Odetchnąłem zatęchłym powietrzem. Dało się w nim już wyczuć kwaśną woń rozkładu. Zmarszczyłem tylko nos i wytarłem ręce o jakąś szmatę. Nie miałem czasu na zabawy w sprzątanie. Nie byłem w nastroju.
Wyszedłem z opuszczonej wartowni rozglądając się uważnie dookoła.
Cichy szmer przetoczył się po polanie. Lekki podmuch powietrza wprawił w ruch wysoką trawę. Zaczęła już nasiąkać rosą. Nie dostrzegłem jednak nic nadzwyczajnego poza zwykłymi nocnymi odgłosami.
Jednak gdy znalazłem się w zasięgu najbliższej osady poczułem, że ktoś stąpa mi po piętach. Zatrzymałem się.
-Nawet się nie starasz- prychnąłem.
-Zaskoczyć ciebie byłoby nie lada wyzwaniem, ale nie niewykonalnym.
Przybysz opierał się o najbliższe drzewo.
Pokręciłem głową zerkając ponad ramieniem na ciemną postać szczerzącą się upiornie.
-Daruj sobie te przechwałki. Zdradzisz powód dla którego chodzisz za mną krok w krok? Nie przypominam sobie abym założył Ci obrożę i kusił przysmakami.
Ryan strzelił kośćmi rozprostowując palce i odepchnął się od drzewa. Zrobił kilka kroków w moją stronę przybierając minę słynnego dobrego gliny. Wiedziałem co powie zanim zdążył otworzyć usta.
-Mógłbym cię zapytać o to samo. Coraz częściej łazisz gdzieś po nocach. Nie raczysz nawet wspomnieć w jakim celu.
-A ty wziąłeś na barki rolę mojego osobistego ochroniarza-sprostowałem i uniosłem dłoń zanim zdążył odpowiedzieć- Powinniśmy stąd zmykać chyba, że chcemy kolejnego skandalu.
-Uciszyłeś świadków?
Wyszczerzyłem zęby w jego kierunku.
Ryan przewrócił oczami i spojrzał na mnie karcąco.
-Nie wiem w co znów masz zamiar się wpakować, ale nie musiałeś ich zabijać.
Wydąłem usta.
-To akurat nie moja robota. Aż szkoda. Zadziwiająca dbałość o szczegóły, nie sądzisz?
Odwróciłem stopą dłoń wartownika, aż oczom Ryana ukazała się wypalona, czarna runa.
Wiedziałem, że jeszcze chwila a wyprowadzę go z równowagi. Byłaby to piękna odpłata za prawienie mi kazań, jednak wściekły Ryan to upierdliwy Ryan.
-Nie zaczynaj znowu. Lepiej wracajmy zanim ktoś się zorientuje.Mówiąc to ruszył przed siebie nie czekając na mnie. Przewróciłem oczami klnąc na los.
Przez sekundę zastanawiałem się ile zajęłoby mi zgubienie go w lesie, jednak stwierdziłem, że gra zdecydowanie nie jest warta świeczki ani utraty sił przed wschodem.Ciemny kamień błyszczał w blasku księżyca niemal pochłaniając jego światło. Gigantyczna budowla którą zwałem domem stała ponad lasem. Ogromny kamienny zamek z groteskowymi oknami i innymi duperelami, który każdy miłośnik mrocznej kultury opisywałby w serenadach. Jak dla mnie była to ogromna kupa gruzu z moją komnatą na czele. Przekroczyłem próg kierując się wprost na samą górę. Za wszelką cenę starałem się ominąć pokój dzienny. Jednak moje plany pokrzyżowała para lodowato niebieskich oczu, która wyrosła niemal jak spod ziemi.
-Złaź mi z drogi- burknąłem patrząc na kolejną upierdliwą przeszkodę, zaczynałem mieć ich dosyć- Nie mam ochoty po raz kolejny oglądać twojej twarzy, więc idź poszukaj kogoś komu bardziej na tym zależy.
Zanim się obejrzałem oberwałem z obcasa. Dosłownie.
-Jeszcze słowo, a oberwiesz szpilką w oko!
Uniosłem brwi. Widać jej także udzielił się buntowniczy nastrój.
-Daj spokój Liv. Nie jestem dziś w nastroju na słowne gierki z Tobą w roli głównej.
Poczułem gwałtowny powiew powietrza i zdążyłem złapać but nim dosięgnął mojej twarzy. Rzuciłem nim wgłąb korytarza ciągnącego się za stojącą przede mną, rozzłoszczoną Liv.
-Nie zapominaj kto tak na prawdę tu rządzi- nie siliłem się na uprzejmości i wyminąłem ją nie czekając na odpowiedz.
-DUPEK!
Przytaknąłem. Nic nowego.Położyłem się na łóżku niezmożony snem. Gapiłem się tępo w sufit a otaczający mnie mrok wygłuszał moją duszę. Bądź to co z niej zostało. Czułem się dziwie pusty. Wokół działo się wiele niezrozumiałych rzeczy, których tym razem to nie ja byłem przyczyną. Wciąż nurtowało mnie pytanie- Jeśli nie ja, to kto? W panującej wokoło głuchej ciszy słyszałem tykanie zegara i świst wiatru uderzającego w niedomknięte okiennice. Zbliżał się już świt, jednak i to nie zmuszało mnie do snu. Nie żebym miał problem ze słońcem. Zwyczajnie za nim nie przepadam. Z resztą jak my wszyscy. W głowie piętrzyło się coraz więcej pytań, a brak odpowiedzi doprowadzał mnie na skraj szaleństwa. Czułem, że po raz kolejny opuszczają mnie siły. Dotarłem do przysłowiowej ściany.
Podniosłem się i spojrzałem na herb zawieszony nad kominkiem. Chluba, a za razem i hańba całego rodu. Oto ja. Największa łachudra i następca tronu w jednym.
Warknąłem i wstałem. Uchyliłem lekko drzwi prowadzące na balkon. Słońce powoli wstawało barwiąc niebo kolorem świeżej krwi niczym zwiastun śmierci. Sięgnąłem po leżący na komodzie pokrowiec z mieczem. Wielkie złote litery LD niemal raziły w oczy. Za każdym razem gdy na nie patrzyłem coś we mnie pękało na nowo. Cisnąłem mieczem w kąt pokoju oddychając ciężko.Chłodne stopnie schodów i lodowato zimne powietrze otrzeźwiły mnie nieco nim dotarłem do zapasów. Sięgnąłem po pierwszą lepszą szklankę i napełniłem ją po brzegi. Ciemnoczerwona, gęsta ciecz wypełniła ją wręcz idealnie. Zanim się obejrzałem napełniłem ją po raz kolejny.
-Ranne picie?
Weszła do kuchni tak cicho, że niemal jej nie usłyszałem.
-Obchodzi cię to?
Usłyszałem rozdrażnione prychnięcie.
-Znowu tak się zachowujesz. Chowasz się jak tylko coś ci się nie spodoba.
Uniosłem jedną brew.
-Chowam się? Ja?
Wzdrygnęła się na dźwięk mojego tonu.
-Ja poluje, rozszarpuje, zabijam i torturuje. Jak ktoś kto bez mrugnięcia okiem mógłby wyrwać Twoje niemiłosiernie głośno bijące serce mógłby uciekać? Nie uciekam, ja poluję. Łowca nie staje się zdobyczą. Ktoś tu przespał lekcje historii.
Zachowała kamienną twarz, a jej niebieskie oczy królowej lodu przewiercały mnie na wylot.
-Skończ skamleć. Widzę, że jest coś nie tak. Znowu.
Wziąłem głęboki wdech i nalałem kolejną szklankę czując na plecach przyszpilające spojrzenie.
-Wszystko pod kontrolą. Wracaj śnić o jednorożcach.
Pojawiła się przede mną szybciej niż zdążyłem się odwrócić i wyrwała mi szklankę z ręki. Jedna mała lekcja. Z Liv nie należy walczyć jeśli się już czegoś uczepi bywa upierdliwa jak zaraza. Albo taki mały kolczasty kwiatek co uczepi się ubrania i za nic nie chce odlecieć. Tak, ja także spałem na lekcjach. Spojrzałem na nią czekając aż coś powie, lecz ona tylko westchnęła i pociągnęła łyk z mojej szklanki.
-Noach widział cię przy granicy.
Uniosłem brwi. Nie zdziwił mnie fakt, że zostałem nakryty lecz to kto mnie nakrył.
-Nie dziw się tak. Zna cię lepiej niż którekolwiek z nas. Łatwo dałeś się złapać.
-Mam swoje interesy.
-W ich świecie? Nie ma tam nic dla nas. Nasz świat jest tu.
Spojrzałem na nią po czym zabrałem jej szklankę.
-Mam coś do załatwienia Liv.
Zaśmiała się bez cienia wesołości.
-Jak w coś się wpakujesz pierwsza będę musiała cię wyciągać.
Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
-Od czego jest rodzeństwo?
Prychnęła.
-Zabieraj te kły zdala ode mnie.
-Znalazłem coś ciekawego- powiedziałem bardziej do siebie niż do niej.
Uniosła jedną brew i założyła ramiona na piersi.
-Co takiego?- spytała gdy nie dodałem nic więcej.
-Kogoś kto nie powinien być tam gdzie się znajduje.
Wyglądała na skołowaną.
-O czym ty mówisz?
Spojrzałem na nią i powiedziałem z powagą:
-Znalazłem kogoś kogo nie umiem rozpoznać. Nie wiem kim ani czym jest.
-Nie jest człowiekiem? Tam jest pełno takich jak my i podobnych. Może po prostu dobrze się ukrywa.
-Ona nawet nie zdaje sobie sprawy, że jest inna.
Teraz ją zdziwiłem. Jej brwi wystrzeliły do samego nieba.
-Ona? Zabujałeś się w ludzkiej dziewczynie?
Spojrzałem na nią sceptycznie.
-Przed chwilą powiedziałem Ci, że nie jest człowiekiem. Po prostu ciekawi mnie kim tak na prawdę jest. To jest coś .. czego nie umiem opisać. To nie przypadek.
Podrapała się po głowie zastanawiając się przez chwilę.
-Jak masz zamiar dowiedzieć się więcej? Bo zgaduje, że to właśnie to knujesz po kątach włócząc się przy granicach.
-To właśnie próbuję wymyślić i mam już nawet jeden pomysł.
***
Ludzkie szkoły są nudne. Nie wiem co mi wpadło do tego zakutego łba aby się tam udać, ale nie mogłem pozbyć się tej ciekawości. Nie wiem kim ona jest. Mój zajebiście wyczulony nos nie mógł jej przejrzeć. Pewny byłem tylko jednego. Na pewno nie jest zwykłym człowiekiem. Z pozoru tak wyglądała, ale jest otoczona pewną zasłoną, która myli moje zmysły. Im dłużej się jej przyglądałem tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu o jej nieludzkim pochodzeniu. Byłem zdumiony jej aktorstwem. Umiała wtopić się w tłum ludzi jak kameleon. Tak samo postąpiła wobec mnie. Może i bym się nabrał na jej przestraszony wzrok i spanikowane ruchy, ale jednak .. Było w tym coś za razem prawdziwego jak i fałszywego.
Jakieś szepty w mojej głowie podsuwały mi irracjonalne pomysły. Być może ona nie wie. Czy to w ogóle możliwe nie wiedzieć kim się jest? To było conajmniej niecodzienne nawet jak na mnie i warte sprawdzenia. Choćby z czystej ciekawości. Bądź dla rozrywki, z tym też się zgodzę.Siedziałem w małej, zatłoczonej klasie przyglądając się starszej kobiecie piszącej w tym momencie po tablicy. Trudziła się by jak najdokładniej przedstawić książkowe dzieje jakiejś pary kochanków. Jak na moje oko, rozczulała się nad ich tragicznym losem ciut za dużo. Eh ludzie i ich zamiłowanie do tragizmu. Co jakiś czas łapałem się na tym, że wsłuchuję się w puls dziewczyny siedzącej w ostatniej ławce. Jej serce biło równo i spokojnie. Co jakiś czas wykonywało gwałtowniejszy skok i chyba nawet domyślałem się dlaczego. Raz złapałem ją na tym jak mi się przygląda, lecz nie z uwielbieniem jak większość kobiet, które spotykałem. Starała się odgadnąć kim jestem i co tu robię. Coś wyczuła.
Wiedziałem
Jednego byłem pewien niemal w sto procentach, na pewno nie pałała do mnie żadnym ciekawym uczuciem. Wręcz przeciwnie. Miałem wrażenie, że się mnie boi.

CZYTASZ
Upadłe królestwo
FantasyZasada numer jeden: Nie ufaj nikomu Jedno zdarzenie może wywrócić świat do góry nogami.. tylko który? Nie znam swojego imienia, swojego przeznaczenia i swojej przeszłości. Lu zostaje wmieszana w sprawy świata, o którego istnieniu nawet nie śniła...