Słońce w pełni wyłoniło się już zza horyzontu. Schodziłem po schodach zupełnie wyprany z emocji. Czułem się jakbym opuścił swoje ciało i przyglądał się wszystkiemu z daleka. Mijałem ciała osób które znałem. Wiele z nich zostało zneutralizowanych. Cały hol i główne schody zasłane były trupami, rannymi albo zainfekowanymi. Strażnicy krążyli w kółko oddzielając poległych od reszty. Powiadamianiem rodzin zajmiemy się później. Sanitariusze udzielali pomocy tym, którym była ona potrzebna. Musieli także donosić o każdym zakażonym przez ugryzienie. Widziałem błagania tych, którzy przeżyli, ale zostali zainfekowani. Nie było dla nich litości. Dźwięki dobijanych doprowadzały mnie do szaleństwa. Złapałem się za głowę próbując powstrzymać te obżydliwe uczucie żalu. To byli moi ludzie. Umierali przez niedopatrzenie mojego ojca. Od dłuższego czasu nic nie robił sobie z ataków. Nie odróżniał ataków Wyklętych od dziwnych trupów rozsianych po krainie. Bagatelizował każdy z nich. Nawet teraz nie było go wśród jego poddanych. Zaszył się gdzieś jak tchórz.
Pogrążony w ponurych rozmyślaniach i zajęty ogarniającą mnie wściekłością nie usłyszałem zbliżającego się do mnie Ryan'a.
-Zrobili to celowo. Nie starali się zabijać. Chodziło im o to by jak najwiecej przemienić.
Wykrzywiłem usta i zerknąłem na przyjaciela. Był równie blady i zmęczony jak ja. Nikogo nie cieszy widok martwych dworzan na jego zamku.
-Tylko po to abyśmy sami musieli ich zabić.
Ryan ponuro skinął głową.
-Ostry przytyk w nos. Udało im się tu wejść bez najmniejszego problemu. Wykiwali nas na naszym własnym dworze.
Przełknąłem gulę narastającą w moim gardle.
-Ojciec zarządzi przenosiny. Mówiłem mu o tym już wcześniej. Teraz na pewno zmieni twierdzę..
Ryan aż zesztywniał.
-Tylko nie mów mi, że ..
-Że będziemy zmuszeni wybrać się do Targaryen? Owszem.
Spojrzał na mnie zszokowany. Naprzemian otwierał i zamykał usta przypominając tym samym rybę pozbawioną wody.
-Ale.. ale ..
Nie umiał poskładać słów.
-Wiesz co to oznacza?
Wziąłem głęboki wdech i od razu tego pożałowałem. Woń cuchnącej krwi była dosłownie wszędzie.
-Wiem. Znajdziemy się tam po raz pierwszy od śmierci Luke'a.
***
Nie chciałam jechać. Najchętniej wróciłabym do Morpheusa. Jednak czarodziej powierzył pieczę nade mną nikomu innemu jak samemu wcieleniu najgorszego typa chodzącego pod słońcem. Wraz z Liv zgodnie stwierdziłyśmy, że jest dziś wyjątkowo upierdliwy i wredny.
-To wszystko przez to, że jedziemy do Targaryen. Z tym miejscem wiąże się wiele nieciekawych wspomnień.
Zmarszczyłam brwi spoglądając na niebieskooką pakującą kolejną torbę. Patrząc na ilość jej bagaży współczułam jej tragarzom.
Liv zerknęła na mnie znad sterty ciuchów.
-Mogę cię o coś prosić?
Myślałam, że chodzi o pomoc w pakowaniu, albo przyniesienie kolejnej walizki więc się zgodziłam.
-Jasne. Powiedz co mam zrobić.
Zrobiła lekko skruszony wyraz twarzy. Ale tylko lekko.
-Znajdź Kaspra i poproś go aby tu przyszedł.
W momencie gdy już miałam stanowczo zaprotestować Liv zdobiła błagalną minę.
-Błagam cię Lu. Zrób to dla mnie. Muszę go o coś zapytać, a mam jeszcze tyle rzeczy do spakowania..
Mój rozum stanowczo protestował, ale widok jej pogrążonej w totalnym chaosie nie pozwolił mi odmówić.
-Gdzie go znajdę?
Zamyśliła się przez chwilę.
-Sprawdź w jego komnacie, jeśli nie znajdziesz go tam, sprawdź na dole. Gdzieś napewno się kręci.
Westchnęłam. To było ostatnie czego chciałam. Po raz kolejny zmierzyć się z marudą. Wyszłam na korytarz i zawahałam się sekundę z ręką uniesioną w powietrzu nim zapukałam. Nikt jednak nie otwierał, więc nacisnęłam na klamkę. Drzwi ustąpiły z cichym stuknięciem. Weszłam do środka i zamarłam. To zdecydowanie był pokój Kaspara. Na oknach wisiały ciężkie kotary skutecznie chroniące pokój przed słońcem. Ogień w kominku już dogasał. Jedyny blask światła rzucała stojąca na stoliku przy oknie lampa. Obok niej leżał czysty już miecz.
-Mama nie nauczyła cię pukać?
Podskoczyłam na dźwięk głosu za sobą. W pierwszej chwili go nie zauważyłam. Dosłownie wyłonił się z ciemności, a po sekundzie znów zniknął i znalazł się tuż przede mną. Miałam przed oczami jego nagi tors . Uniesiona brew i poważny wyraz twarzy przyprawiły mnie o ciarki.
-Pukałam. Nie otwierałeś.
W tej ciemności ciężko było ujrzeć dokładnie jaką miał minę, ale mogłabym się założyć, że właśnie przewrócił oczami.
-Najwidoczniej nie chciałem cię widzieć.
Spokój. Tylko spokój może mnie uratować.
-I vice versa. Liv prosiła bym cię zawołała.
Nagle uśmiechnął się kpiąco i odsunął się ode mnie. Nikłe światło oświetliło jego sylwetkę. Uderzyła we mnie fala wstydu. Kaspar stał przede mną zupełnie nagi! Natychmiast zakryłam oczy dłońmi.
-Boże! Nie wiedziałam, że jesteś nago! Zgubiłeś wszystkie ciuchy czy co?
Roześmiał się. Muszę przyznać, że mimo jego irytującego sposobu bycia jego śmiech miał w sobie coś urzekającego i tak zupełnie do niego nie podobnego.
-Nigdy nie widziałaś faceta nago?
Sprawiał wrażenie ubawionego zaistniałą sytuacją. Mnie jednak nie było do śmiechu.
-Nie!
Odwrócił się nagle podnosząc coś z podłogi.
-Żartujesz.
Jego ton nagle stał się poważny.
-Nie nie żartuję, wiec proszę zakryj się abym mogła stąd wyjść!
Nastała chwila ciszy po czym usłyszałam ciche kroki. Poczułam ciepło bijące od Kaspara gdy stanął przede mną i zabrał mi dłonie z oczu. Jednak uparcie trzymałam je zamknięte.
Zachichotał.
-Możesz je otworzyć.
-Skąd mam pewność, że mnie nie wykiwasz? Nie mam ochoty oglądać cię bez ubrań.
-Cóż to sprawia, że należysz do zdecydowanej mniejszości. Otwórz je.
Otworzyłam najpierw jedno aby nie narażać od razu dwóch na ten widok. Kaspar stał przede mną, zdecydowanie za blisko. W pełni należał do tych typów, którzy przestrzeń osobistą mieli za nic. W jego zielonych oczach tańczyły iskierki rozbawienia, a na ustach błąkał się krzywy uśmieszek.
-Widzisz? Jak to ujęłaś „zakryłem się".
W rzeczy samej miał teraz na sobie spodnie przypominające dres, wiszące niebezpiecznie nisko na jego biodrach. Lepsze to niż nic.
-Zadziwiasz mnie coraz bardziej.
Przyglądał mi się przekrzywiając przy tym lekko głowę. Mokre włosy opadły mu na czoło. Nie przypomniał teraz tej brutalnej bestii, którą był naprawę.
Odsunęłam się o krok.
-Liv jest w swojej komnacie. Zajdź do niej jak znajdziesz czas- to mówiąc sięgnęłam po klamkę.
Uprzedził mnie jednak i nim się zorientowałam stał już pod drzwiami otwierając je.
-Powiedz jej, że zajrzę do niej po kolacji.
Zmarszczyłam brwi, na co on odgarnął włosy z mojej szyi i dotknął palcem miejsce ostatniego ugryzienia. Wyskoczyłam stamtąd jak poparzona i pognałam do komnaty przyjaciółki. Jeszcze długo przez korytarz niósł się zadowolony śmiech Kaspara.
***
-Nigdy więcej nie proś mnie abym poszła do jego pokoju. Nigdy.
Liv patrzyła na mnie mrugając co chwila. Do jej bagaży dołączyła kolejna walizka. Dwie kolejne leżały na podłodze w połowie zapełnione.
-Coś się stało?
Przed oczami znów miałam nagiego księcia. Wzdrygnęłam się po czym zaczęłam się śmiać.
-Kaspar paradował bez ubrań po komnacie.
Liv zrobiła wielkie oczy po czym tak samo jak ja wybuchnęła śmiechem. Nasze rechotanie przerwało jednak pukanie do drzwi. Po chwili uchyliły się i do pokoju wsunęła się najpierw głowa księcia, następne dumnie przekroczył próg pokoju. Miał na sobie zwykły, biały, bawełniany t-shirt i te same dresy co przed chwilą. W takiej odsłonie wyglądał niemal ludzko.
Spojrzałam na niego teraz już w pełni poważna.
-Szybko się uwinąłeś z tą kolacją.
Zerknął na mnie po czym uśmiechnął się półgębkiem.
-Kolacja mi nawiała, więc zjawiłem się szybciej.
Musiałam zrobić jakąś głupią minę bo Kaspar ledwo powstrzymywał śmiech.
-Od dziś mam nowe hobby- stwierdził opierając się o mój fotel- Zawstydzanie ciebie jest nie lada zabawą.
-Ugh!
Trzepnęłam go poduszką, której nie zdążył złapać. Potrząsnął głową odsuwając się ode mnie i opierając się o ścianę tuż przy drzwiach. Ja z kolei przemknęłam jeszcze dalej od niego. Wprost na łóżko Liv.
-Wiedziałaś, że nasza nowa koleżanka nigdy nie widziała faceta nago? Nie wspominając o reszcie.
Liv zmarszczyła brwi trzymając w dłoni dwie długie tkaniny przypominające sukienki. Wyglądała jakby rozważała jego słowa nim w pełni do niej dotarły. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię by nie słuchać rozważań dotyczących mojego życia erotycznego. A właściwie jego braku.
-Nie powinno Cię to interesować- mruknęła rzucając ubrania na otwartą walizkę- Chociaż jak Cię znam, a znam Cię aż za dobrze będziesz teraz pękał z dumy, że byłeś pierwszym którego widziała w takiej okazałości- mówiąc to zrobiła cudzysłów wymachując palcami- Blehh .. współczuję.
Uniósł prowokująco brew zerkając na mnie.
-Mogłaś trafić gorzej.
Czułam jak moje policzki płoną ze wstydu.
-Zostawcie te rozważania dla siebie! Nie mam ochoty prowadzić dyskusji na ten temat. A tym bardziej nie mam zamiaru oglądać nikogo nago!
Kaspar powstrzymywał śmiech. Odepchnął się od ściany i przysiadł na łóżku.
-Nie wiesz co tracisz.
-I nie musisz mnie w tej kwestii oświecać.
-Sama do mnie przyjdziesz płomiennokrwista.
Serce podeszło mi do gardła.
-Po moim trupie!
Starałam się odepchnąć od siebie obraz jaki stanął mi przed oczami. Skłamałabym gdybym powiedziała, że mnie to nie zaciekawiło. W gruncie rzeczy intrygowało mnie i to bardzo. Jednak nie z nim. Choć to też mogło okazać się wierutnym kłamstwem.
Kaspar świdrował mnie wzrokiem. Uśmiechnął się zawadiacko jakby wyczytał coś z mojej twarzy. Nadęty bufon.
-Mów do czego Ci jestem potrzebny Liv. Nie licz tylko, że pomogę Ci targać te torby.
CZYTASZ
Upadłe królestwo
FantasyZasada numer jeden: Nie ufaj nikomu Jedno zdarzenie może wywrócić świat do góry nogami.. tylko który? Nie znam swojego imienia, swojego przeznaczenia i swojej przeszłości. Lu zostaje wmieszana w sprawy świata, o którego istnieniu nawet nie śniła...