Harry Potter siedział w przedziale pociągu zmierzającego do Hogwartu, podpierając swój podbródek na dłoni i w melancholii spoglądając za okno. Zdawał sobie sprawę, że powinien cieszyć się, iż za niedługo rozpoczyna swój szósty rok nauki w szkole magii, lecz jedynymi emocjami jakie potrafił czuć, było przygnębienie wymieszane z nieodstępującym go na krok niepokojem oraz gorczycz w stosunku do siebie.
Brunet nie potrafił wybaczyć sobie tego, że nie dał rady uratować swojego chrzestnego. Jedną z niewielu bliskich mu osób, które szczerze i bezgranicznie kochał. Wciąż miał w głowie jego pokrzepiający głos, gdy mężczyzna mówił, że kiedy to wszystko się skończy, będą normalną rodziną. Najwyraźniej jeśli chodziło o Chłopca, Który Przeżył, definicja tego słowa była zgoła różna od tej słownikowej. W jego przypadku wyraz rodzina był raczej synonimem śmierci oraz straty, niż ciepła domowego ogniska. W końcu każdy, kto należał do jego famili, prędzej czy później wyszedł na spotkanie z mrocznym kosiarzem i został chłopcu bezpowrotnie odebrany. Brunet nie miał pojęcia, czy aby na pewno nie jest to żadna klątwa, cena, jaką było mu dane zapłacić za bycie Wybrańcem. Bał się, że gdy tylko pozwoli wejść komuś do swojego serca zbyt głęboko, to tym samym rzuci na niego letalny wyrok, któremu nic nie będzie już w stanie zapobiec.
I dlatego właśnie, choć bardzo tego pragnął, postanowił, że nie pozwoli sobie się już w nikim zakochać. Marzeniem każdego zwykłego nastolatka, którego znał, była młodzieńcza, beztroska miłość, która raz wznosi cię na wyżyny, a raz sprawia, że rozbijasz się na milion kawałków. Niepewność, którą czujesz, kiedy nie jesteś pewny, czy ONA lubi cię z wzajemnością, czy może potajemnie wzdycha do twojego przyjaciela. Dreszcze, jakie przechodzą przez twój kręgosłup, gdy pierwszy raz spleciesz z NIĄ dłoń lub poczujesz muśnięcie JEJ warg na swoich ustach. Szczęście, które cię wypełnia, kiedy widzisz radość odbijającą się w JEJ tęczówkach. Zazdrość, rozlewającą się po twoich żyłach, gdy zaśmieje się na żart innego, która może i nie jest dobra, ale przecież to ona idelanie pokazuje, jak bardzo ci na NIEJ zależy. Ahhh, znów zamyślił się bardziej niż powinien. Ostatnio ta idylliczna wizja nachodziła go zbyt często, sprawiając, że rozpierała go frustracja i wyrzuty sumienia.
On przecież nie był zwykłym nastolatkiem. I nie był też takim wielkim egoistą, za jakiego niektórzy go mieli.
**********
Draco Malfoy siedział w przedziale pociągu zmierzającego do Hogwartu, podpierając swój podbródek na dłoni i w melancholii spoglądając za okno. Wydawało mu się, że nie potrafi cieszyć się już niczym. Że nie potrafi czuć już niczego, poza nieodstępującym go na krok niepokojem oraz upokorzeniem. Odkąd aresztowali jego ojca, miał wrażenie, że wszyscy ciągle gapią się na niego z pogardą, nieufnością lub współczuciem. Albo najlepiej wszystkim naraz. I o ile pierwsze dwa jeszcze był w stanie jakoś zrozumieć, to trzecie dosłownie przyprawiało go o białą gorączę. Nienawidził współczucia i nie potrzebował go. Było to według niego najbardziej bezsensowne uczucie, jakie potrafił obudzić w sobie człowiek. No bo po co udawać, że przejmujesz się losem jakiejś obcej ci osoby, skoro i tak wiadomo, że jedynym co ciebie w życiu obchodzi, jesteś tylko i wyłącznie TY? Wiedział, że każdy bez wyjątku jest egoistą, a jeśli ktoś się tego wypierał, to dodatkowo jeszcze był kłamcą.
On przynajmniej się z tym nie krył. Już dawno temu przyzwyczaił się do tego, że wszystko, co robił musiało przynieść mu jakąś korzyść lub chociażby satysfakcję. Najpierw patrzył na siebie, potem dopiero na innych. Nie był ani bezinteresowny, ani pomocny, ani uprzejmy, ani empatyczny. Nie był moralny, ani nawet honorowy. Nie był dobry. I choć dobro to pojęcie względne, to nigdy nie odważyłby się użyć tego słowa w stosunku do siebie. Od dziecka uświadamiano mu, że w sztuce, w której gra jest antagonistą, a nie bohaterem. Dawano do zrozumienia, że jest problemem, zakałą, potworem. No a jak ktoś, kto przez wszyskich nazywany jest złym, mógłby jednak być dobry? Musiał przyznać, że może i na początku te określenia i szufladkowanie osobiście go dotykały, ale do nich też już zdążył się przyzwyczaić. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. A skoro i tak nie mógł zmienić już scenariusza, to postanowił chociaż jak najlepiej odegrać swoją rolę.
I dlatego właśnie, choć przeraźliwie się bał i podświadomie wcale tego nie chciał, postanowił, że będzie pracować dla Czarnego Pana. Postanowił? Śmieszne. Ale nie miało to znaczenia. Wiedział, że każdy zwykły nastolatek, uczący się się w Hogwatcie już pędziłby do Dumbledora, wyjawiając mu wszystko z zapałem. Czasem mimowolnie w jego głowie rodziły się scenariusze, w których widział siebie po tej drugiej stronie barykady. Jak sprzeciwia się śmierciożercom, walczy u boku swoich rówieśników i zwycięża Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Jak jest wielbiony przez tłumy i wznoszony na piedestały. Jak już nikt więcej nie śmie nazywać go złym.
Ale on przecież nie był zwykłym nastolatkiem. Nie powinien nawet o tym myśleć. Był świadomy, że jego przeznaczenie jest inne. I mimo, że tak naprwdę nie był aż tak okrutny za jakiego niektórzy go mieli, to przecież...
...nie miał wyboru.
_________
Pobawiłam się trochę w opisy na początek, w przyszłych rozdziałach zacznie się już akcja.
CZYTASZ
Sectumsempra //drarry//
Fanfic6 rok. Draco Malfoy, który otrzymał przerastające go zadanie uśmiercenia Dumbledora oraz Harry Potter, zmagający się ze śmiercią Syriusza i brzemieniem bycia Wybrańcem. Oboje mają na głowie wystarczająco dużo swoich problemów oraz rozterek. Nie maj...