Rozdział 10

177 13 2
                                    


- Oh my goad! Co tak wali w mojej głowie? - Ali otworzyła oko i rozejrzała się, była w swoim łóżku nakryta kołdrą. Miała na sobie różową piżamkę na ramiączka i szorty. W jej ustach była istna Sahara, pospiesznie skierowała się do kuchni, wyjęła butelkę wody z szafki i opróżniła połowę jednym, dużym łykiem.
- Kogoś tutaj suszy! - zaśmiała się Vi, siedząca przy stole pałaszująca jajecznicę.
- Miej litość nad pokonanym przez alkohol.
- Wczoraj o tym nie myślałaś podejmując walkę.
- Nic nie pamiętam z wczorajszego wieczoru, prócz tego, że poszłyśmy na imprezę do Bractwa.
- A nie pamiętasz o nieziemskim ciachu z ciemnymi włosami i hipnotyzującym oczami, mierzącym dwa metry? Jak on się nazywał? - Vi popukała palcem w brodę. - Mayson?
- Zaraz, a skąd o nim wiesz?
- Bo widzisz koleżanko...- ostentacyjnie poruszyła brwiami. - Wczoraj ten mężczyzna przyniósł cię tutaj do akademika, po tym jak wlałaś w siebie mieszkankę wszelakiego alko jakie było na imprezie, zaczęłaś od piwa, a skończyłaś na whisky.
- O matko! - Alice zrobiła facepalm. - Proszę powiedz, że nie zrobiłam nic głupiego.
- Nieee, a gdzie tam. - Vi machnęła ręką, a Ali rozpromieniła się z nadzieją. - Oprócz tego, że podrywałaś jakiś chłopaków, zwymiotowałaś na wycieraczkę przy wejściu i tańczyłaś na stole, to nic się nie stało. - Alice pobladła.
- Nie pokaże się na uczelni, wszyscy napewo to widzieli.
- Weź przestań, wszyscy byli pijani, chyba, że ktoś nagrał film jak wyginałaś się seksownie dając pokaz publiczności.
- No tak, jeszcze będę gwiazdą internetu - powiedziała ironicznie Ali, jej współlokatorka wyjęła telefon i zaczęła przeglądać swoje konto na insta.
- Wow! Jesteś sławna, wrzucili filmik z twoim nagraniem i ma już tysiąc polubień.
- Fuck! - krzyknęła Ali
- Nie przejmuj się nikt nie skojarzy, że to ty. W collegu wyglądasz inaczej niż na filmiku. Nosisz inne stroje niż krótka sukienka i nie malujesz się tak mocno. Idziesz dziś do pracy?
- Taa, mam na popołudnie. Jak to się stało, że Mayson mnie przyniósł?
- Bo widzisz, kiedy dawałaś popis swoich umiejętności tanecznych na stole, wokół niego zebrała się spora publiczność. Próbowałam cię namówić, żebyś z niego zeszła, ale ty chciałaś zdejmować części garderoby i wtedy pojawił się on. Przerzucił ciebie przez swoje ramię, jakbyś nic nie warzyła i wyszedł na zewnątrz, pobiegłam za wami, a on zapytał gdzie mieszkasz, bo chce mi pomóc cię tam dostarczyć. Niestety sama nie byłaś w stanie.
- I co dalej?
- Wykonał jakiś telefon i w ciągu kilku minut pojawił się czarny SUV. Posadził cię na tylnej kanapie obok siebie, a ja usiadłam z przodu i tłumaczyłam drogę do akademika.
- A nie myślałaś że to może być jakiś zboczeniec czy coś?
- Raczej nie wyglądał na takiego, poza tym wiedział jak się nazywasz i chciał ci pomóc, a nikt inny się do tego nie zgłosił. Zjesz coś?
- Na razie nie, mam ochotę spędzić resztę dnia w łóżku.
- Ja spadam, lecę się pouczyć w biblio. - Vivie wyszła delikatnie zamykając drzwi.
Alice poszła do łazienki, popatrzyła na swoje odbicie w lustrze z nutką udręki. Postanowiła wsiąść ciepły, relaksujący prysznic. Wmasowała w swoje ciało żel pod prysznic o zapachu pomarańczy, we włosy wtarła swój ulubiony szampon cytrynowy, krople wody spłukały pianę. Owinięta w ręcznik wyszła z łazienki i o mało go nie wypuściła z rąk, kiedy zobaczyła zrelaksowanego gościa, siedzącego na kanapie, który zlustrował jej nagie ciało nieokryte materiałem.
- Co tutaj robisz? Jak tu wszedłeś?
- Cześć, mnie też miło cię widzieć. Dziękuję za to, że wczoraj pomogłeś mi na imprezie wrócić do domu, zanim zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania. Raczej takiego powitania oczekiwałbym po wczorajszym - puścił do niej oczko.
- Dziękuję za pomoc, ale nie musiałeś. Mogłeś zostać ze swoim kociakiem czy jak jej tam.
- Sonia.
- No właśnie.
- To moja fanka.
- Nie wątpię, pewnie wielbi cię całego od pasa w dół.
- Jest co wielbić, mam sporych rozmiarów posąg, twardy jak skała na twój widok w samym ręczniku. Wyglądasz niezwykle seksownie.
- No właśnie, chciałabym się ubrać.
- Nie musisz, będzie mniej do zdejmowania.
- Chyba śnisz.
- W moich snach robimy wiele przyjemnego bez ubrań. - Mayson zaśmiał się, a Alice szybko poszła do swojego pokoju. Założyła koszulkę z napisem "Fair Play", który znajdował się dokładnie na wysokości jej piersi oraz spódniczkę, jej typowy strój do pracy. Wyszła z pokoju susząc włosy ręcznikiem.
- Jak widzisz szykuje się do pracy, a muszę jeszcze coś zjeść, więc jeśli mógłbyś..
- Zamówić coś do jedzenia? Jasne, nie ma sprawy. Na co masz ochotę?
- Ekhm, nie to miałam na myśli.
- Rozumiem, mam wybrać za ciebie, w takim razie proponuję chińszczyznę. Pasuje? - Alice popatrzyła znacząco w sufit, Mayson wykonał telefon.
- Będą za piętnaście minut, a do tego czasu możemy umilić sobie oczekiwanie. - Poczuła dreszcz kiedy musnął jej rękę, jego mięśnie napinały się pod jasną koszulką, a na ramionach widniały tatuaże. Patrzył na nią swoim ciemnymi oczami, przeczesał ręką swoje dłuższe włosy na czubku głowy.
- Może zagramy? Jeśli wygram dasz się pocałować.
- A jeśli przegrasz?
- Wyjdę stąd w ciągu kilku sekund.
- To dość kusząca wygrana. Co to za gra?
- W zasadzie dosyć prosta, rzut monetą - wyjął z kieszeni srebrnego dolara.
- Co wybierasz orła na rewersie czy awers?
- Niech będzie awers. - Mayson rzucił monetą, opadła na jego potężna rękę, na górze widniał orzeł. - Cóż, mam farta. - Uśmiechnęł się do zaskoczonej Alice. Spojrzał się prosto w jej oczy i musnął wargami jej usta, poczuła ciepło rozchodzące się po całym ciele, chciała to kontynuować, ale przerwało im pukanie do drzwi.
- Fuck! - krzyknął mężczyzna i poszedł do drzwi, stał za nimi dostawca jedzenia, wziął od niego torebkę, stawiając na stół. Alice zasiadła na przeciwko, nie tylko on był dobrym graczem, ona też znała zasady. Patrząc się mu prosto w oczy, zmysłowo obliczała usta, na których pozostawiła sos, wkładając pałeczki z jedzeniem. Niby przypadkowo trąciła jego nogę pod stołem, kawałek jedzenia spadł jej na podłogę. Schyliła się żeby podnieść, ręką dotykając jego uda przy wstawaniu.
- Dzięki, za lunch, ale serio muszę już iść do pracy.
- Jasne. Może cię podrzucę? - odparł oniemiały, Alice zarzuciła na siebie kurtkę.
- Kończę późno, muszę wziąć ze sobą auto.
- As You wish my Master - zatrzasnął za nimi drzwi.

❤️Striptease Student[Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz