Rozdział 16

17 3 0
                                    


Wędrując miałam czas na rozmyślenia. Nie wiedziałam jaki był dzień tygodnia ani jaki miesiąc mieliśmy obecnie. Domyślałam się jedynie, że zbliżała się zima.
Nogi drżały z wyczerpania a ręce szczypał chłód. Nie mogliśmy zrobić przystanku, gdyż Astan nie chciał ryzykować spotkania z księciem. Widziałam jaki strach budziła w nim możliwość walki z nim. Będąc w ich krainie ciagle spotykałam się z pogłoskami pełnymi zachwytu bądź pogardy na temat następny tronu. W większości jednak budził w swoich poddanych lęk. Zastanawiało mnie czy robił to specjalnie gdyż nikt normalny nie będzie stawał na drodze silniejszemu od siebie czy też rzeczywiście był taki groźny jakim go opisywali. Krążą także różne pogłoski. Wyłapałam zaledwie kilka z nich. Jedną nawet potwierdziła Liv. Kaspar zabijał dla zabawy. Z jakiegoś powodu ta myśl nie dawała mi spokoju. Nie pasowała do obrazka. Wszystkie te historie i odczucia nie pokrywały się z moimi odczuciami mimo iż mnie także potrafił przerazić. Mało tego nawet mnie ugryzł i gonił. A mimo to jakiś cichy głosik w mojej głowie podszeptywał, że to tylko ułuda.
Nie mogłam za to podważać jego pozycji ani siły. Tego mu nie brakowało. Nie wątpiłam także, że Astan ma rację w obawie, że książę mógłby nas odnaleźć w tak krótkim czasie. Tylko czy mi to przeszkadzało? Coraz częściej łapałam się na myśli, że istniał cień szansy, że chciałabym by nas odnalazł.
Robiło się coraz zimniej i mgliściej. Ziemia zaczęła pokrywać się szronem w rekordowo szybkim tępie. Astan także to zauważył. Odwrócił się szybko w moją stronę z przerażeniem wypisanym na twarzy. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, gdyż nagle wszystko zastąpiła gęsta mgła. Nie przeniosłam się nigdzie, ale miałam wrażenie, że jestem w zupełnie innym miejscu niż stałam przed chwilą.
Chłód przeszył mnie do granic możliwości. Czułam każdy nerw w moim ciele, a bransolety stały się jeszcze cięższe niż dotychczas przez co ciężko było mi ustać prosto.
Mgła tylko gęstniała przysłaniając wszystko. Nie widziałam nawet swoich dłoni gdy wyciągnęłam przed siebie ręce. Zapanowała głucha cisza.
Nagle mgła zaczęła przybierać różne formy. Falowała w górę by za chwilę ponownie opaść formując sylwetki tuzina postaci
Zamrugałam kilkakrotnie, ale zjawy nie zniknęły. Miałam wrażenie, że od samego patrzenia na nie moja krew zamienia się w lód. Ku mojemu przerażeniu spojrzałam na swoje dłonie. Na koniuszkach palców osadził się szron i stopniowo piął się w górę. Nie czułam jednak bólu. Strach zaczął znikać, ustępując miejsca obezwładniającemu spokojowi.
PODEJDŹ.
Nie potrafiłam stwierdzić skąd dobiegał głos. Jego dźwięk dobiegał zewsząd brutalnie atakując moje uszy swoją mocą i stanowczością. Otępienie całkowicie spowiło moje ciało, mimo to nogi same poniosły mnie do przodu. Z mgły wyłoniła się oszroniona sylwetka rozganiając wirujące wokół niej kłęby białego dymu. Chwilę mi zajęło wytężenie zmysłów i zmuszenie ich do współpracy. Gdy to się stało oddech ugrzązł mi w gardle.
Stała przede mną kobieta. Jej skóra przypominała sopel lodu, była niemal przezroczysta. Twarz miała oszronioną, jak również dłonie i szyję. W jej głowę zdawała się wrastać szpiczasta korona wokół której migotał śnieg.
Nie to było jednak najdziwniejsze. Mimo iż była pozbawiona kolorów, niemalże przeźroczysta to jej oczy były najbardziej przerażajace. Duże, mieniące się swoim blaskiem z mocnym pierścieniem wokół tęczówki, który rozszerzał się i zwężał za każdym razem gdy przekręcała głowę o parę milimetrów.
Wyglądała bardzo młodo i mimo ostrych rys twarzy, była piękna.
Jej postawa rozwiała wszelkie wątpliwości kim była. Zdecydowanie była królową istot, które strach było spotkać. A mimo to była duchem.
WRÓĆ DO DOMU.
Znów to samo. Nie poruszyła nawet ustami, a ja słyszałam jej głos w mojej głowie. Chciałam jej odpowiedzieć, ale nawet nie wiedziałam co. Przecież nie miałam już domu. Ten, który znałam do tej pory nie mógł być tym prawdziwym i w głębi duszy od zawsze to wiedziałam.
Kobieta zdawała się to wyczuć i zwróciła głowę w stronę północy, ku wielkim szczytom w oddali pokrytych nietkniętym stopą śniegiem. To były tylko kawałki skał, ale wzbudziły mój niepokój.
Gdy znów spojrzała na mnie zdawała się lekko uśmiechać. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć albo zareagować poczułam szarpnięcie, a po chwili szybowałam już w powietrzu.
***
Na moich ramionach zaciskały się szpony ogromnego ptaka. Trzymał mnie na tyle mocno, że jego masywne szpony przebiły całe specjalne ubranie włącznie z moją skórą. Nie czułam jednak bólu. Nie umiem stwierdzić czy byłam bardziej zszokowana czy przerażona. Krzyczeć zaczęłam dopiero gdy zobaczyłam pod sobą kolejne ptaszysko. Tym razem z jeźdźcem na sobie.
Jednak nie był to ptak. Przynajmniej nie w pełni. Miał ogromne, pokryte piórami skrzydła i muskularną budowę. Jego przednie łapy zakończone były szponami. Miałam wrażenie, że jest pokryty złotem, mienił się na tle białego śniegu jak kula dyskotekowa. Gdzieś już widziałam tą bestię. W momencie gdy kreatura uniosła swój wielki łeb w górę zdałam sobie sprawę, że miałam rację. To był hipogryf, lecz nieco inny niż ten którego widziałam w książce.
Jeździec podążył jego śladem i spojrzał w moim kierunku po czym parsknął i zbliżył się. Gdy znalazł się dokładnie pode mną wykonał dziwny gest ręką, a hipogryf zwolnił uścisk. Serce omal nie podeszło mi do gardła.
-W porządku? Wyglądasz jakbyś miała zwymiotować.
Ciepły głos wyrwał mnie z otumanienia.
-Ładne mi powitanie- powiedziałam łapiąc się skórzanego siodła- mogę chociaż wiedzieć z kim mam przyjemność?
Jeździec wyszczerzył zęby w uśmiechu. Ich nieskazitelna biel biła po oczach, lecz to kły najbardziej rzuciły mi się w oczy. A więc był jednym z nich? Wtedy spojrzałam na jego uszy. Były zupełnie szpiczaste. Odetchnęłam z ulgą. A więc nie był wampirem. W takim razie czym?
-Moją godność poznasz na miejscu. Gdy wylądujemy.
Po tych słowach pstryknął palcami. Był to dźwięk bardziej podobny do trzasku ognia niż zwykłego pstryknięcia. Zaraz po tym przed nami ukazał się fioletowy pierścień tworzący wyrwę w niebie. Nim zdążyłam otworzyć usta by coś powiedzieć ciemność pochłonęła mnie całkowicie.
***
Przez ułamek sekundy myślałam, że mój żołądek zwinął się w supeł i nie ma zamiaru się rozplątać. Tak samo reszta wnętrzności. Czułam się jak po zderzeniu z ogromną górą, lecz to wrażenie ustąpiło w momencie gdy spojrzałam w dół.
Znajdowaliśmy się w zupełnie innym miejscu niż przed chwilą. Zamiast widoku ośnieżonych szczytów gór ujrzałam dolinę rozległych jezior i otaczających je lasów. Nad nimi górowało nienaturalnej wielkości drzewo z długimi gałązkami niemalże dotykającymi wody. Gdy jeździec skręcił ostro w lewo ujrzałam ogromny zamek wyrzeźbiony częściowo w skale. Ilość balkonów i otwartej powierzchni skłaniała mnie ku myśleniu iż tutejsze istoty albo nie czują zimna, albo nie znają nawet takiego pojęcia.
Wylądowaliśmy u podnóża wielkiej góry zaraz na skraju lasu. Dopiero z ziemi ujrzałam iż z jednej ze ścian zamku spływa wodospad wprost do kaskadowego jeziora.
Chciałam właśnie zadać pytanie jeźdźcowi gdy tuz obok wyładowały kolejne dwa złote hipogryfy.
Na grzbiecie każdego z nich siedzieli kolejni jeźdźcy i ku mojej uciesze także Astan i białowłosa dziewczyna.
-Nic ci nie jest?
Astan jednym susem zeskoczył z ogromnego ptaka i podszedł do mnie. Pokręciłam głową.
-W porządku.
-Zniknęłaś. Tam na górze. Szukaliśmy cię wszędzie, aż zjawili się jeźdźcy.
-Widziałam coś czego nie umiem wyjaśnić.
Przekręcił głowę w zamyśleniu, po czym źrenice jego oczy rozszerzyły się gwałtownie.
-Masz na myśli mgłę.
Białowłosa zaśmiała się. Wzdrygnęłam się na ten dźwięk. Brzmiał nieludzko.
-Magiczna mgła. Mówi ci to coś?
Jej głos był mocny lecz zachrypnięty. Otrzepała ramiona i poprawiła ramiączko plecaka, po czym spojrzała na Astana z iskrą rozbawienia w oczach.
-Możesz w niej zobaczyć przeszłość lub przykrość. Nie wątpię, że to co ujrzałaś było dziwne?
Niechętnie potaknęłam. Nie byłam pewna co mogę im zdradzić. Z drugiej strony sama nie wiele zdziałam.
-Gdy przyszła mgła wyłoniło się z niej dziesięć, a może dwanaście postaci. Jedna podeszła bliżej. Była w koronie. Lecz nie to było najdziwniejsze. Im dłużej tam stałam unieruchomiona tym bardziej zamarzałam.
Spojrzałam na swoje ręce. W dalszym ciągu widniały na nich ślady szronu.
Faye cofnęła się o krok i spojrzała na Astana z mieszaniną emocji wymalowaną na twarzy.
-Wiadomość. Dostałaś wiadomość.
Astan zacisnął szczęki. Nabierałam coraz większych podejrzeń, że on wie więcej ode mnie i nie zamierza podzielić się tymi informacjami.
-Skoro to była wiadomość to musiało być coś jeszcze. Jakieś szczegóły. Powiedz mi Lu co usłyszałaś?
Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam ku północy. W tamtym kierunku patrzyła królowa rozmawiając ze mną.
-Kazała mi wrócić do domu.
***
Noc była wyjątkowo chłodna. Jej czarny płaszcz spowijał wszystko wokół. Mrok rozjaśniał jedynie blask księżyca. Mój czarny płaszcz powiewał wraz z zimnym wiatrem, szumiąc cicho i wypełniając tym samym głuchą ciszę. Dłonie niemal przymarzały mi już do poręczy, ale nie potrafiłem się zmusić by wejść do środka. Jedyne do czego byłem aktualnie zdolny to wpatrywać się w horyzont w oczekiwaniu na jakikolwiek znak. Zwiadowcy nic nie wskórali. Moje patrole niczego nie znalazły. Sam także nie wiedziałem, w którą stronę mam się udać. Zrezygnowany powlokłem się w kierunku drzwi balkonowych. Sen także nie przychodził łatwo. Do wschodu słońca zostało jeszcze trochę czasu, a dwór dziwnie milczał. Wszystko było nie tak jak powinno.
Rzuciłem się na łóżko próbując wymyślić dokąd mogli ją zabrać. Sprzeczne uczucia nieustannie zaprzątały mi głowę. Po co w ogóle mam jej szukać? Bo jakiś mag mi kazał? Bo jest inna? Bo może być niebezpieczna? A może po prostu sam z siebie chce ją znaleźć?
Trzasnąłem dłonią w swoi głupi łeb. W momencie, gdy zamknąłem oczy coś ujrzałem. Coś co nie należało do mnie. Fragment wizji, a może wspomnienia.
Lód. Zimno i niepokój.
Północ.
Zerwałem się z łóżka jak oparzony. Północ była zakazana od wieków. Przeklęta. Każdy kto postawił stopę poza jej granice ginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Dlaczego więc ona..
Zebrałem prędko swoje rzeczy w worek, a nie było ich zbyt wiele. Zawahałem się tylko nad mieczem. Zdecydowanie budził mój dawno uśpiony lęk, ale wiedziałem, że nie mogę go tu zostawić. Po chwili wahania chwyciłem za lodowatą jak śmierć rękojeść miecza. Srebrzyste ostrze błysnęło w świetle księżyca z nową mocą.
Czas wyruszyć w drogę.
***

Upadłe królestwo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz