Rozdział 15

1.8K 75 6
                                    




San Francisco, Stany Zjednoczone


CEDRIK


Wpatrywałem się w budynek przed sobą. Wychyliłem lekko głowę w bok osuwając z nosa okulary przeciwsłoneczne, by zobaczyć dokładnie kto opuszcza wieżowiec.

- A niech to - kolejna szansa poszła w zapomnienie.

To nie była Gaia tylko jakaś kobieta z dzieckiem, po niej wyszedł jakiś sztywniak, ale brunetki w dalszym ciągu nie zastałem. Uniosłem nadgarstek chcąc zlokalizować kierunek wskazówek w tarczy zegara. Czternasta piętnaście.

Spędziłem tam dobre trzy godziny, tylko po to by zobaczyć jak obściskujące się pary przemierzają progi budynku, bądź krzykliwe dzieci.

Po Gai nie było ani śladu. Może zobaczyła mnie, tego głąba? Oby nie. Modliłem się w duchu by mój plan nie został spalony przez własną głupotę.

Idąc chodnikiem o mały włos nie wylądowałem twarzą na betonowej ścieżce. Zaparłem się na łokciach i rozejrzałem dookoła. Każda para oczu skierowana była w moją stronę.

- Kurwa - warknąłem pod nosem i uniosłem się, prostując dumnie przy tym klatkę piersiową - Co się patrzysz? - zapytałem jakiegoś chłopca który lizał gałkę lodów - Zgubiłeś rodziców? O jaka szkoda - wywróciłem oczami i szybkim krokiem udałem się w kierunku samochodu który stał zaparkowany kilka przecznic dalej.

Gdy mój telefon wydał z siebie dźwięk nie zwracałem na to uwagi. Byłem kompletnie gdzie indziej myślami, i nie chciałem by zakłóciła to jakaś pieprzona oferta  kolejnych osób które widząc, że buduję własne imperium chciały podlizać się jak najbardziej.

Dopiero gdy rozszerzyłem swoją działalność na inne rejony, zdołałem zauważyć jeszcze większą fałszywość tych dzianych idiotów.

Otworzyłem kluczykami swoje auto, wsiadłem do środka i przetarłem twarz. Nie mogłem ruszyć się z San Francisco. Musiałem jak ten pieprzony gówniarz pilnować momentu aż zobaczę ją, i dopnę swego.

Rozmowa, chciałem tylko tyle.

Docierając do hotelu rozmyślałem nad rozegraniem całej sytuacji jak najlepiej. Nie miałem na celu wystraszyć jej, bo po tym jak zobaczyłem ją pierwszy raz od tylu lat, w tych legginsach i sweterku uświadomiłem sobie, że dalej była taka niewinna.

- Nie narzucaj się...- mruknąłem pod nosem - Bądź, kurwa spokojny - zacisnąłem dłonie na kierownicy, moje knykcie pobielały, a w środku zrobiło mi się cieplej.

Obawiałem się, że nie uda mi się na nią natknąć. Mimo, że chciałem to nie mogłem zostać tam też nie wiadomo ile, dlatego postanowiłem przenieść się do tego samego wieżowca w którym mieszkała, na całe szczęście przy pomocy Gabriele udało mi się załatwić wszystko po cichu, bez zbędnych świadków. 

Już następnego dnia moja walizka leżała na materacu łóżka, a sam stałem przy panoramicznym oknie i patrzyłem przez, jebaną lornetkę wypatrując przyjaciółkę.

- Człowieku wyglądasz jak psychopata, i to dosłownie. Zdjąłbyś chociaż ten kaptur z głowy - prześmiewczy głos Stanleya rozbrzmiał za mną, a po chwili poczułem uderzenie w tył głowy.

- Wypad - warknąłem wściekły - Ktoś prosił cię o zdanie? - uniosłem gęstą brew do góry - Raczej nie więc zamknij się jeśli chcesz być tu dalej, jeśli nie posłuchasz grzecznie cię stąd wyproszę - zmroziłem go wzrokiem.

- Ale co mi się dziwisz? - omal nie pisnął unosząc ręce wysoko - Stoi obok ciebie pełna karafka whisky, stoisz przy tym oknie jak świr i wypatrujesz swoje ofiary!

- Dlaczego mówisz w liczbie mnogiej? Oczekuje Gai, nikogo innego - odwróciłem spojrzenie od "przyjaciela" i przysiadłem na fotelu który stał w samym rogu.

- Boże, zwariowałeś!

- Owszem, zwariowałem. Jednak spójrz też z mojej perspektywy na tę całą sytuację. Jedyne czego chce, bo ja nie oczekuje od niej wybaczenia, wracając. Jedyne czego od niej chce to możliwość porozmawiania sam na sam.

- I co wtedy?

- Nic, liczę, że da mi nową szansę - przyznałem będąc kompletnym egoistą.

- Ty chyba ochujałeś! Inaczej nie da się tego określić. Nie leć do niej z pełną gębą tylko musisz pokazać jej skruchę. Nie bądź jak pewny siebie idiota który ma pewność, że po jednym słowie ona poleci ci w ramiona. To tak nie działa.

- Od kiedy ty stałeś się taki mądry, co? - wymamrotałem odkładając lornetkę obok siebie - To co mam zrobić, huh? Płakać przy jej boku i pokazywać jak słaby przy niej jestem.

- Tak by było lepiej. Pokazywanie się z obcej strony, z tą którą nie masz dużo wspólnego to jest kolejny błąd który świadomie możesz popełnić. Ukaż się prawdziwy, z każdą skazą, a zobaczysz...- skierował we mnie oskarżycielsko palec - Odpłaci ci się to stokroć bardziej.

Może i miał rację? Nie chciałem udawać nie wiadomo kogo. Na pewno nie zatwardziałego sztywniaka, to kompletnie nie mój styl, ale nie chciałem też płakać przy niej i prosić na kolanach z bólem w sercu o to by mi wybaczyła.

Szukałem jej tyle czasu, i nie chciałem stracić skoro natrafiłem już na ślad, ale...tak, nie chciałem wyglądać jak pierwszy lepszy tchórz.

Pewność siebie, ale nie przesadnie. Tak, to jest w zupełności to...

- Długo zamierzasz robić jeszcze z siebie błazna? - jęknął Stanley biorąc ze stolika szklankę z alkoholem.

- Tyle ile będzie trzeba. Czekam na Gaię, nie będę powtarzał kolejny raz - wywróciłem oczami opadając plecami na miękkie oparcie - Stanley, wiesz co? Lepiej chyba jak wrócisz do New Jersey, i zajmiesz się papierami. Nie mam głowy, a ty i Gabriele dacie sobie kilka dni razem radę.

- Okej, wrócę ale masz mnie informować codziennie jak idzie sprawa. Polubiłem tę dziewuchę - uśmiechnął się krzywo.

- Ta dziewucha ma imię! - krzyknąłem za nim gdy opuszczał moją chwilową sypialnię.

- Pierdol się!

- Czy to propozycja? Wybacz ale gustuje w pięknej brunetce, nie w tobie - westchnąłem teatralnie.

- Zjeb - usłyszałem tylko to, a potem trzask drzwiami.

Zostałem w końcu sam, i swobodnie mogłem kontynuować obserwację.

Moją uwagę zwrócił w pewnym momencie czarny, terenowy samochód który podjechał pod drapacz chmur. Wysiadła z niego ona...bogini sama w sobie. Jej drobne ciało okryte było zwiewną sukienką w słoneczniki, zaś krótkie włosy powiewały do tyłu zgodnie z kierunkiem wiatru.

- Mamy to!

Pochłonięci w rozkoszy |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz