Rozdział 14

1.6K 68 4
                                    

PS. WYBACZCIE, ŻE TAK KRTÓTKI, ALE DZIŚ POJAWI SIĘ JESZCZE JEDEN <3

New Jersey, Stany Zjednoczone

GAIA

-"Obyś miał odwagę zrobić to, czego się boisz."

- Od dziś nie oglądam Kopciuszka - mruknęłam sama do siebie i włączyłam kolejną bajkę Disneya na MacBooku.

- "Każdą historię wartą opowiedzenia warto opowiedzieć dwa razy."

- Mam dość! - zamknęłam klapę laptopa i smętnie opadłam plecami na miękki materac łóżka. Zerknęłam na słoneczne miasto za oknem. Ludzie jakby nigdy nic zmierzali do pracy, niektórzy do szkół, a jeszcze inni po zwyczajny obiad, śniadanie czy lunch. Tylko ja pośród nich zdawałam się być depresyjnym dzieckiem z możliwością zejścia na jeszcze gorszą drogę, niż ta którą podążałam.

Cieszył mnie tylko jeden fakt, miałam pewność, że go tu nie było, bo przecież był w San Francisco! Przyszedł czas i na mnie, teraz była moja kolej by uciekać od niego jak najdalej. Liczyłam tam gdzieś w odłamku serca które perfidnie złamał, że jednak nie spotkam go ani razu więcej.

Dlaczego ja nie mogłam ruszyć do przodu? Jak chciałam, coś zatrzymywało mnie i pchnęło do tyłu! Serdecznie chciałam powiedzieć już i nawet sobie: DOŚĆ! To spotkanie, tak niespodziewane. Odbiło się na mnie w okropny sposób. Bałam się nawet pójść na sprawę rozwodową Andy, w obawie, że palnę coś głupiego.

Podziwiałam osoby które nawet po najgorszych rozstaniach podnosiły się w dość krótkim czasie i lgnęły jak kropelki wody w przestworza szukając się od nowa, wychodziły jako piękne, błyszczące oazy dające innym życie.

Ja niestety okazałam się być chyba za mało dorosła do tego by wyjść z tego błądzącego koła.

- Gaia, jesteś tam? - pukanie do drzwi hotelowych wyrwało mnie z tułaczki myśli.

Wyprostowałam się gwałtownie i zeszłam z łóżka by pójść otworzyć drzwi Andy, która się dobijała.

Uchyliłam lekko wrota natrafiając na jej zaciętą minę. Prezentowała się jak pieprzona dominatorka w obcisłej, czarnej sukience do kolan, oraz niebotycznie wysokich szpilkach.

- Dzwoniłam do ciebie pięć razy, pisałam nawet wiadomości jak głupia, ale nie odpowiedziałaś. Co się dzieje? - uniosła wysoko dłonie.

Jęknęłam w odpowiedzi uwieszając się na wejściu.

- Wybacz, ale spałam przez ten cały czas. Lot był długi, potrzebowałam normalnej drzemki pośród miękkich poduszek, oraz pościeli.

- Dobrze, pamiętaj jednak, że za cztery godziny musimy stawić się na rozprawie, im szybciej się uporam z tym durniem tym lepiej - zarzuciła włosy do tyłu i złożyła ręce na klatce piersiowej.

- Rozumiem - westchnęłam - Ach, Andy czy mogę o coś zapytać? A może i bardziej poprosić o to bym została w New Jersey przez kilka dni? - delikatnie zacisnęłam dłonie na futrynie.

- Słucham? - pisnęła, dopiero potem rozejrzała się wkoło, i widząc idącą korytarzem jakąś parę, wepchnęła się do mojego pokoju.

Zagryzłam wargę i zamknęłam spokojnie drzwi nie chcąc robić większej afery niż było to konieczne.

- Bo...bo podoba mi się tu, i chcę pozwiedzać - podrapałam się po skroni w obawie, że nie brzmiałam wiarygodnie - Pracować będę dalej, ale chwilę zdalnie, przecież...

- Gaia pominę fakt, że śmierdzi mi to na kilometr. Posłuchaj nie ma takiej opcji, jesteśmy obydwie w tej firmie, ja bez ciebie tuż obok zginę - machnęła dłonią na bok - Nie mam zielonego pojęcia o tym nawet jak negocjować.

-To dlaczego się za to wzięłaś? - moja okropna natura się odezwała w środku. Pominęłam tę uwagę i przymknęłam powieki.

Boże, nie miałam wyjścia. Musiałam wrócić razem z nią do San Francisco, po głowie nawet zaczęło chodzić mi mnóstwo dziwnych pomysłów na czele ze zmianą koloru włosów, czy i nawet ich długości.

Byłam okropna, zachowywałam się jak pieprzona idiotka, ale bałam się...bałam się spotkania z nim ponownego.

Mysterious woman: Hej.

Trochę i tęskniłam za rozmowami z nieznajomym. Nie odzywał się od kilku dni przez co odczuwałam większa panikę, że jednak zrezygnował ze wszystkiego i po prostu odinstalował aplikację.

Mysterious woman: Jak sobie już zniknąłeś to trudno :(

Zachowywałam się całkowicie jak dziecko. Boże musiałam przestać. KONIEC.

Założyłam białą koszulę, oraz skórzaną, ołówkową spódnicę. Zapięłam paskami swoje szpilki i wyszłam z pokoju trzęsąc się jak pieprzona galaretka.

Obawiałam się chyba wtedy najbardziej pytań które mógł zadać mi sąd. Nie chciałam opowiadać całości, wtedy wyszłabym na nienaruszalną maskotkę którą Cameron mógł sterować.

- Tu! - Andy wychyliła głowę z taksówki. Przeszłam na drugą stronę i wsiadłam na miejsce obok szefowej - Oby szybko poszło, nie mam ochoty tam ślęczeć pół dnia.

Zerknęłam na nią z ukosa. Poprawiała swoje czerwone wargi dodatkową warstwą szminki.

Miałam dziwne wrażenie, że przez swój ubiór jak i zachowanie chciała pokazać Cameronowi co stracił...

Może ja też tak powinnam zrobić?

Pochłonięci w rozkoszy |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz