Spojrzenia chłopaków skrzyżowały się niemal natychmiast. W zielonych tęczówkach wybrańca odbiło się poczucie winy i kuriozalny stres, który czuć było na kilometr. W oczach Ślizgona zaś nie było dosłownie niczego. Ta pozornie bezbrzeżna apatia była wręcz przytłaczająca, jednak gdyby przypatrzeć się dłużej, na twarzy Dracona dałoby się doszukać śladów niepokoju, które tak dobrze starał się zamaskować.
- My wchodzimy do sali, Harry. - rzuciła Hermiona wiedząc, co jest na rzeczy. Co prawda nie do końca, ponieważ nie miała pojęcia o przypadkowych spotkaniach czarodziejów, ani o ich głębokich rozmowach, aczkowiek tak jak cała reszta szkoły słyszała co zaszło w łazience na czwartym piętrze. Przypuszczała więc, że mimo całej nie nienawiści Pottera do Malfoy'a chciał on przeprosić chłopaka z czystego poczucia winy, bo wiedziała, że Złoty Chłopiec nie jest osobą, która rani innych bez żadnych zahamowań.
- Co, czemu sami? - zmarszczył czoło Ron, a ona puknęła go w czoło i pociągnęła za sobą przez framugę drzwi.
Nastała chwilowa cisza.
- Ja...- zaczął okularnik bawiąc się swoimi dłońmi.- ...chciałem cię przeprosić. - te słowa ledwo przeszły mu przez gardło.
- W chuju mam twoje puste przeprosiny, Potter. - rzucił obojętnie Dracon, nawet nie podnosząc wzroku z podłogi.
- Nie są puste.
- Skoro tak mówisz. - prychnął. - Ale i tak mam je w chuju.
- Nie chciałem użyć tego zaklęcia i cię tak pociąć. Nie wiedziałem co robi, ale to ty mnie zaatakowałeś. - zaczął tłumaczyć się Wybraniec. - Użyłeś Crucio.
- Nie obchodzi mnie czego użyłeś, ani jakie miałeś zamiary. Ale żyję, więc nie będziesz musiał mieć nikogo na twym świętym sumieniu, dlatego odpierdol się ode mnie. - blondyn chciał jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, ponieważ wiedział że z kontaktu z okularnikiem nie wynika niczego dobrego. - Żałuję, że cię nim nie trafiłem. - dodał na koniec.
Wcale nie żałował. Ani trochę. Ślizgon był wręcz szczęśliwy, że nie trafił bruneta niewybaczalnym zaklęciem, ponieważ dosłownie nikt by mu tego nie przepuścił. Ani szkoła, ani śmierciożercy. Rzuciliby się na niego z oskarżeniami, że zwraca na siebie uwagę, narażając cały plan. A w obecnej sytuacji, kiedy był pełnoprawną ofiarą, wszystkie podejrzenia co do niego straciły na sile. Ludzie przestali szeptać między sobą, że ma do czynienia z Czarnym Panem, a zaczęli ze współczuciem roznosić plotki o ranach, jakie odniósł. Dlatego w czuł ulgę, że nie zranił w Harrego w swoim amoku i napadzie paniki, kiedy to sam nie wiedział co mówi ani robi. Oczywiście, że nie miał tego w planach i nawet jakby trafił w Harrego, to ze zwykłego przypadku, jednak musiał powiedzieć mu zupełnie inną wersję. Miał nadzieję, że dzięki temu Potter od nowa go znienawidzi. Naprawdę w to wierzył.
- Mogłeś, należało mi się. - przyznał zielonooki, nie próbując negować tego w żaden sposób.
Należało? Zdziwiony tym co usłyszał Dracon, po raz pierwszy od początku rozmowy ponownie uniósł wzrok w stronę okularnika. Nie mógł uwierzyć, że brunet naprawdę to powiedział i co więcej, wszystko wskazywało na to, że naprawdę szczerze. Czyli naprawdę żałował? Jego skrucha oraz poczucie winy było prawdziwe? I nikt go do tego nie zmusił? Czyżby cały ten czas myślał o swoim czynie, chcąc go cofnąć? A może nawet się mart...nie. Wyobraźnia najwyraźniej poniosła go za bardzo. Kto niby miałby się o niego martwić? A nawet jeśli, co i tak było niemożliwe, to na co takie zmartwienia skoro zaraz i tak wszyscy go znienawidzą? Musiał trzymać się swojego planu i już teraz powoli ucinać kontakty, szczególnie z tymi, którzy są po tej drugiej stronie.
- Zapomnij. - rzucił sucho Malfoy, nie wiedząc już sam czy mówi do siebie czy do Pottera.
- O czym?
- O wszystkim. - prychnął szarooki, czując ciężar na barkach i złość, że w ogóle musi to mówić. To brzmiało tak jakby w ogóle mieli jakieś zalążki relacji. - Nie odzywaj się do mnie już nigdy więcej.
- Nie będę. Będę udawać, że w ogóle nie istniejesz. - westchnął Wybraniec, gdzieś w głębi czując nutkę zwiedzenia. Aczkolwiek on także dobrze wiedział, że pomysł o przyjacielskich relacjach ze Ślizgonem od samego początku był niewypałem. Sami się o tym przekonali. Nigdy nie będą przyjaciółmi. Nie powinni mieć ze sobą żadnego kontaktu. - Ale nie będziesz moim wrogiem, Malfoy. - dodał, po czym błyskawicznie odwrócił wzrok i wszedł do sali. Nie chciał widzieć reakcji blondyna. Zresztą on przecież nie istnieje, więc po co?
Dracon, który nadal siedział na ławce, poczuł się jakby za chwila miała się ona złamać. Po raz pierwszy odkąd wyszedł ze skrzydła szpitalnego w ogóle coś poczuł i musiało to stać się akurat przy kontakcie ze Złotym Chłopcem. Naprawdę miał wrażenie, że przez pobyt tam i zadanie, które otrzymał wypalił w sobie wszystkie uczucia i wszystko stało się mu obojętne, a jednak dzisiejszego dnia już drugi raz doświadczył szoku oraz ścisku w żołądku. Jak cholerny Potter mógł powiedzieć coś takiego i po prostu sobie iść? Nie chce być moim wrogiem? Ale przecież musi. Tak właśnie sobie postanowiłem, że musi mnie nienawidzić, a on wyskakuje z czymś takim? Czy to obietnica czy wyzwanie? Pytania bez odpowiedzi gotowały się w głowie Ślizgona. Jak miał udawać, że Wybraniec nie istnieje, a jednocześnie sprawić, aby ten go znienawidził?
Przecież te dwie rzeczy się wykluczały. Co miał zrobić?W tym momencie go olśniło. Poczuł ulgę, że wpadł na jakiś pomysł, lecz i tak przytłoczyło ją obrzydzenie do samego siebie.
Musiał skrzywdzić jego przyjaciół.
***********
Po środowych zajęciach Dracon po raz pierwszy od wypadku udał się do Pokoju Życzeń. Kiedy tylko przekroczył próg pomieszczenia, nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez jego plecy, a żołądek się zacisnął. Blondyn niepewnie przeszedł kilka kroków, a następnie stanął przed feralną Szafką Zniknięć, która miała umożliwić Śmierciożercom przedostanie się do szkoły. To właśnie był przedmiot, mający zakończyć czasy świetności Hogwartu i sprowadzić go na drogę zniszczenia. A to wszystko będzie jego zasługą. Nie, nie zasługą. Winą. Przez niego zginą ludzie i to na pewno nie tylko ci, których nienawidzi. Ale przynajmniej on zyska względy Czarnego Pana i przeżyje. Będzie mógł zobaczyć ,,nowy świat i porządek". To dopiero zaszczyt. Żałosne.
Wiedział, że teraz - kiedy już w miarę rozgryzł mechanizm przedmiotu, naprawienie go będzie tylko kwestią kilkudziesięciu godzin pracy. Był wręcz pewien, że gdyby odpowiednio się postarał to mógłby ukończyć swoją prace nawet i w miesiąc. Ale wolne żarty, że by do tego dopuścił. Ta opcja nawet nie przechodziła teraz przez jego myśl. Szczególnie, że dostał czas na wykonanie aż do wiosny, a dodatkowym ,,smaczkiem" w tym wszystkim było uśmiercenie Albusa Dumbledora. Blondyn wiedział, że będzie odwlekał ten moment tak długo jak się da, przy okazji chwytając się wszystkich sposobów, aby tylko się od tego wymigać. Gdzieś z tyłu głowy był świadomy, że nic z tego nie wyjdzie, ale mimo wszystko nie umiał zdusić w sobie resztek nadziei. Myślał, że potrafi, że umie pokonać ludzkie uczucia. A jednak. Ku swojemu zawodowi okazał się bardziej ludzki niż przypuszczał.
Ale nie na tyle ludzki, aby nie przyszykować niczego na mugolską glizdę i rudego zdrajce krwi. Musiał, naprawdę musiał ich skrzywdzić.
Nie zamierzał zrobić tego fizycznie, ponieważ zdawał sobie sprawę, że ściągnie tym na siebie za dużo uwagi i nie ujdzie mu to na sucho. Dlatego wykorzystując swoje przywileje osoby, która niedawno jeszcze leżała w szpitalu, sprytnie postanowił zakraść się do ich pokojów podczas trwania jutrzejszych lekcji i za pomocą zaklęcia Descendo zniszczyć rzeczy, które mają dla nich wartość emocjonalną. Przy okazji umyślił zostawić po sobie ,,przypadkowo" jakiś ślad, aby ofiary wiedziały, że chodzi o niego, ale niczego nie mogły mu udowodnić. To był plan wręcz idealny, aby Potter ponownie go znienawidził.
Nic nie bolało go tak, jak cierpienie przyjaciół i ich nieszczęście, a ich złość wybuchała w nim jeszcze bardziej.
CZYTASZ
Sectumsempra //drarry//
Fanfiction6 rok. Draco Malfoy, który otrzymał przerastające go zadanie uśmiercenia Dumbledora oraz Harry Potter, zmagający się ze śmiercią Syriusza i brzemieniem bycia Wybrańcem. Oboje mają na głowie wystarczająco dużo swoich problemów oraz rozterek. Nie maj...