To była tylko gra, w której się znaleźliśmy. Nasza więź już dawno się załamała, zanikła. Staliśmy się sobie obcy. Przy każdym wyzwaniu próbowaliśmy sobie udowodnić, kto to zniszczył. Kto był nieudacznikiem i nim pozostanie. Nie zależało już nam na tym, żeby to naprawić.
Stanęliśmy w końcu przed wyborem. Masz doświadczenie w tej grze, ja w drugiej, ale to oczywiste, że nie pójdziemy do tej, na której się znamy - nie - pójdziemy do przeciwnej naszym umiejętnościom, żeby pokazać, że jesteśmy od siebie lepsi. Znowu.
Tak się rozłączyliśmy i tak się męczyliśmy. Żadne z nas nie wypełniło swojego zadania, choć staraliśmy się z całych sił. Za każdą próbą tylko coraz bardziej coś sobie uświadamialiśmy. Coś, czego długo nie chcieliśmy do siebie przyjąć.
Wróciliśmy do początku, spojrzeliśmy na siebie - wykończonych, zniesmaczonych i pokonanych. Wiedzieliśmy, że żadne z nas nie udowodniło, kto tym razem jest lepszy. Widzieliśmy to w swoich oczach i tym samym wzrokiem wybaczyliśmy sobie, że w ogóle to próbowaliśmy. Zamieniliśmy się miejscami i spełniliśmy swoje zadanie. Nasze losy są inne, ale tylko my możemy je wypełnić. W końcu wyszliśmy z tego piekła.
Przynajmniej chciałbym, żeby tak było. Żadne z nas nie wypełniło zadania, nie wróciliśmy do początku, nie było więcej, niż jednej próby. Była tylko jedna i ostatnia. I zostaliśmy w tym piekle na zawsze.