Rozdział 4

562 20 0
                                    




- Co się stało? – odebrałam telefon od Calla.

- Dlaczego nie podpisałaś wznowienia umowy dla Barnsów? Bliźniacy to nasi stali klienci. – myślałam, że chce mnie przeprosić za poranną kłótnię on tymczasem papla o robocie.

  - Zaraz to sprawdzę i dam ci znać. – rzucił słuchawką. Ma okres, czy jak? Powiedziałam do sobie pod nosem.

            Odpowiedzialną za to osobą był mój asystent. Nasunęłam szpilki na stopy po czym wstałam i poprawiłam  ołówkową spódnicę.

  - Gdzie są umowy do podpisania dla Barnsów? – zapytałam oschle.

  - Ehhh chwileczkę. – zestresowany zaczął szukać w papierach na swoim biurku.

  - Jesteś nie zorganizowany. Masz straszny bałagan. Zrób coś z tym tak nie da się pracować. – fuknęłam na niego. Byłam nad wyraz miła. - Jak wrócę z lunchu umowa ma czekać na mnie na biurku.

Już wiedziałam, że jego dni są policzone.

Zjechałam windą do bufetu na parterze. Pracownicy uciekali w popłochu na mój widok.  Byłam aż taką suką?  Czy ja miałam wątpliwości?  Oczywiście, że nią byłam.  Przy Adamie nieco złagodniałam, a przy Callu byłam dawną sobą.  Powróciły stare nawyki. Wolałam trzymać ludzi na dystans to mi znacznie lepiej wychodziło.  Bali się mnie miałam więc spokój.

Wzięłam do ręki tace i stanęłam w kolejce. Kontem oka zauważyłam Calla ze swoją sekretarką. Kiedy przyszła moja kolej wybrałam sobie gotową kanapkę vege i świeżo wyciskany sok z grejfruta do tego deser z wiśniami. Po zapłaceniu usiadłam przy stoliku tak by mieć na oku tą parkę. Co on kombinował? Jego stare nawyki również powróciły. Flirtował z nią było to jasne jak słońce. Dziewczyna czuła się wyróżniona sam szef największy podrywacz i przystojniak ją adorował. Byłam wkurwiona, ale postanowiłam poczekać na rozwój akcji. Mi robił awantury za Adama, a sam co wyprawiał. Poniżał mnie na oczach wszystkich, kiedy to sobie uświadomiłam nie wytrzymałam. Wzięłam swoje jedzenie i ruszyłam w ich stronę. Stukot moich obcasów unosił się w całym pomieszczeniu Call odwrócił się za siebie i wtedy mnie zobaczył. Na jego twarzy malowało się zmieszanie. Bardzo rzadko tu jadałam nie dlatego, że jedzenie było złe tylko dla tego, że wolałam pomiędzy jedzenie pieprzyć się z Samem. W tamtym momencie nawet z nim zatęskniłam.

  - Co tu robisz?

- Pani prezes. – jego sekretarka jęknęła i skuliła się pod wpływem mojego zabójczego spojrzenia.

- To co wy – rzuciłam tacę na stolik. – jem.

  - Siadaj z nami. – odsunął mi krzesło. – Podpisałaś te umowy? Nicol zauważyła to uchybienie z waszej strony.

- Nikol może pakować manatki. Nie pracuje już u nas. – powiedziałam spokojnie. Wyciągnęłam drugą część kanapki i zaczęłam ją jeść.

- Nicol wracaj do pracy. Dokończymy naszą rozmowę później. – trzymał nerwy na wodzy jedynie z powodu naszych pracowników.

- O co ci chodzi? – pochylił się ku mnie i ściszył głos  tak by nikt nas nie usłyszał.

- O nic – wzruszyłam obojętnie ramionami. – mam takie widzimisię by ją wypieprzyć. Masz coś przeciwko?

  - Tak się składa, że mam. To moja asystentka.

- A ja jestem twoją kobietą i szefową. Wybieraj chcesz mieć tą małą zdzirę przy sobie czy mnie? – wytarłam usta jednorazową serwetką. Wstałam i wróciłam do biura. Byłam z siebie dumna, że udało mi się w miarę zachować i nie wszcząć awantury.

- Pani prezes nie mogę znaleźć tej umowy. Muszą ją jeszcze raz wydrukować. – oznajmił mi asystent, a ja mu oznajmiłam, że już u nas nie pracuje. Amatorszczyzna. Jedyną osobą, która to ogarniała musiała wrócić.

Zerknęłam na zegarek była za dziesięć druga.  Usiadłam na ławkce przy fontannach w Italnian Garden. Czekałam na swojego byłego asystenta Sama, którego wyrzuciłam pod wpływem emocji.  Nie wrócił do firmy tak jak zazwyczaj to bywało. Pierwszy raz i zapewne ostatni raz, postanowiłam zaproponować mu powrót. Przez moje biuro przewinęło się kilkanaście  osób żadna z nich nie była niestety nim. Mam tu na myśli jedynie czysto zawodowe aspekty. Pieprzenie się z nim odpada. Jestem z Callem.

Towarzyszyło i dziwne uczucie niepewności. Upiłam łyk kawy, którą kupiłam na wynos w pobliskiej kawiarence. Znów zerknęłam na zegarek.

  - Witam panią prezes. - usłyszałam jego głos za sobą.

    - Możesz być mniej sarkastyczny? -  rzuciłam oschle. Obszedł ławkę dookoła dopiero go zobaczyłam. Miał na sobie garnitur. Wystroił się  jak na rozmowę kwalifikacyjną. To miało być zwykle spotkanie.
Usiadł obok mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Oczywiście, że mogę. Jakieś inne twoje  życzenia mogę spełnić? Bardzo chętnie to zrobię. – mrugnął do mnie okiem.

  - Tak jedno. - założyłam nogę na nogę. Spojrzałam na czubek czarnej szpilki, który lekko się przybrudził. Po czym uniosłam na niego wzrok, nadal miał banana na twarzy. -  Chce byś wrócił do pracy. – rzuciłam niby obojętnie.

Otworzył szeroko oczy. Zaczesał włosy do tyłu.

  I tu cię mam.

Zaskoczyłam go nawet tego nie ukrywał.  Sama byłam zaskoczona. Nigdy nie podejrzewałam, że będę osobiści prosiła go by wrócił do pracy. Nie tylko za nim tęskniła co uświadomiłam sobie dziś, ale i brakowało mi jego estetyki pracy. Zawsze wszystko miał uporządkowane przypilnowane. Nigdy o niczym nie zapomniał miał pod kontrolą moje sprawy.

– To nie możliwe. – oparł się łokciem o drewnianą ławkę.

- Co takiego? – upiłam łyk kawy.

- Prosisz mnie bym wrócił do pracy? Dlaczego? – zapytał totalnie zdziwiony.

  - Dobrze wiesz, dla czego. Nikt nie ogarnia moich spraw tak jak ty. – poprawiłam szalik by zakryć się przed chłodnym wiatrem.  Pogoda diametralnie się zmieniła ze słonecznej na kapryśną jak ja. - Co ty na to?

- Hmmm sam nie wiem. – przysunął się bliżej mnie. – Tęskniłem każdego dnia. – dotknął mojego policzka dłonią. -  Chciałem zadzwonić. Nigdy bym się nie spodziewał, że ty to zrobisz i poprosisz bym wrócił. – śmiejąc się założył mi niesforny kosmyk włosów powiewający na wietrze za ucho. - podoba mi się ten pomysł.

- Super. - odsunęłam jego dłoń od mojej twarzy. - Jutro widzimy się w biurze. - Wstałam by wrócić jak najszybciej do domu. Nie mogliśmy jak normalni ludzie spotkać się w ciepłej przytulnej kawiarni lub w barze. Musiał wyciągnąć mnie tu do tego cholernego Hyde Parku w taką paskudną pogodę. Włosy miałam w całkowitym nieładzie przez hulający wiatr, a dziś rano byłam u Iana. 

  - Halo poczekaj chwilę. – zawołał łapiąc mnie za nadgarstek. Zmusił bym usiadła na ławce z powrotem. – mam jeden warunek.

  - Mam się zacząć bać? - Szczeniak miał czelność stawiać mi warunki? Nadal miałam do niego słabość, o czym dobrze wiedział. Z grzeczności postanowiłam go wysłuchać.

  - Nie. - musnął mój zimny policzek ciepłą dłonią. – to nic złego. Nic czego musiałby się bać pewna siebie pani prezes.

  Uśmiechnął się zuchwale.

    - Więc? Co to za warunek? – odsunęłam jego dłoń od siebie.  Przekraczał granice których nie powinien w tym momencie.

  - Randka. Masz iść ze mną na randkę. Normalną. Ja wyznaczam termin i miejsce.

- Zapomnij – prychnęłam głośmy śmiechem. - co to za niedorzeczny pomysł? - wstałam z ławki. - nie ma mowy. - stanowczo zaprotestowałam.

- Twoja strata kochanie.

- Raczej twoja. Miło było cię zobaczyć. – pożegnałam się i odwróciłam na pięcie. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę apartamentu. Nie miałam zamiaru być jego kartą przetargową. Potrzebowałam go w firmie, co nie oznaczało, że miałam zamiar przystać na jego warunek.

Niegrzeczna Pani Prezes 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz