*Rey*
- Dlaczego Matrixx z nami nie poszła? - spytał Henryk, gdy cichaczem przedostaliśmy się do sklepu z elektroniką rzekomo okupowanego przez Myniaka. No właśnie rzekomo, ponieważ jak się okazało, nikogo tutaj nie było.
- Bo gdyby ktoś ją zobaczył i skumał, że jest bioniczna, wszyscy mielibyśmy ostro przerąbane. - oznajmiłem zmęczonym tonem, mając już dość wałkowania w kółko jednego i tego samego tematu.
- Lepiej to ty mi powiedz, dlaczego wziąłeś ją ze sobą do szkoły. - skoro mój pomocnik koniecznie chce rozmawiać ze mną na temat Matrixx, zacznijmy może od najistotniejszej strony.
- Ponieważ nie jest niczyim więźniem i ani ty, ani Ścios nie macie prawa trzymać jej zamkniętą w kryjówce dwadzieścia cztery na siedem.
- Ona jest bionikiem, Henryk. Miejsca osób jej pokroju są w... - nie dokończyłem wypowiedzi, ponieważ zewsząd usłyszeliśmy odgłosy syczenia. Wymieniliśmy z Henrykiem zaniepokojone spojrzenia, w tym czasie do naszych uszu dobiegł łotrowski śmiech Minyaka. Nie minęła nawet minuta, a drzwi od tylnego wejścia na teren sklepu otworzyły się na oścież, w nich zaś stanął Minyak, a tuż za nim wiło się pokaźne stado wielkich robotycznych węży. Okej, facet w swoim życiu skonstruował wiele niedorzecznych wynalazków, ale TO przechodziło już ludzkie pojęcie.
- No witam, Kapitana i jego pachołka, Niebezpiecznego. Gotowi na łomot? - spytał niezwykle pewien swojej wygranej, choć i tak za chwilę trafi do kicia, jak zwykle zresztą.
- Zabawne, dokładnie o to samo miałem zapytać ciebie. Dajmy czadu, Niebezpieczny! - zawołałem, po czym bez namysłu przystępując do zaatakowania łotra. Ten jednak w ogóle nie ruszył się z miejsca, a jedynie z kpiącym uśmiechem wysunął ręce do przodu, na co jego wężoboty zaszarżowały na nas, podobnie jak my na nie. Wraz z Niebezpiecznym zaciekle walczyliśmy z mechanicznymi gadami, lecz tych było zdecydowanie za dużo, jak na naszą dwójkę. W słuchawce zaś, którą oboje z Henrykiem mieliśmy do kontaktu z kryjówką, usłyszeliśmy zrezygnowany głos naszego speca od maszyn:
- Wężoboty Minyaka otoczyły Reya i Henryka ze wszystkich stron. Na razie walczą, ale jeszcze chwila i skończą splątani mechanicznymi boa. - nie mam pojęcia, do kogo były skierowane te słowa, ale byłem zbyt zajęty walką, by móc zacząć nad tym główkować.
- Dzięki za podsumowanie beznadziejnej sytuacji, Ścios. - rzucił Niebezpieczny, sprzedając kopniaka jednemu z węży, by moment później zostać otoczonym przez kilku kolejnych. Ja sam nie byłem w lepszej sytuacji, jeśli chodzi o przewagę liczebną zabawek Minyaka.
- Lecę do was. - irytacja ogarnęła mnie całkowicie, usłyszawszy w słuchawce głos Penny. Jasne, jeszcze tylko jej tu brakowało.
- Nie, Matrixx! Wyraźnie powiedziałem ci, że masz nie ruszać się z kryjówki! - zaprotestowałem, między uderzeniami o wężowe łby.
- Nie wygłupiaj się! Beze mnie sobie nie poradzicie! Zaraz u was będę! - oznajmiła, otwarcie ignorując moje polecenie nakazujące jej pozostanie w kryjówce. Słowo daję, gdyby nie zagrożenie ze strony Twittlera, wysłałbym ją do Mision Creek autostopem. Ale ponieważ nie mogłem tego uczynić, pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że oprócz komputera w głowie, Penny ma tam jeszcze jakieś resztki własnego rozumu, które podpowiedzą jej, że powinna mnie usłuchać i jednak zostać z resztą w bazie.
- Nie, masz się tu nie pokazywać, słyszałaś?! - odpowiedzi zwrotnej już nie usłyszałem, a zamiast tego nastąpił niespodziewany atak przeciwnika. Dwa wężoboty oplotły moje nogi, następnie sprawnie pociągnęły mnie za nie, utrzymując głową do dołu. Bez opamiętania machałem pięściami we wszystkie strony, chcąc w ten sposób walnąć robotyczne stwory w te ich wstrętne łby, ale niestety te były zdecydowanie zbyt daleko, bym mógł chociażby musnąć któregokolwiek z nich.
CZYTASZ
Niebezpieczny Henryk : Matrixx
FanfictionOto nieudane pokolenie nadludzi; mieli być od nas silniejsi, szybsi, mądrzejsi. Mieli stanowić najnowocześniejszą generację ludzkiej rasy... ale zawiedli... Zapomniano o nich. Ich działalność na rzecz obrony świata stała się nielegalna, gdyż zdaniem...