San Francisco, Stany Zjednoczone
GAIA
- Jeszcze jeden - wybełkotałam do barmana który posyłał mi dziwne spojrzenie, jakby było mu żal mojej osoby. Może i prawidłowo...byłam jak jakaś gąbka którą wyciśnięto z całej wody.
- Pani to już chyba starczy - wziął dwa kieliszki które stały przede mną i odstawił je na bok.
Podparłam się na łokciach i omal nie wpadłam tam do jego zakątka.
- Posłuchaj ty,., - machałam dłońmi chcąc złapać bruneta za poły czarnej koszuli która miał na sobie - Albo nalejesz mi jeszcze jeden, albo zobaczymy się w sądzie!
Parsknął głośnym śmiechem, czym zwrócił uwagę reszty bawiących się w klubie. Byłam żałosna, pośród tylu pięknie ubranych kobiet i mężczyzn siedziałam zmoknięta jak kurwa, w rozmazanym makijażu, w białych trampkach które nie przypominały już kolorystycznie śniegu, oraz upita jak pierwsza lepsza małolata.
- Piękna, może już przystopuj - poczułam jak na moich biodrach zaciskają się dłonie. Obróciłam delikatnie głowę natrafiając na grafitowe tęczówki jakiegoś łysego, ale za to przystojnego młodzieńca.
- Ach...- próbowałam grać uwodzicielkę, ale jedynie wychodziło mi skrzeczenie jak kwoka w jego stronę.
Uśmiechnął się przebiegle i usiadł tuż obok mnie. Oparł głowę na dłoni i przyglądał się skanując moją twarz.
- Chyba ciężki czas, co? - zadał coś łatwe do zdiagnozowania pytanie.
- A nie widać? - sięgnęłam po butelkę którą barman miał w dłoniach znajdując się dość blisko. Nim mi ją odebrał wypiłam kilka solidnych łyków gorzkiej wódki.
- Kobieto! Co ty robisz?! - wyrwał mi szkło z dłoni.
Zachichotałam ocierając dłonią krople alkoholu z warg.
- Ważny sługo nie chciałeś sam dać, to sobie wzięłam! - wydarłam się prawie zdzierając sobie gardło.
- Zapłacę! - nieznajomy wyjął z kieszeni spodni w kant portfel, a ja nie miałam nic przeciwko, wręcz przeciwnie. Sama nie dysponowałam już żadnym funduszem, wszystko wydałam chcąc coraz to więcej procentów w swoim krwiobiegu.
- Nie...- barman zastygł pod wpływem mojego spojrzenia - Co podać? - westchnął widząc plik dolarów.
Sama otworzyłam szeroko oczy. Czułam się jak alkohol któremu nagle zesłano zbawienie, po to by spokojnie napoił swe pragnienie.
- Whisky z lodem, a dla Panienki wodę - zaskoczona przygasiłam swój uśmiech na twarzy.
- Słucham? - zapytałam mając delikatnego, zdradliwego banana uformowanego z ust.
- Nie chciałbym być tobą jutrzejszego dnia gdybyś znowu wypiła tę kolejkę którą zafundowałaś sobie sama kilka chwil przed, więc woda zdaje się być idealnym rozwiązaniem.
Puścił mi oczko, co za frajer...
Fuknęłam spoglądając w bok. Opiekun za dwa grosze...
- Proszę - słychać było, że brunet po drugiej części baru czuł satysfakcję. Wzięłam od niego szklankę i wychyliłam zawartość do gardła. Do tego niegazowana!
- Okropna - przyznałam - Piję gazowaną - zaznaczyłam.
- W takim razie poprosimy jeszcze jedną szklankę, tym razem gazowanej wody - łysy prychnął unosząc swój alkohol. Widziałam przez szkło jak kostki lodu osadziły się na samym dole. Jęknęłam w środku mając ochotę nawet i na nie.
- Woda gazowana, jak sobie Panienka życzy.
Czując bąbelki w gardle dopiero cokolwiek ostudziło moje wnętrze. Potarłam zmęczona karka, po chwili opuściłam ramiona i zaczęłam wpatrywać się w pułki przed sobą na których połyskiwały butelki różnych alkoholi.
- Wracając, jestem Anton - łysol wyciągnął w moim kierunku dłoń na której posiadał kilka szerokich pierścieni, oraz sygnet z małym smokiem wygrawerowanym na środku złota.
- Gaia - wywróciłam oczami.
- Hm...Piękne imię - próbował mnie uwodzić, a co najgorsze pod wpływem byłam bardzo uległa. To spotkanie nie mogło dobrze się zakończyć.
- Dzięki.
- Zdrada chłopaka czy może męża? - uniósł ciemną brew do góry.
- A może jestem lesbijką? Pomyślałeś o tym? - zaczęłam brać go pod włos chcąc lekko namieszać.
- W takim razie wybacz - widziałam jak się zmieszał.
- Nie zdrada. Jednak leczenie dalej złamanego serca, od razu mówię robię to od czterech lat i w dalszym ciągu jestem w takim samym dole. Do tego powrót tego kto to zrobił. Cudownie - wymusiłam uśmiech zaciskając dłonie na szklance.
- Nie za ciekawa sytuacja, przyznam - podrapał się po gładko ogolonej brodzie - No ja mam to szczęście, że jestem wolnym ptakiem który się jeszcze nigdy nie zakochał. Kto wie, może już mam przed sobą swoją przyszłą małżonkę?
- Oj nie - zapewniłam od razu - Ja i ślub z kimkolwiek innym niż ten matoł to złe połączenie.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że powiedzenie tego na głos nie było dobrym posunięcie. Zaś nie hamowało to Antona by przybliżyć się do mnie i położyć dłoni na udzie.
Nie przeszkadzało mi to. Alkohol zaćmił kolejny raz zdrowe myślenie.
- A może? Skąd ta pewność? Kto cię tak skrzywdził, ptaszyno?
Zakrztusiłam się własną śliną, na wskutek czego łysy podjął akcje ratunku. Klepał delikatnie w moje plecy otwartą dłonią. Sama zaś ułożyłam swoją na klatce piersiowej biorąc głębokie wdechy.
- Jeśli podrywasz tak każdą, to nie dziwię się, że w dalszym ciągu jesteś sam - ze świstem zaciągnęłam się powietrzem które zatruwało towarzystwo bawiące się za naszymi plecami.
- Nie, ja akurat nie podrywam kobiet, za to ty czuj się wyjątkowa - zbliżył się jeszcze bardziej i swoim prostym nosem przejechał po mojej szyi. Położyłam dłonie na policzkach faceta chcąc go odciągnąć w delikatny sposób, ale nie dawał za wygraną i zassał moją skórę.
Pisnęłam dotykając miejsca w którym dokonał tej zbrodni. Jednak kiedy uniosłam spojrzenie na widok porcelanowego uśmiechu zmiękły mi kolana, a w brzuchu coś boleśnie się zacisnęło.
- Lubię ostre kobiety, ty taka się wydajesz ptaszyno - zszedł z hokera i wystawił ku mnie dłoń. Z wielkim nie przekonaniem położyłam swoją. Zacisnął ją jakby w obawie, że zaraz zmienię zdanie i ucieknę.
Nie miałam już sił na nic. Wytoczyłam się z Antonem przed bar, czując rześkie powietrze odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam powieki. Mój spokój nie trwał jednak długo, został zakłócony przez bójkę w której ucierpiał również i mój tyłek.
CZYTASZ
Pochłonięci w rozkoszy |18+
RomansaByliśmy młodzi, głupi... Miłość była dla nas dwojga jak zakazany owoc z ogrodu Eden. Obydwoje byliśmy kuszeni do skosztowania, ale jednak w naszym przypadku udało nam się nie ulegnąć pokusie. Rozeszliśmy się mając łzy w oczach, każde w swoją stronę...