Myślałem, że cię znalazłem.
Twoje piękne chude ciało, takie delikatne.
Oczy ciche, ich barwy pobladłe.
Usta wąskie i naturalne.Byłaś idealnym słuchaczem dla mnie.
Uśmiechałaś się na każde słowo padłe.
Nie kłóciłaś się, nie urażałaś nagle.
Choć moje myśli były wadne.Szeptałaś mi, jakie niebo jest ładne.
Zastanawialiśmy się wspólnie, kiedy mgła opadnie.
Oglądaliśmy razem liście upadłe.
Leżeliśmy pod drzewem, które było martwe.Myślałem, że cię znalazłem.
Lecz okazałaś się trupem w nieładzie.
Twoje usta wciąż łżą po twej zdradzie.
Nie myślałaś, że się dowiem o twoim wypadzie.Sam nie sądziłem, że swe dłonie splamię.
Będę musiał patrzeć, jak twoje nogi łamię.
Słuchać serca, które zemsty łaknie.
Aby cie dopaść, w twoje oczy skłamię.W rytm zniszczonej duszy wpadnę.
Tak okrutnie się z tobą rozpadnę.
Lecz chyba tego chciałaś właśnie.
Abym oszalał w swym życiu jawnie.Myślałem, że cię znalazłem.
Lecz okazałaś się trupem i na nic moje nadzieje.