*Bianka*
Po niezapomnianym weekendzie, podczas którego szlifowałam swoje nowe bioniczne umiejętności, a także zapoznałam się z bionikami należącymi już do Hackera, przyszła pora, abym na powrót stała się Bianką Smathers i powróciła do szkoły w iście królewskim stylu. Już nie obawiałam się, iż wyda się, że tak naprawdę wcale nie jestem Matrixx. Pomijając fakt, że wszyscy prócz Henryka wierzą, że jestem nią faktycznie, to i na blondyna udało mi się znaleźć sposób. Wszak podobnie jak sama Matrixx, ja teraz też jestem bionikiem, więc mój były nie będzie miał podstaw kutemu, by oskarżać mnie o kłamstwa. Kto wie, może gdy pokażę mu swoją moc, ten przekona się, iż ja faktycznie jestem najnowszą heroską tego miasta, a wtedy na kolanach będzie błagał mnie o wybaczenie. Ja jednak z drwiącym uśmiechem powiem mu, że między nami już nigdy nic nie będzie. W końcu, po co mi taki Henryk, skoro obiecano mi Niebezpiecznego? Po cóż mi taki on, skoro lada dzień Hacker pozwoli mi ukazać swą doskonałość w starciu z Shandowem? Nie mogąc doczekać się zarówno pojedynku, jak i wyrazu twarzy blondyna, gdy zaprezentuję mu swoje bioniczne moce, dumnym krokiem weszłam do szkolnego budynku. Od razu podbiegły do mnie Tina i Marta, zaś ich spojrzenia wyrażały zachwyt.
- Bianka, Bianka, słyszałyśmy, że w nocy razem z Kapitanem i Niebezpiecznym gasiłaś pożar fabryki syropu klonowego. - prawdę mówiąc, ja sama nie słyszałam o tej akcji, ponieważ Hacker uniemożliwił kontakt naszych chipów ze światem zewnętrznym, kiedy jesteśmy w jego kryjówce, ale na ten moment to bez znaczenia, ponieważ tu i teraz byłam w stanie ściągnąć sobie na dysk wszelkie informacje odnośnie tamtego wydarzenia. Zirytowałam się nieco, gdy doczytałam, że gdyby nie szybka interwencja Matrixx, Niebezpieczny skończyłby uwięziony pod płonącymi belkami. Wewnętrznie żałowałam, że faktycznie to ja nie wspierałam pomocnika Kapitana w walce z okrutnym żywiołem, lecz był to dla mnie również i pretekst, by kolejny raz zabłysnąć.
- Niebezpieczny jest mi ogromnie wdzięczny za to, że go uratowałam. Jestem, wyobraźcie sobie, bohaterką dla bohatera.
- Ochh, Bianka jesteś taka niesamowita.
- To prawda. - odparłam, dyskretnie spojrzawszy na Henryka. Blondyn o dziwo w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Zamiast skupiać się na tym, że dotarłam już do szkoły, tępym wzrokiem wpatrywał się w podłogę, zaś niczym wierny piesek trwała przy nim jego Penny. Nie, żeby mnie to obchodziło, ale zapragnęłam widzieć Henryka błagającego, bym do niego wróciła i zamierzam zrobić wszystko dla satysfakcji odrzucenia go, podobnie jak... podobnie, jak on odrzucił mnie. Wyniosłym krokiem więc udałam, że akurat przechodzę obok pary. Przystanęłam przy nich, jednak nie uraczyłam spojrzeniem, ani Henryka, ani Penny.
- Chcesz dowodu na to, że jestem Matrixx? Przyjdź po lekcjach do Swellview Park. Sam. - uśmiechnęłam się złośliwie, po czym w towarzystwie swych blondwłosych przyjaciółek ruszyłam prosto przed siebie.
*Henryk*
Nie potrafiłem myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, że największy łowca bioników wie o Penny. Bałem się o nią i to okropnie. Jeśli Milley coś jej zrobi, nigdy sobie tego nie wybaczę.
- Przestaniesz ty się w końcu martwić? - spytała Penny, sama spoglądając na mnie z troską w oczach.
- Daj spokój, przecież gdyby Milley rzeczywiście chciał mnie skrzywdzić, już dawno by to zrobił. Może on jest świadom, że ja chcę wam tylko pomóc, dlatego dał mi spokój, z kolei ostrzeżenie was miało jedynie sprawić, byście pod żadnym pozorem nie spuszczali mnie z oka.
- Może masz rację, ale... Echh, nie chcę po prostu, żeby coś ci się stało.
- A ty myślisz, że ja chciałabym, żeby coś stało się tobie? Henryk, jeśli będziesz myślał wyłącznie o tym, czy za chwilę nie dopadną mnie łowcy bioników, nie będziesz umiał skupić się na misjach. Wczoraj mało byś nie...
CZYTASZ
Niebezpieczny Henryk : Matrixx
FanfictionOto nieudane pokolenie nadludzi; mieli być od nas silniejsi, szybsi, mądrzejsi. Mieli stanowić najnowocześniejszą generację ludzkiej rasy... ale zawiedli... Zapomniano o nich. Ich działalność na rzecz obrony świata stała się nielegalna, gdyż zdaniem...