Rozdział 37

160 11 1
                                    

- Podoba ci się mój prezent powitalny ?

- Ty chory skur..... - włączył na głośnomówiący by Daniel także mógł słyszeć Michaela. Stal koło Seraph i leżącej kobiety. Antonio zdjął marynarkę i przykrył jej nagie ciało.

- Ej ej ej synek synek. Ciiii szanujemy starszych.. . 

- -Zabiles ...

- Zabiłeś , zabiłeś... to takie brzydkie słowo. Nie zabiłeś tylko się pobawiles. A poza tym nie dałbym wam w prezencie bezwartościowego truchła. 

Wybuchł swoim obrzydliwym śmiechem. Głębokim gardłowym urywanymi jak szczekanie psa. W tym czasie Antonio potwierdzil skinieniem głowy że jego córka żyje . Bez słów przywołał kilku chłopców by mu pomogli gdy sam niósł swoje nieprzytomne dziecko w ramionach do samochodu. Trzeba było przetransportować Nadzieję jak najszybciej do szpitala. Kobieta nie miała  ani jednego miejsca bez okaleczenia. Jeśli z tego wyjdzie to zostaną jej blizny do końca życia nie tylko te na ciele ale na duszy również . Nie była zbyt silna Omega. Życie za bardzo ja doświadczyło. Udawała tylko silna byla słaba i oboje to wiedzieli i jej Ojciec Antonio i jej syn Daniel. Wsiadajac ponownie bez słów pożegnał się z pozostałymi a w duchu życzył im szczęścia. Miał nadzieję również że jutro w kostnicy będzie mniej ciał niż by sobie tego życzył. Właśnie wybuchła wojna z bezwzględnym przeciwnikiem a wojna niestety niesie ze sobą niechciana śmierć.

- Gdzie jest mój syn ?

- A no właśnie ? Czemu mi się nie pochwaliłeś że spłodziłeś taką śliczna mała Omegę!

- Omegę ? Co ty pierdolisz ? 

- Omegę? Skąd... - chciał zapytać Daniel jednakże Michael mu przerwał.

- O proszę. A kto pozwala w ogóle mówić dziurze do jebania ? Hmmm. Rafael czy ja Ciebie nic nie nauczyłem ? - ton jego głosu świadczył tylko o pogardzie.

Rafael ścisnął pięść to samo zrobił Daniel tylko że jego były brudne od krwi jego matki, która powoli zmywała mżawka. Teraz wiedział że by się czegokolwiek dowiedzieć musi siedzieć cicho a to nie było takie proste. Jego syn był blisko a jednocześnie czuł  jakby był od niego oddalony o lata świetlne. Nienawidził takich ludzi jak Michael. Ich przedpotopowego myślenia że Omega to jakiś gorszy sort. Omega to też człowiek którego trzeba szanować. Omegi nie rodzą się słabe to społeczeństwo i właśnie tacy psychopaci je takimi czynią. 

- Michael ...- zawarczal wręcz Rafael .

- Oooo proszę czyli aż tak Ci było dobrze w tej słodkiej diureczce? To może dasz mi sprobo....

- Michael !!! Jeśli tkniesz moja Omegę choćby najmniejszym palcem to... - Daniel złapał co za dłoń i ustawił się dokładnie naprzeciw łapiąc jego wzrok. Pokiwał głową i bezszelestnie powiedział :

- Nie rób tego...

- To co? Hmmmm? Nie zapominasz się syneczku? Czy to w tej chwili ja mam przy sobie największą kartę przetargową? Siad kurwa psie . Przestań szczekać.- zaczął się znowu śmiać. - Przeproś to może dam Ci porozmawiać z dzieciakiem. Hmmmmm. 

Zazgrzytal tak głośno zębami że chyba sam Michael to usłyszał.

-To jak będzie ?

- Wybacz Ojcze...

- Za....- oczami wyobraźni widział jak Stary Alfa wykonuje ten swój kręcący ruch palcem nakłaniający do dalszych przeprosin.

- Za nie okazanie szacunku...

- Dobry piesek. - wesołość w jego głosie doprowadzała ich do furii, której że względu na bezpieczeństwo ich syna żaden nie mógł okazać. Nastała cisza w telefonie było słychać jak Michael się przemieszcza  i otwiera drzwi.

Życie Omegi ( Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz