Rozdział 26

140 9 0
                                    

Czerwony Suzuki Hayabusa jechał niebezpiecznie szybko, zmierzając z Berkley do Los Angeles. Zatrzymał się gwałtownie przed okazałą rezydencją, otoczoną murem. Zszedł z motocykla i nacisnął na domofon obok potężnej, kutej bramy, na której widniały dwa węże.

- Słucham? – Odezwał się szorstki głos po drugiej stronie.

- Ja do ojca. – Odpowiedział Mayson, w tym samym czasie usłyszał otwieranie bramy.

Zajął miejsce na motocyklu, powoli przejechał na teren posesji, mijając stróżówkę ochrony. Jadąc alejką obsadzoną drzewami przypomniał sobie czasy dzieciństwa, kiedy była z nimi mama, a ojciec nie był takim chorym skurwielem jak teraz. Odgonił od siebie wspomnienia, gdyż obecne życie było brutalne i trzeba było dostosować się do nowych reguł, aby nie ranić tych, których się kocha. Miał na myśli tylko jedną osobę, która była w jego sercu, a pozostała w akademiku.

Parkując na owalnym podjeździe pod domem, na środku którego znajdowała się fontanna, zdjął rękawiczki i kask, zawieszając je na kierownicy.

Wszedł po kilku schodkach do środka domu, obok drzwi wejściowych stało dwóch ochroniarzy, podobnej postury co on, ubranych w czarne garnitury. W wysokim holu były podwójne schody prowadzące na górę, górował nad nimi duży, kryształowy żyrandol.

- Kogo to moje oczy widzą, witaj synu. – Z przejścia na parter domu zbliżał się do niego postawny, lekko siwy mężczyzna, jak zwykle ubrany w nienaganny garnitur od Armaniego.

- Witaj ojcze, co żeś kurwa wymyślił. – Mayson zaczął cedzić przez zęby.

- Jakie miłe powitanie. – Zakpił mężczyzna. – Zapraszam cię do mojego gabinetu, tam porozmawiamy. – Ruchem ręki wskazał mu drzwi w głębi domu. Przeszli obok ogromnego salonu, ze złotymi dodatkami oraz kanapami i fotelami, w którym przeszklona ściana wychodziła na ogród, a w rogu znajdował się barek z alkoholami świata.

Stary Bradfield wszedł do swojego gabinetu, zasiadł za dębowym biurkiem, odpalając cygaro i nalewając sobie do kryształowego kieliszka Whisky.

- Spodziewałem się, że tak szybko przyjedziesz po moim telefonie. Widać, że zależy ci na tej małej, ale nie dziwię ci się, jest niezła. Twój brat też chętnie wziął by ją w obroty.- Zaśmiał się rubasznie.

- O co ci kurwa chodzi? – Wrzasnął Mayson.

- Słyszę, że nie chcesz z ojcem małego "small talk". – Potrząsnął głową i wziął spory łyk whisky. – A więc dobrze, przejdźmy od razu do interesów. Odpowiedź jest bardzo prosta, zasiądziesz jako prezes jednej z moich spółek, będziesz dostawał odpowiednio duże wynagrodzenie i godnie reprezentował rodzinę Bradfield. W zamian za to matka Alice Wilson przejdzie pomyślnie operację w najlepszej klinice i odzyska pełnie sił. Czyż to nie wspaniała umowa?

- Kurwa, wiedziałem, że czegoś będziesz chciał. – Krzyknął Mayson, na co jego ojciec podniósł rękę, dając znak „Uspokój się".

- Synu, naucz się w końcu jednej ważnej rzeczy „W życiu nie ma nic za darmo", za wszystko trzeba płacić niekoniecznie pieniędzmi.

- Własny ojciec, nie dasz nic za darmo.

- Jesteśmy w pieprzonej mafii, a nie rodzinie z „Domku na prerii." – Wrzasnął John Bradfield. – Tutaj są twarde reguły.

- O którą firmę ci chodzi?

- Arena Finance w San Francisco.

- Zajebiście, będę prał na giełdzie brudne pieniądze z hazardu i innych interesów.

- Zgadza się. Może wolisz zabijać dłużników albo ściągać haracze z burdeli?

- Nie, dzięki kurwa. Od kiedy mam zacząć?

❤️Striptease Student[Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz