśmy na biologię.
Dziś lekcje razem z nami miała Bella która siedziała w ławce z Edward'em. Ciężko mi było patrzeć jak Edward próbuje opanować się by nie zrobić jej krzywdy na oczach całej klasy. Widziałam też jak przez mgłę jak Jacob męczy się w towarzystwie Edwarda. Byli w końcu naturalnymi wrogami. Biologia minęła dość szybko. Wyszliśmy równo z dzwonkiem. Udając się prosto na parking,gdzie czekała już Alice.

- możemy pogadać?

- mów nie mam przed nim tajemnic - powiedziałam wtulona w Jake'a

- wiem,że masz dar ten sam co ja. Chciałam zapytać o czym miałaś ostatnio wizję?

- Bella zostanie zaatakowana przez trzy wampiry podczas waszej gry w baseball

- czyli miałyśmy tą samą wizję

- Alice to nie koniec. Jeden z nich będzie próbował zabić ją w sali baletowej.

- wiem, że ona i Edward będą razem. Ale moje wizję się zmieniają lub są nie pełne. - przyznała Cullen

- bądźmy w kontakcie. Będzie łatwiej,bo będzie wiadomo czego unikać. - stwierdziłam,a ona przyznała mi rację. Po czym wróciliśmy na zajęcia. Nie lubię Belli,ale jest mi jej trochę żal. Chociaż patrząc na to z drugiej strony miłość wymaga poświęceń. Nie wiem jak będzie mi dane umrzeć,jednak wiem,że śmierć z miłości to coś mniej strasznego. Nawet teraz poświęciła bym własne życie by ratować Jake'a. Na razie jednak nie jest to konieczne.

Dni mijały Bella coraz bardziej zakochiwała się w Edward'zie mimo iż znała prawdę o tym kim jest. Widać nie przeszkadza jej to. Wiosna zawitała. Pierwszy burzowy dzień miał być tym w którym trzy wampiry wpadną na Cullen'ów. Tak się stało tydzień później. Z tego co mówiła Alice nie jaki James obrał sobie Belle za cel. Stało się jak w naszych wizjach. Sala baletowa była sądnym miejscem. James ugryzł Belle jednak Edward nie pozwolił by się zmieniła i wyssał jad z jej ciała. Długo potem nalegał by Swan wyjechała do matki,ale ona uparta nie zgodziła się. Została w tym deszczowym i pełnym wilgoci Forks.

(Nie) Zwykła Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz