Londyn, Wielka BrytaniaGAIA
Zagryzłam malinową wargę by opanować emocje gromadzące się we mnie. Odkąd Cameron i Andy zniknęli w gabinecie szefa panika rosła z każdą sekundą którą śledziłam na stojącym obok zegarze.
- Ej - usłyszałam znajomy, męski głos za sobą. Nie odrywałam wzroku od tarczy i wskazówek - Nie martw się, będzie wszystko dobrze. Z tego co mi wiadomo mają intercyzę.
- Nie pocieszasz - jęknęłam rozpaczliwie.
Samuel miał o dużą lepszą sytuację niż ja, w razie utraty posady księgowego mógł zacząć pracę w firmie swojego brata, który jak się okazało przyjaźnił się z naszym szefem.
Kiedy drzwi z naprzeciwka się otworzyły, a małżeństwo mając grobowe miny stanęło przed nami poczułam jak krew odpłynęła ze mnie w całości. Szykowałam się na najgorsze, już chciałam wyjąć swoje pudełko spod biurka.
- Wspólnie z Cameronem postanowiliśmy, że połowa udziałów w firmie przypadnie mnie, w związku z tym, za niedługo otworzę swój oddział w San Francisco - kobieta dumnie uniosła brodę - Potrzebuję także swojej prawej ręki - zerknęła na zdenerwowanego już bruneta stojącego obok.
- W związku z tym to Samuel przejmie twoje stanowisko w Londynie, a ty Gaia polecisz z Andy do San Francisco jako jej nowa pomoc - smętnie machnął dłonią.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Otworzyłam szeroko oczy, uchyliłam wargi, ale żaden dźwięk nie wychodził z moich ust. Nie chciałam opuszczać Londynu pod żadnym pozorem, czułam się tam najlepiej jak tylko mogłam.
- Ale...- udało mi się wykrztusić.
- Gaia jesteś asystentką tego oto - blondynka pokazała na Camerona - Tego idioty, znasz wszystko o dużo lepiej, a nie chcę pakować się w naukę nowej osoby, podczas gdy ja będę wchodzić dopiero w tę stronę.
Rozumiałam ją, ale naprawdę nie chciałam rozstawać się z miastem w którym można było powiedzieć, że czułam się jak ryba w wodzie.
- Mogę się zastanowić? - zadałam głupie pytanie.
- Gaia to twoja decyzja, ale odmowa wiąże się z całkowitym odejściem z firmy, bez urazy do twojej osoby - Cameron uniósł wysoko dłonie. Nie do końca wierzyłam mu w te słowa. Widać było, że żywił urazę co do mojej osoby na odległość mnóstwa mil - Ale planowałem zmianę asystentki na asystenta.
Czy mi się zdawało, czy chciał udobruchać swoją żonę? Niestety Andy była jak zawzięta zwierzyna, dobrze wiedziała, że to złamany kutas i nie można było ulegać jego czułym słówkom. Mógł nawet mówić klęcząc przed nią, że wielbi jej oblicze ale kobieta mając silną wolę zapewne odepchnęła by go i dumnie uniosła brodę po czym odeszła by jak najdalej.
Zazdrościłem jej tej pieprzonej pewności siebie. Sama chciałam tak bezproblemowo stawiać czoła wszystkim przeszkodom które stawiano mi pod nogi.
- Masz dwa dni na odpowiedź, chcę jak najszybciej przenieść się do San Francisco, oczywiście uszanuję twoje zdanie, ale jednak liczę, że mi pomożesz - Andy zrobiła smutną minę, a ja poczułam wyrzuty sumienia - Sama jestem w tym nowa, a przy mnie w San Francisco będziesz miała wszystko, zapewniam cię, no ale - westchnęła i wzruszyła ramionami - Ostateczna decyzja zależy od ciebie.
Ominęła nas i ruszyła pewnym krokiem w stronę windy. Kiedy drzwi metalowej puszki się rozsunęły weszła do środka i zjechała na dół.
Zerknęłam na szefa który poprawił swój krawat pod szyją i pochylił się ku mnie i Samuelowi.
- Obydwoje kiedy będziecie na sprawie rozwodowej. Mojej i Andy macie mówić to co wam powiem. Inaczej zniszczę waszą dwójkę doszczętnie - syknął i sam wkurzony poszedł do swojego gabinetu, trzasnął głośno drzwiami, a w pomieszczeniu w którym się znajdowałam z brunetem nastała cisza.
- Jesteśmy w dupie - wymamrotałam patrząc prosto przed siebie.
- Jesteśmy w dupie - powtórzył, a po chwili wybuchnął stłumionym śmiechem. Skarciłam go wzrokiem i uderzyłam w bark - No co? - potarł obolałe miejsce - Cameron jak zwykle dużo pierdoli, a mało robi. Powinniśmy się tego nauczyć podczas pracy z nim od takiego, długiego czasu - słusznie zauważył.
- Niby tak - przetarłam zmęczona twarz - A ja nie wiem, co mam zrobić - opadłam na fotel biurowy i wykrzywiłam wargi. Wsunęłam dłonie między uda i odchyliłam do tyłu głowę.
- Możemy pójść do knajpy, zjemy coś, a przy tym rozluźnisz się delikatnie - stanął za mną i położył dłonie na barkach.
Poczułam się lekko niekomfortowo, dlatego swój ciężar przełożyłam na podłokietniki i uniosłam się.
- Ale wiesz, że...
- Tak, to propozycja czysto ze strony przyjacielskiej - obronił się szybko jakby czytał mi w myślach.
- W takim razie - opuściłam ramiona - Możemy dziś gdzieś wyjść.
Uśmiechnął się szeroko i wyszedł z mojego gabinetu dziwnie ożywiony. Mimo jego zapewnień co do naszej relacji czysto przyjacielskiej miałam wątpliwości. Niby wszystko cudownie, dalej się przyjaźniliśmy ale od momentu pocałunku przed salą konferencyjną stał się bardziej nachalny.
Musiałam w stu procentach uświadomić go, że w moim życiu nie ma miejsca na przelotne romanse, a tym bardziej nie z nim. Był dla mnie jak przyrodni brat, a myśl, że on i ja...to była pieprzona abstrakcja.
Sięgnęłam po swój płaszcz i założyłam go na siebie, otuliłam szyję czerwonym szalikiem i zgarnęłam każdy, ważny dokument z biurka.
Wolałam pracować w mieszkaniu, niż w miejscu gdzie panowała okropnie zła aura, która powoli udzielała się i mi.
Gdy znalazłam się w swoim zakątku nie mogłam skupić się nawet na rozmowie z przedstawicielem jakiejś firmy z Los Angeles, miotałam się nad propozycją Andy.
Z jednej strony nawet i chciałam coś zmienić, ale z drugiej...nie chciałam wylatywać do miejsca z którym wcześniej nie miałam nic wspólnego. W Londynie czułam się mimo wszystko najlepiej.
Odpaliłam laptopa i wpisałam w wyszukiwarkę po prostu: San Francisco.
Na widok Golden Gate Bridge poczułam jak mimowolnie na moje usta wypłynął uśmiech.
Może to jednak jest szansa od losu, a zgodzenie się na propozycję kobiety będzie czymś co całkowicie odmieni mój nędzny los?
Nim się zorientowałam musiałam odłożyć wszystko by opuścić mieszkanie, i zjawić się w knajpie gdzie umówiłam się SMS-owo z Samuelem.
Szykowała się trudna noc...
CZYTASZ
Pochłonięci w rozkoszy |18+
RomanceByliśmy młodzi, głupi... Miłość była dla nas dwojga jak zakazany owoc z ogrodu Eden. Obydwoje byliśmy kuszeni do skosztowania, ale jednak w naszym przypadku udało nam się nie ulegnąć pokusie. Rozeszliśmy się mając łzy w oczach, każde w swoją stronę...