Rozdział 31

189 13 2
                                    

Rafael klęczał i jedyne co do głowy mu przychodziło to słowo przepraszam które co chwilę się wymykało z jego ust...

W jego odczuciu przepraszał za wszystko i każde przepraszam miało znaczenie nie było pustym słowem. Przepraszał za każdą krzywdę która kiedykolwiek wyrządził , za każdy błąd i głupotę jaka się wykazał, za brak kontroli... Za przeszłość, teraźniejszość i przyszłość...

Czuł że samo klęknięcie to za mało, dlatego pochylił się jeszcze bardziej. Chciał jak najbardziej pokazać pokorę która była obezwładniająca. Gdyby teraz go widział, jego ojciec , jak się płaszczy przed omegą wyśmiałby go lub wściekł się. Miał wrażenie że słyszały jego szyderczy śmiech. W oczach ojca był teraz nikim. Insektem którego można zgnieść nie ponosząc przy tym żadnych konsekwencji. Nawet w takim momencie wisiało nad nim widmo bezdusznego Ojca. Ale to nic! To nic... W tej chwili liczyła się tylko osoba przed nim. Dla niego wskoczy w ogień piekielny, wejdzie na najwyższe szczyty, zapomni o dumie, będzie błagał i płaszczył się i nie pozwoli mu odejść. Musi mu wyjaśnić i musi go odzyskać bo bez niego nic nie ma znaczenia. Daniel jest jego przeznaczeniem a on to przeznaczenie dopełni.

Delikatnie podniósł się a jedyne co teraz widział to czubki butów Omegi, jak nerwowo tupią o betonowa posadzkę niosąc się echem po pustym parkingu. Miarowość uderzeń zrównała się z uderzeniami pompy życia w jego wnętrzu. Z każdym jej uderzeniem niekontrolowanie wypuszczał swoje feromon. Zapachy trawy cytrynowej i zielonej herbaty mieszały się z fiołkami , które obaj czuli jednakże ani Alfa ani Omega nie zauważyli jak ich oddechy współgrały ze sobą. Jak ich ciala wchłaniają wzajemne feromony. Nie mieli pojęcia co właściwie się dzieje i jakie będą tego konsekwencje...

- Przestań się płaszczyć. Nie wypada to panu wielkiemu Alfie. Mów co masz do powiedzenia. Masz 5 minut. Tylko tyle czasu dla ciebie przeznaczę. Mam obowiązki i chcę wrócić do domu do mojego syna a Arczi czeka w samochodzie. - Starał się być oschły próbował nie zwracać uwagi na to że jego ciało wibrowało i miał wrażenie że krew przyspieszyła z każdą minutą , parząc go od środka. Coś znajdowało się pod jego skórą , wyło i szarpało się. Było mu niedobrze. Stał w miejscu a jego zmysły próbowały oszukać go że jest coraz bliżej Rafaela.

Czas jakby zwolnił swój bieg. Każdy ruch wydawał się ociężały i spowolniony, więc gdy Rafael podnosił się by spojrzeć na Omegę ten widział każdy najmniejszy szczegół w rezultacie szok i ból przeszły przez jego ciało gdy zobaczył twarz Rafaela. On sam rozciął mu jeden łuk brwiowy ale Archibald dokonał dzieła zniszczenia. Alfa krwawił bardzo. Krew kapała z łuku brwiowego , ust oraz nosa. W pierwszym odruchu chciał go przytulić zetrzeć całą czerwoną maź z jego twarzy i całować te spuchnięte usta. Przymknął powieki. Tak nie powinno być. Nie powinien pożądać tego mężczyzny. Ale pożądał i przez jego umysł przymknęły obrazy z pamiętnych kilku nocy spędzonych w ramionach tego Alfy.
-Kurwa! Otrzasnij się - mówił to tak jakby to było skierowane do Rafaela ale tak naprawdę mówił to sam do siebie.
-Przepraszam.
- To już słyszałem.
- Wiem.
- Więc - założył ręce po sobie chciał w ten sposób ograniczyć wrażenie bliskości. - zaraz stracę cierpliwość... Jeszcze jedno przepraszam i wracam do samochodu.
- Kocham cię. - to co wyczuwał pod skórą w tym momencie miał wrażenie jakby uformowało osobną jednostkę. Całkowicie inny byt który wyrywał się w ramiona Alfy. Całą siłą woli opierał się swojemu przeznaczeniu. - Kocham Cię Daniel...Ciebie i naszego syna.
- Idę stąd. - zrobił krok w tył,chciał uciec ale nie było mu dane ruszyć się dalej. Czarnowłosy rzucił się mu na nogi zatrzymując go w miejscu.
- Błagam nie idź. Błagam...
- To mów nie przedluzaj tego co jest niepotrzebne - starał się być okrutny , odciąć się od przeznaczonego.
- Nie zabiłem Ci Ojca.
- Kłamiesz...
- Nie zrobiłem tego na miłość Wielkiego Alfy , uwierz mi! - klęczał wtulakac jeszcze mocniej się w Omegę nawet taki wymuszony kontakt sprawiał mu ogromną radość. Czuł że tego właśnie brakowało mu przez tych 5 lat. To było jego miejsce na Ziemi. To był jego Dom i spokój. Z trudem opanował się by nie wstać i siła zaciągnąć go do swojego mieszkania, by tam wszystko mu wyjaśnić a później trzymać go w ramionach do utraty tchu.
- Nie wierzę Ci. Puść i nie dotykaj mnie już więcej - listu dotyku jego skóra płonęła i topi jego zmysły a umysl zaczyna ulegać. Musi stąd uciekać i to szybko.
- Daj mi wyjaśnić. Daj mi swój czas. Opowiem Ci wszystko. Opowiem Ci jak umarł ktoś kto nauczył mnie czym jest miłość i nadzieja. Opowiem jak umarł Teo...
- Rafael- to imię na ustach smakowało słodko i zarazem gorzko.
- Kochany spotkajmy się na neutralnym gruncie proszę. Zrób to dla nas, dla naszej rodziny, dla naszego syna. Wysłuchaj tego co mam Ci do powiedzenia.

Życie Omegi ( Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz