Rozdział 2 - ramiona Morfeusza

675 36 2
                                    

Daniel stał na krawędzi urwiska. Spojrzał w dół lecz tam była tylko pusta biło z niej przejmujące zimno ,które mial wrażenie że przeszywa mu kości. Rozejrzał się za sobą zobaczył pustynię bez grama życia. Spojrzał przed siebie, za urwiskiem unosiła się mgła ale można było tam dostrzec zarys jakiś kształtów. Rozejrzał się jeszcze raz w nieznacznej odległości ujrzał most. Zastanowił się przez chwilę co robic lecz stwierdził że nie ma co tkwić w tym martwym punkcie gdzie zimno jeszcze bardziej zaczęło mu doskwierać. Ruszył w kierunku mostu a im był bliżej tym odczuwał większe cieplo. Ciężko mu było ocenić czy ciepło bylo związane z tym że się poruszał czy biło ono od mostu. Po chwili jednak poszedł do wniosku że im bliżej mostu się znajdował tym było mu ciepłej. Zmysły jakby mu się wyostrzaly. Miał wrażenie że czuje wiecej, widzi więcej ,że smakuje wiecej. Most był co raz bliżej. Gdy do niego dotarł serce waliło mu jak oszalałe. Radość i wyczekiwanie zalało jego ciało. Czuł się tak jakby to miejsce po drugiej stronie na niego czekało. Jakby tam było coś co było tylko jego. Wszystkie zmysły w nim szalały .
- Chodź tutaj Daniel... Hihihi....Czekam tu na Ciebie... Daniel.... Dani nie bój się ... Tu nie jest strasznie... Otwórz się na mnie... Hihihi Daniel...
Coś wołalo go z drugiej strony mostu. Słodki głos zdawał się ociekać miodem. Kusił wabił...
Daniel czuł ekstazę i w tym momencie dotarło do niego co robił. Jedna noga stał już na moście linowym. Powaga sytuacji przytłoczyła go. Żeby przejść na drugą stronę musi wejść na ten cholerny most linowy, który wygląda jakby miał z tysiąc lat a do tego wisi nad przepaścią z , jak się Danielowi wydawało,  bezdenną pustka.
- Danielu Santi ogarnij się chłopie. Co ty tu robisz...
Powiedział sam do siebie. Bał się przejść przez most. Bał się że spadnie a pustka go pochłonie. Stał na twardej powierzchni, nijakiej ale twardej bezpiecznej.
-Danielu nie bój się .... Ten most tylko wygląda strasznie ale jest bezpieczny hihihih... Choć do mnie... Tu jest ciepło ... Tu zaznasz szczęścia...
-Kim jesteś? -krzyknął.
-hihihi jak wejdziesz na most to Ci powiem.... Hihihi choć do mnie nie pożałujesz...
Co robić ? Co robić? Daniel przykucnął dotknął ziemi , uniósł głowę i spojrzał w niebo. Słońce oślepiło go na moment . Przymknął swoje fiołkowe oczy gdy je otworzył duży cień przysłaniał mu widok. Odwrócił się szybko i aż upadł na ziemię. Nad Danielem stał jego Ojciec.
-Tato ? - Daniel wpatrywał się w Ojca. Ojciec stał przed nim jak żywy.
-Synu. Co ty tu jeszcze robisz? Dlaczego nie idziesz tam gdzie Twoje miejsce?
-Tato o czym ty mówisz? - Daniel próbował złapać go za rękę lecz nie udało mu się to. Nie było oporu ciała jego ręka przeszła jak przez dym lekko na moment zniekształcając obraz. Daniel przez chwilę nie mógł oderwać wzroku od tego widoku. Ocknął się jednak i spojrzał na twarz Ojca. Ten obdarzył go uśmiechem tak dobrze znanym z dzieciństwa.
-Tato? - Łzy popłynęły po policzkach Daniela.
-Synu nie płacz. Już nie płacz. Jestem tu by wskazać Ci drogę.
-Tato o czym ty mówisz. Ja nie chcę nigdzie iść , chce zostać tu gdzie jesteś Ty.
-Synu posłuchaj. Tu nic nie ma. Tu gdzie teraz jesteś nic Cię nie czeka. Stoisz w miejscu.
- Nie prawda . Tu jest znane , bezpieczne tu jesteś Ty.
-Daniel. Mnie tu nie ma i już nie będzie. Możesz tam iść. Tam jest Twoje miejsce. Tam znajdziesz to czego szukasz choć nawet nie jesteś jeszcze świadomy że jest Ci to potrzebne. A ja będę przy Tobie zawsze. W Twoim sercu. Będę żył zawsze w Twoich wspomnieniach. Idź naprzód i już nie oglądaj się za siebie. Idź przecież Cię wołalo. Czeka na Ciebie stęsknione. A Ty czujesz ta radość płynącą z drugiej strony. Synu nie bój się idź. - Ojciec uśmiechnął się ponownie do syna.
Daniel spojrzał na Ojca odwrócil się w stronę mostu. Zrobił krok i postawił nogę na linie.
-Tato jesteś pewien że tam jest moje miejsce ?
Ojciec już nic nie powiedział tylko uśmiechnął się w ten uspakajający sposób. Ten uśmiech towarzyszył Danielowi gdy uczył się jeździć na rowerze, gdy tata pokazywał mu tajemnice ogrodowych zakamarków , taki uśmiech gdy tata zachęcał go by odkrywał świat. Wtedy Daniel zrozumiał że musi iść.
Most okazał się stabilniejszy niż wyglądał. Każdy krok sprawiał że Danielowi serce biło szybciej i szybciej. Ciepło , radość , śmiech i nieznane dotąd zapachy witały go. Został tylko krok aby być na drugiej stronie. Odwrócił się ostatni raz w stronę uśmiechającego się Ojca.
-Tato co tam jest? -krzyknął gdy stawiał ostatni krok.
-Twoje prawdziwe życie.- usłyszał i obudzil się nad ranem zlany potem.
-To głupie... Pieprzony sen...- powiedział  waląc  ręką w piszczący budzik. Wstał rozmyślając nad tym co mu się przyśniło. Czuł się jakoś nieswojo. Nie wiedział co mu jest. Bolało go całe ciało ale zebrał się jakoś i wyszedł do kuchni. Zastał tam pobojowisko po wczorajszej "imprezce" ale nie miał czasu ogarnąć tego teraz rano. Musiał przed zajęciami wpaść do biblioteki. Zajrzał więc do sypialni Matki. Nadzieja spała miała dziś na późniejszą godzinę do pracy więc Daniel jej nie budził. Wyszedł z domu a po 20 minutach siedział już w bibliotece. Miał zebrać materiały do projektu grupowego jednak co chwilę coś go rozpraszało. Miał wrażenie że wszystko inaczej pachnie , że jego ciało jest obolałe i wrażliwsze. Pomyślał że pewnie zaczyna mu się przeziębienie więc postanowił że opuści bibliotekę i uda się do kącika medycznego. Jednak nie było mu dane tam dojść.
-Dani!!! Daniel!!!
Udawał że nie słyszy że wolą go jego najlepszy kumpel. Poczuł jak ktoś rzuca się całym ciężarem ciała na jego plecy.
- Danielku słoneczko ty moje. Mój ty piękny kwiatuszku. Wiesz jak ja za  tobą tęskniłem ? - Arczi poklepując po ramieniu Daniela robił do niego słodkie oczy.
-Czego chcesz kutasie ? I nie rób mi tu oczu jak kot że Shreka tylko gadaj. - odparł Dani.
- Uuuuła widzę że księżniczka dzisiaj wstała lewa nóżka. A tak serio stary daj odpisać z matmy. Błagam kupię Ci później coś smacznego na poprawę humoru. Błagam , błagam.
- Arczi znak litość swego Pana. Dam Ci odpisać ale ostatni raz. Mówię poważnie ostatni kurwa raz. To że jesteś moim najlepszym kumplem nie znaczy że dam się wykorzystywać takiej ofierze losu jak ty kretynie. Cos ty robił że matmy nie odrobiles?
- A no wiesz... Kwiatki pszczółki i te sprawy... No nie patrz tak na mnie. Że ty jesteś pieprzona królowa lodu to nie moja wina. Ja rozsiewam miłość. Mam jej tyle w sobie że muszę się dzielić.
-Ta dzielić chyba rzeżączka.
-Oj zaraz rzeżączka. Pomogłem tylko przetrwać pewnej zgrabnej Omedze jej ruję.
- Nie chce nic więcej wiedzieć co wyprawiasz ze swoim Alfim hujem.
- Jesteś zazdrosny Beta. Hahaha. Ale w sumie jesteś tak śliczny że jakbyś był Omega to zgłosił bym się na ochotnika aby i Tobie pomóc w ruji. Hahaha
- Odpierdol się kutasie. Poza tym coś ty dziś na siebie włożył.
-A bo co ?
-Śmierdzisz aż się nie dobrze mi robi.
Arczi załapał się za koszulkę i powąchał nie poczuł nic co by odbiegało od normy. Spojrzał na Daniela i stwierdził że jego przyjaciel faktycznie jakoś dziwnie wygląda.
- Daniel nie wyglądasz najlepiej coś Ci jest?
- Od rana nie najlepiej się czuję. Chciałem właśnie..... - nie dokończył bo rozbrzmiał dzwonek na zajęcia. Chcąc nie chcąc pomaszerowali do sali. Daniel coraz gorzej się czuł i dodatkowo głowa go rozbolała. Siedział masując skronie gdy nauczycielka weszła do sali i zawołała.
-Cisza w tej chwili. Otóż Panowie i Panie chce wam przedstawić nowego ucznia Rafael Diabolus. Rafael znajdź sobie wolne miejsce. Cichy pomruk przeszedł przez sale. Dziewczyny z przednich ławek zaczęły chichotać i coś szeptać. Daniel miał to gdzieś głowa zaczynała mu pękać a oczy łzawić pochylony dalej masował skronie.  Nie zwrócił uwagi że za jego plecami usadowił się nowo przybyly. Delikatny dotyk w ramie obudził go z letargu. Daniel odwrócił się do nowo przybyłego podniósł swoje fiołkowe oczy i napotkał najbardziej zielone oczy jakie widział. Zielony kolor zmienił się w złoto a niebiański zapach otoczyl Daniela i to była ostatnia rzecz jaką pamiętał zanim zemdlał.

Życie Omegi ( Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz