*Penny*
Planowo rozdzieliliśmy się, by sprawniej poszło nam uporanie się z naszymi problemami w postaci złoczyńców. Z pozoru plan wydawał nam się niezawodny, jednak nie wszystko mogło pójść, jak po maśle, prawda? Ale po kolei. Postanowiłam nie wbiegać na hura w sam środek walki, a wykorzystać element zaskoczenia. Musiałam uzbroić się w cierpliwość także z tego względu, iż cały mój plan na powstrzymanie Dzieciaczka opierał się na tym, iż tacie uda się zdalnie unieszkodliwić Hejter. Jak na razie nie doczekałam się rezultatów. Echh, nie mogę dłużej czekać. Utrzymując takie tempo, Dzieciaczek niebawem zdoła zdemolować całe Swellview.
- Hacker wykorzystuje cię tak samo, jak teraz ty wykorzystujesz Trixie i Cody'ego. - zagadałam, stając przed Dzieciaczkiem. Nie liczyłam na to, że ten nagle stanie po stronie Kapitana, ale według mojej analizy, kilka jego znaczących słów wystarczyłoby, żebym zyskała przewagę. Nath uczynił bioniki posłuszne na komendę głosową łotrów, których z nimi wysłał, więc wykorzystując podstęp...
- Matrixx, co za miła niespodzianka. Ale popatrz, to ja teraz mam przewagę. Hejter, C.O.D.13, brać ją! - na jego komendę, bioniki ruszyły prosto na mnie. Starałam się im umknąć, lecz żaden z nich nie pozwalał mi chociażby zbliżyć się do strzeżonego kryminalisty.
- Tato, jak sytuacja? - przez chipa połączyłam się z kryjówką Kapitana.
- Hacker nałożył na Hejter dodatkowe zabezpieczenia. Może mi to jeszcze trochę zająć, ale pracuję zawzięcie. Obawiam się jednak, że póki co jesteś zdana na siebie. - nie miałam możliwości, by odpowiedzieć, ponieważ Cody uniemożliwił nam łączność. Hejter od razu potem przystąpiła do ataku. Teraz to już naprawdę jestem zdana jedynie na siebie.
*Bianka*
Henryk towarzyszył mi fizycznie, lecz wewnętrznie odczuwałam także i towarzystwo obawy przed walką. Presji, która nieustannie podszeptywała, że teraz realnie losy Swellview zależały jedynie od nas. Banalnie było mówić o tym na portalach społecznościowych, jednak te nijak nie oddawały rzeczywistości. Właśnie dlatego nie potrafiłam pojąć postawy Henryka. Kiedy ja miałam ochotę zakończyć cały ten cyrk zakopana pod kołdrą, on ze stoickim spokojem obserwował sytuację. Jakby zapomniał o tym, że nie ma przy nas Kapitana i nikt nam w tym momencie nie pomoże. Zostaliśmy sami na tym brutalnym placu boju.
- Załatwię Minyaka, ale musisz dopilnować, by twoi znajomi pozwolili mi się do niego zbliżyć. - blondyn spojrzał na mnie na tyle niespodziewanie, że nie miałam jak zdążyć ukryć niepewności na mojej twarzy.
- Damy sobie radę. - zapewnił z ciepłym uśmiechem, zupełnie jakby doskonale wiedział, o czym myślę. Naprawdę nie rozumiem, jak mogłam nie dostrzec, jaki wspaniały z niego chłopak. Skinęłam mu tylko głową, walcząc ze swoimi myślami, czy jednak nie rozpocząć rozmowy na ten temat. Wystarczyło tylko spojrzeć na opętanych przez Hackera, Josephne i Arona, by dojść do wniosku, że później może już nie być okazji.
- Henryk, poczekaj. - chwyciłam chłopaka za ramię.
- Gdyby coś jednak poszło nie tak i nie mielibyśmy okazji już ze sobą rozmawiać, chcę, żebyś wiedział o tym, jak bardzo żałuję, że cię tak traktowałam. Przecież to ja cię rzuciłam, nie miałam prawa oczekiwać, że będziesz czekał, aż do ciebie wrócę. Miałeś prawo znaleźć sobie inną. Wybacz, że zrozumiałam to tak późno.
- Ja też nie jestem bez winy. Gdybym powiedział ci o Niebezpiecznym, wiele z minionych wydarzeń w ogóle nie miałoby miejsca. Przepraszam, że nie potrafiłem być z tobą szczery.
- Wiem, że ja sama ci tego nie ułatwiałam. - nie mieliśmy czasu na kontynuowanie rozmowy, ponieważ Josephne i Aron na rozkaz Minyaka zaczęli rzucać samochodami w ludzi na ulicy.
CZYTASZ
Niebezpieczny Henryk : Matrixx
FanfictionOto nieudane pokolenie nadludzi; mieli być od nas silniejsi, szybsi, mądrzejsi. Mieli stanowić najnowocześniejszą generację ludzkiej rasy... ale zawiedli... Zapomniano o nich. Ich działalność na rzecz obrony świata stała się nielegalna, gdyż zdaniem...