Rozdział 25

1.5K 57 4
                                    

San Francisco, Stany Zjednoczone

GAIA

Od samego rana zmagałam się ze złowrogim spojrzeniem, Andy która mijając mój gabinet zarzucała długie włosy do tyłu. Postanowiłam załagodzić sprawę, i by nie wyjść na zazdrosną sukę kupiłam jej zestaw pączków z rozmaitym nadzieniem, oraz zdobieniem, do tego kawę w Starbucksie. Zmierzałam pewnym krokiem w stronę budynku w którym pracowałam. Moje dłonie zajęte były przez pakunki przeprosinowe.

Stanęłam przed szklanymi drzwiami i w duchu przeklęłam na właściciela wieżowca. Dlaczego nie mógł zrobić obrotowego wejścia? To było dla mnie za przeproszeniem, bez sensu. W nawet sąsiednim drapaczu chmur były one aż dwa. Kręciły się obok siebie, zapraszając przy tym osoby zainteresowane ofertą.

- Kurwa - syknęłam wściekła, i jak na złość nie wychodził kompletnie nikt. Sukowata sekretarka która zasiadała przy biurku na samym dole nawet nie zwróciła na mnie uwagi gdy pukałam w szklane wrota.

- Pomóc Pani? - usłyszałam za sobą męski tembr. Nie obróciłam się tylko dalej mordując brunetkę wzrokiem skinęłam, w momencie gdy znalazłam się w środku podeszłam do niej i fuknęłam.

- Masz - rzuciła na wyższy blat koperty - To na twoje piętro.

Niby jak miałam po to sięgnąć? Zerknęłam za ramię, na widok bruneta który przyglądał mi się uważnie zmrużyłam powieki. Wydawało mi się, że skądś go kojarzyłam.

- A Pan do kogo? - Ane zaświergotała kręcąc pukiel czarnych włosów na palcu.

- Do Andy Dallas, mogę wiedzieć które piętro?

Okej, musiałam przyznać, że wydawał się być niewiele starszy ode mnie, ale za to cholernie ułożony i szarmancki. Pojawił się tuż przy mnie biorąc koperty. Położył je na pudełko z pączkami.

- Dzięki - mruknęłam w odpowiedzi. Przybrałam delikatny rumieniec na policzkach. Odwróciłam wzrok i skierowałam się w stronę windy.

- Mogę wiedzieć kim Pan jest?

Oczekiwałam aż wybawienie nadejdzie i zabierze mnie na odpowiednie piętro. Dmuchnęłam ku górze, by kosmyki włosów samowolnie opadły na moje boki.

- Matthew Colins.

Otworzyłam szeroko usta nie wiedząc co powiedzieć. Zamurowało mnie. Przecież to był Matthew, chłopak który podobał mi się przed tą szopką z Cedrikiem! Wtedy pragnęłam się ulotnić stamtąd jak najszybciej.

- Idealnie się składa, Panie Colins. Gaia jest asystentką Pani Dallas, i zapewne z tymi pakunkami zmierza właśnie na odpowiedni poziom. Proszę się z nią udać.

Nie! Chciałam krzyknąć, jednak rosły brunet pojawił się w kilku krokach tuż przy mnie. Obydwoje czekaliśmy aż metalowa puszka zawita tuż przed nami, tylko z tą różnicą, że mi trzęsły się nogi, a on był całkowicie spokojny.

Przekręciłam głowę w bok chcąc się ukryć.

Drzwi się rozsunęły i jako pierwsza weszłam pośpiesznie do środka. Stanęłam w kącie i opuściłam głowę.

- Nie wiem dlaczego ale skądś cię kojarzę - odparł pełen jakiegoś podejrzliwego tonu.

- Nie. Na pewno nie - odpowiedziałam pośpiesznie - Od malucha mieszkam w San Francisco, i widzę Pana pierwszy raz na oczy.

- Powiedzmy, że uwierzę - westchnął - Na którym piętrze znajduje się oddział?

- A mogę zadać pytanie?

Matko, dusiłam się będąc otulona krótkimi kosmykami, ale nie mogłam inaczej. Nie chciałam by mnie poznał, chodź...i tak byłam niezauważalna w szkole, to nie powinnam mieć z tym problemu, prawda?

- Jasne.

- Jest Pan tu w sprawach służbowych, czy...

- Acha, już wiem, o co ci chodzi - parsknął - Jestem merchandiserem, wysłano mnie z siedziby Lance, bym przedstawił oficjalną umowę między oddziałem Dall&Cam w San Francisco, a oddziałem Lance w Las Vegas.

Wyszłam na głupka. Skinęłam dlatego głową i czekałam aż w końcu dotrzemy na miejsce. Wolałam oddalić się a kąt i dać podjąć decyzję Andy. To na jej spoczywała przecież cała władza, i może mogłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Dla niej byłoby to całkowite sprawdzenie się na posadzie szefowe, a dla mnie byłaby to wolność od dawnego...no właśnie, nie wiedziałam jak go nazwać. Mojego obiektu westchnień?

Wychodząc z windy natrafiliśmy na osobę Andy. Była skupiona na pokazywaniu czegoś nowej pracownicy, która w dalszym ciągu nie potrafiła spisać całej umowy. Zagryzłam dolną wargę i pomijając towarzysza zbliżyłam się do kobiety.

- Andy - zapukałam delikatnie w ścianę. Zerknęła na mnie spod wachlarza rzęs - Patrz, co mam - potrząsnęłam pudełkiem ze słodkościami.

Wyprostowała się patrząc na mnie nie ufnie. Wykrzywiła wargi, ale gdy pokazałam jej jeszcze kubek z kawą który był większy niż moja głowa uśmiechnęła się.

Uf...Udało się chyba!

- A Pan? Co Pana do nas sprowadza - okrążyła biurko krótkowłosej, wzięła ode mnie pudełko, i uchyliła wieko. Widziałam jak jej źrenice się rozszerzyły pod wpływem widoku cukru.

Winy odkupione! Misja wykonana. Gaia jesteś cudowna!

Wyminęłam Matthewa w wejściu i udałam się do swojego gabinetu. Tam dumna z siebie położyłam stopy na biurko i przymknęłam powieki.

Mój spokój nie trwał długo. Urządzenie zwane telefonem zawibrowało na blacie. Westchnęłam włączając skrzynkę z wiadomościami.

Od: Ex przyjaciel

Hej, G. Przepraszam ale mam sytuacje krytyczną w New Jersey. Musiałem jeszcze dziś kupić bilet i wracać. Jednak przylecę za dwa dni, a jutro. Właśnie, mam dla ciebie niespodziankę, i bądź przy telefonie od 19:00.

Twój Cedrik.

Gwałtownie moje nogi upadły na podłogę, a ślina utknęła w gardle. Pominęłam całą treść, zostało mi tylko w głowie: Twój Cedrik.

Przecież on nie był mój...nigdy miał nie być.

- Gaia, spotkajmy się na wspólnym lunchu, powspominamy stare czasy.

Zamrugałam kilka razy lustrując jak Matthew kładzie przede mną kartonik.

Jeszcze tylko mi jego brakowało!

Pochłonięci w rozkoszy |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz