Pragnienie miałem, by kimś innym się stać.
Na scenie zagrać i z głosu się śmiać.
Pokazać innym me twarze nieskończone.
Gestami człowieka odebrać im mowę.
Być kimś innym, niż dwulicowcem.
Którego w stadzie boją się owce.
Wykorzystać to na coś dobrego.
Nawet, jeśli odgrywać będę złego.
...
Od dziecka taki talent już miałem.
By zamieniać się z kimś swym ciałem.
Ukrywać dzienny ból, a kiedy trzeba.
Modły swoje posyłać do nieba.
Przy każdym znajomym była inna twarz.
Na rozegranie tego, szansa tylko raz.
A oni wierzyli w każde me słowa.
Może taka jest boża ma wola.
...
I teraz świetnie się czuje w świetle gwiazd.
Moje życie w końcu ma jakiś smak.
Nie przejmuje się tremą, nie ściga mnie stres.
To co mnie dręczyło, za mną już jest.
Lecz doskonale wiem, że przyjdzie coś nowego.
Dopadnie mnie dnia niespotykanego.
Do tego czasu cieszą mnie oklaski.
Ludzi, którzy nie robią tego z łaski.