*Narracja trzecioosobowa*
Zakapturzony mężczyzna zwołał swych wspólników, chcąc pokazać im pierwszą część swojego wieloetapowego planu. Jednak zarówno Twittlera, jak i Minyaka oraz Dzieciaczka bardziej niż to, zastanawiało, dlaczego ich nowy zleceniodawca skrywa przed nimi swoją prawdziwą tożsamość, przedstawiając się jedynie, jako Hacker. Zupełnie, jakby istniał jakiś powód, dla którego mężczyzna nienawidził swojej twarzy, a tym bardziej prawdziwego nazwiska. Sam Hacker starał się nie zważać na drażniące go pytania odnośnie jego prawdziwej tożsamości. Chcąc więc uniknąć kolejnych dociekliwości ze strony wspólników, nie zwlekał dłużej z rozpoczęciem zebrania. Mężczyzna siłą własnej woli odsłonił wpierw czarną płachtę, po czym również i szklaną gablotę. Ta w wyniku uderzenia o podłogę roztrzaskała się na miliardy drobnych kawałeczków, jednakże żaden z zebranych nawet się za nią nie obejrzał. Wszak uwagę wszystkich przykuł bio-mechaniczny insect przypominający nienaturalnie dużego komara połyskującego barwą metalicznego srebra.
- Tak, drodzy panowie, wygląda świetlana przyszłość. - oznajmił Hacker, z dumą prezentując wspólnikom swoje dzieło. Zebrani jednak nie podzielili jego zapału, skupiając się jedynie na złudnych pozorach zaprezentowanego urządzenia.
- Przyszłość wygląda, jak irytujący owad? - zakpił Dzieciaczek. - Czemu nie od razu jak cuchnąca pielucha, albo pluszak przypominający dziecku potwora z jego najgorszych koszmarów?
- Miałem takiego. - wtrącił Minyak, na co również obecna na zebraniu Kohorta wywróciła niedbale oczami. Hacker nie skomentował w żaden sposób dyskusji, która wyniknęła z niepozornie wyglądającego urządzenia. Miał świadomość, iż jego wygląd może wzbudzać mieszane uczucia, jednakże wiedział też, że absolutnie nie należy oceniać książki po okładce. Przecież właśnie tak oni wszyscy oceniali JEGO. Właśnie przez to pozorne ocenianie nikt nie znalazł u NIEGO najmniejszej skazy, podczas gdy sam Hacker poprzez swą bioniczność, w oczach świata był jedną wielką wadą... Nikt nawet w najmniejszym stopniu nie domyślał się prawdy.
- To cudeńko potrafi przedrzeć się do sieci internetowej, wysysając z niej wszelkie dane tam zawarte. Doszczętnie ją przy tym zablokuje. - Hacker postanowił kontynuować objaśnianie, odrzucając od siebie myśli wywołujące u niego silne negatywne emocje.
- Ludzie pozbawieni internetu będą nieporadni, jak dzieci. - na twarzy Twittlera wymalowany został cień uśmiechu. On sam kiedyś chciał zniszczyć internet, lecz jemu to się nie udało. Może Hacker zdoła spełnić jego marzenia o lepszym świecie? Głęboko w to wierzył.
- Kiedy skończymy, a cały nasz plan wypali, jedyną technologię stanowił będę ja i moja przyszła armia bioników. Do ślepej zaś ludzkości wreszcie w pełni dotrze, że ci NIGDY nie przestali pokładać ufności w technologii, a chcąc ją odzyskać, będą musieli otwarcie przyznać, jak WIELKI... błąd popełnili przed laty i możecie być pewni, że ŻADEN MIERNY SUPERBOHATER... nie zdoła mnie powstrzymać. - na samo wspomnienie superbohaterów w oczach Hackera zalśniła wręcz obsesyjna nienawiść. Miał on jeden cel i choćby dane mu było przewrócić świat do góry nogami, osiągnie go. Podchwyceni mową swego zleceniodawcy, Dzieciaczek oraz doctor Myniak zaczęli wypytywać Hackera o szczegóły. Ale nie Twittler. Jego myśli, a przede wszystkim przepełnione żalem serce powędrowało do pewnej niezwykłej istoty. Istoty, którą niesprawiedliwie mu odebrano.
*Henryk*
- Henryk, mógłbyś podać mi śmietankę? - pogodny głos mojej rodzicielki wyrwał mnie z rozmyślań na temat powrotu Twittlera, tym samym przypominając o trwającym rodzinnym śniadaniu. Nie chcąc ukazać swojego zmartwienia, podałem jej pożądany produkt z uśmiechem na ustach.
CZYTASZ
Niebezpieczny Henryk : Matrixx
FanfictionOto nieudane pokolenie nadludzi; mieli być od nas silniejsi, szybsi, mądrzejsi. Mieli stanowić najnowocześniejszą generację ludzkiej rasy... ale zawiedli... Zapomniano o nich. Ich działalność na rzecz obrony świata stała się nielegalna, gdyż zdaniem...