Nie mogłem zasnąć. W mojej głowie wciąż szumiało, a przed oczami miałem prawdziwy pokaz sztucznych ogni. Pomijając fakt, że czułem całe to wewnętrzne uzdrawianie jakby ktoś grzebał mi w brzuchu gorącym pogrzebaczem. W dodatku nie mogłem pozbierać myśli. Deia (wiąż dziwnie było używać jej prawdziwego imienia) wzbudzała moje uczucia w nieznany mi dotąd sposób. Nie chodziło o żadną ckliwą miłość czy inne romansowe pierdoły. Zaczynałem odczuwać przywiązanie względem niej i chyba domyślałem się dlaczego.
Wiedziałem, kto w tym zamku był specem od takich rzeczy, więc sięgnąłem po koszulę zawieszoną na brzegu łóżka. Zarzuciłem ją szybko nie trudząc się zapinaniem guzików i wyskoczyłem z pokoju w poszukiwaniu najbliższej służącej. Znalazłem ją już za najbliższym zakrętem korytarza. Kobieta speszyła się na mój widok i dygnęła szybko kierując swój wzrok w podłogę. Tutejsze służące mają więcej klasy niż moi dworzanie.
-Czy Meira jest już w swojej komnacie?
-Tak Panie, czy mam coś przekazać jaśnie Pani?
Machnąłem ręką.
-Dziękuję, ale nie trzeba. Sam się tym zajmę.
Ruszyłem niespiesznym krokiem w kierunku północnego skrzydła. O ile pamięć mnie nie myliła, komnata Meiry znajdowała się na samym końcu, w najbardziej wysuniętym punkcie zamku.
Dotarłszy na miejsce zapukałem dwukrotnie. Po chwili drzwi same się otworzyły, a ja ujrzałem ją siedzącą na fotelu przy oknie, pochyloną nad obszernym zwojem pergaminu.
-Widzę, że z Twoim zdrowiem już lepiej- uśmiechnęła się spoglądając na mnie- Nie wybaczyłabym sobie gdybys zginął z ręki mojego brata.
Nic się nie zmieniła. W dalszym ciągu pozostała tą dobrą i współczującą istotą, jakich mało na tym świecie. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha i dygnąłem teatralnie.
-Jak widzisz żyję i mam się dobrze.
Spojrzała na mnie z politowaniem po czym westchnęła.
-Miałeś szczęście wiesz? Ogromne szczęście. Gdyby nie ta dziewczyna .. Swoją drogą jak ona się miewa? Nie widziałam jej od rana.
Bezpośredniość to główna cecha Meiry. Nigdy nie bawi się w półsłówka.
-Taaaak, właśnie o tym przyszedłem porozmawiać.
Wzbudziłem jej zainteresowanie. Odłożyła pergamin na stolik i spojrzała na mnie uśmiechając się tajemniczo.
-Czyżby w końcu ktoś zdołał zdobyć klucz do twojego serca?
Zaśmiałem się i machnąłem ręką opierając się plecami o kamienną ścianę. Jej chłód przywracał moje myśli do rzeczywiści.
-To nie do końca tak jak Ci się wydaje. Widzisz zanim ty przybyliśmy nieźle ją dziabnąłem- wyznałem nagle dziwnie skruszony swoim zachowaniem- A Wyrocznia stwierdził, że tym aktem przypieczętowałem swój los.
Coś błysnęło w jej oczach.
-A teraz jesteś wręcz zmuszony pić jej krew mimo iż domyślasz się z czym to się wiąże- starała się ukryć uśmiech, lecz mało skutecznie.
Przekląłem w duchu.
-To nie jest zabawne. Jak mam to zatrzymać?
Rozłożyła ręce.
-Nie wiem czy to w ogóle jest możliwe. Nawet gdybyś przestał posilać się jej krwią, a jak wiemy nie możesz tego zrobić jeszcze przez jakiś czas, efekty nie znikną. Osunąłem się na podłogę i potarłem skronie. Tępy ból tylko się nasilił. Meira podeszła do mnie i kucnęła obok.
-Powiedz, czy to na prawdę takie złe? Związać z kimś duszę i już nigdy nie odczuć samotności. Dzielić troski, lęki ale i szczęście. Dlaczego chciałbyś to powstrzymać?
Jej dotyk wyrwał mnie z rozmyślań, lecz nie byłem w stanie jej odpowiedzieć.
Coś w wyrazie jej twarzy zmieniło się. Przemknął przez nią nieznany dotąd cień. Cień lęku bądź obawy, ale o dziwo nie współczucia.
-Myślisz, że nie jesteś tego wart, lecz się mylisz. -Każdy zasługuje na miłość, na ..
-Nie kończ- przerwałem jej stanowczo- Proszę cię nie kończ.
Dotknęła dłonią mojej twarzy uśmiechając się lekko.
-Każdy zasługuje na bratnią duszę Kasparze. Gdy ją odnajdziesz nie możesz przerwać procesu, nie możesz uciec. To i tak cię znajdzie. Twoje myśli na zawsze zostaną przy niej. Dlaczego miałbyś skazywać się na taki los?
Pokręciłem głową zamykając oczy.
-Lepszym pytaniem będzie dlaczego miałbym skazać niewinną dziewczynę na kogoś takiego jak ja, by samemu czuć spełnienie?
Meira tylko spojrzała na mnie z politowaniem.
-Byłam tam gdy zdecydowała się Cię ocalić. Nawet się nie zawahała i nie chciała przyjąć do wiadomości, że na nasze srebro nie ma leku. Podobną determinację widziałam tylko w jednej osobie, a żyję już bardzo długo.
Oparłem głowę o ścianę skupiając uwagę na strzelistym suficie. Na jednej z tych cegieł był mój inicjał, a zaraz obok Luka i Meiry.
Chwyciła poduszkę z krzesła stojącego nieopodal i usiadła na niej naprzeciw mnie.
-Nie odbieraj jej wyboru. Nie udawaj kogoś kim nie jesteś by ją odstraszyć. Pokaż jej prawdziwego księcia, tego którego tak bardzo się wypierasz. Ona sama powinna podjąć decyzje. W końcu to dotyczy także i jej.
-Nie mów jej nic. Przynajmniej na razie.
Skinęła głową.
-Wkrótce ona także się domyśli.
-Wiem. Choć wolałbym tego uniknąć.
Dotknęła dłonią moich palców po czym jej uwagę przykuła moja twarz.
-Domyślam się jakie myśli chodzą teraz po twojej głowie. Strata twojego brata była najgorszym co mnie spotkało. Ale nie zamieniłabym chwil spędzonych na nic innego. Był moim ciałem i duszą.
Uśmiechnąłem się słabo.
-Twierdzisz, że warto było tak cierpieć?
-Miłość warta jest każdej ceny mój drogi.
Pogładziła się po lekko widocznym brzuchu.
-Odcierpiałam swoje i w końcu byłam gotowa pójść dalej- westchnęła cicho- Gdy zginął Luke, Eldrian nie odstępował mnie na krok przez kilka długich lat. Nauczyłam się żyć ze stratą i otworzyłam się na nowe. Teraz jestem szczęśliwa. Ty także w końcu odnajdziesz swoją drogę.
Zaśmiałem się cicho.
-Nie jestem nawet w połowie tak mądry jak ty, wiesz to prawda?
-Dlatego miłość jest ślepa i głucha. Nie usłyszy twoich nędznych narzekań.
Roześmiałem się w głos i pomogłem jej wstać.
-Na mnie już czas.
Udałem się w kierunku drzwi, lecz zatrzymała mnie łapiąc za nadgarstek.
-Chodź raz nie uciekaj. Proszę.
***
Bladym świtem obudziło mnie natarczywe pukanie do drzwi. Zerwałam się szybko ledwo przytomna i wpadłam na drzwi z impetem. Otworzyłam je z rozmachem i ujrzałam zamarłego z ręką w powietrzu Kaspara. Otworzył szeroko oczy, po czym na jego ustach ukazał się łobuzerski uśmiech.
-Ładna piżamka.
Natychmiast zakryłam się rękami i wbiegłam do pokoju w poszukiwaniu czegoś czym mogłabym się zakryć. Fae, podobnie jak wampiry lubowali się w dość skąpych nocnych odzieniach przez co moja piżama więcej odkrywała niż zasłaniała. Kompletnie o tym zapomniałam wyrwana z łóżka w taki sposób.
-Nie musisz od razu uciekać. Wszystkie dziewczyny z twoich stron tak reagują na komplementy?
Wyglądał na wielce ucieszonego. Typowy facet. Wystarczy odsłonić byle kawałek ciała by pierwotne instynkty wyszły na światło dzienne.
-Z twoich ust zabrzmiało to bardziej jak obelga, a nie komplement.
Owinęłam się ciaśniej znalezioną narzutką. Nadal nie czułam się komfortowo. Materiał był tak cienki, że mimo swojej długości uwydatniał moje kształty. Co z kolei cieszyło stojącego przede mną księcia.
-Stwierdziłem tylko fakt.
Sam wyglądał niewiele lepiej ode mnie. Miał rozczochrane włosy, a rozpięta koszula odsłaniała niemal cały tors.
-Aż tak chciałeś się pochwalić gołym brzuchem, że biegasz po zamku w rozpiętej koszuli?
Spojrzał na nią i zaśmiał się lekko.
-Jeśli chcesz to mogę ją zdjąć.
-Podziękuję.
Wzruszył ramionami.
-Twoja strata.
-Powiesz co Cię sprowadza o tak wczesnej porze?
Potrząsnął głową. Wyglądał jakby dopiero teraz przypomniał sobie dlaczego tak się do mnie dobijał.
-Lazarus. Spotkałem go na korytarzu. Chyba już wie jak zdjąć te bransolety.
***
Pracownia staruszka wyglądała jakby ktoś zdetonował w niej bombę. Nie tego się spodziewałem po zawsze poukładanych fae, a zwłaszcza po tak wiekowych jak Lazarus. Biegał co chwila z różnymi tomami książek, przewracając przy tym inne stosy. Sprawiał wrażenie jakby odmłodniał o conajmniej kilka stuleci. Widok niemalże zasuszonego dziadka biegającego w tę i z powrotem jak młodzieniaszek nie należał do codziennych.
Deia stała pośrodku całego bałaganu śledząc wzrokiem poczytania starego wariata. Wyglądała nadzwyczaj dobrze ubrana w typowe dla fae zwiewne szaty. Na jej twarzy próżno było szukać oznak zmęczenia, zupełnie jakby nie została wyrwana ze snu po zaledwie kilku godzinach.
Starałem się skupiać na drobnostkach by odwieść myśli od porannej niespodzianki. A przyznam, że było to okropnie trudne.
Widziałem i spałem z wieloma kobietami, a mimo to ten widok poruszył mnie nad wyraz mocno. W dodatku fae lubowali się w finezyjnych doznaniach, a co za tym idzie w wymyślnych i dość kuszących strojach. Zwłaszcza tych nocnych. Wystarczyło bym zamknął oczy, a obraz jej całej z potarganymi od snu włosami, w lekkiej i niemal przeźroczystej, a w dodatku białej koszuli nocnej pojawiał się natychmiastowo. Na nic zdały się próby opanowania rosnącego pożądania. Modliłem się w duchu by nie sterczeć całą wieczność w tej kopalni książek i wskoczyć pod zimny prysznic.
Nie byłem na to gotowy. Nawet nie chciałem być. Mimo to los po raz kolejny grał mi na nosie pokazując środkowy palec.
Picie jej krwi tylko przyspieszało ten proces. Odczuwałem go dużo mocniej z uwagi na to, że Deia była nadal chroniona przez mgłę jaka spowijała jej umysł i moce.
Cichy głosik gdzieś z tylu głowy podszeptywał, że mimo to i tak zaczynała odczuwać to samo, choć w dużo mniejszym stopniu.
***
Lazarus biegał w kółko wymachując różnymi tomami i bełkocąc coś niezrozumiale. Stałam pośrodku całego tego bałaganu, grzecznie czekając aż raczy mi wytłumaczyć co znalazł. Kaspar przez ten cały czas wyglądał jakby coś go bolało. Co chwila gdzieś odpływał po czym lekko potrząsał głową, gdy napotkał mój wzrok szybko spoglądał na coś innego. Nie miałam pojęcia czym był spowodowany owy fakt, ale miałam zamiar zająć się tym dopiero po opuszczeniu pracowni staruszka.
-Mam! Wreszcie znalazłem tą cholerną księgę!
Ruszył ku mnie w podskokach. Pokazał mi kilka drobnych znaczków zapisanych na pożółkłym papierze.
-Tu. Magiczne kajdany bardzo ciężko zdjąć. W końcu zostały stworzone by stłamsić i zdusić wszelką magię tego kto je nosi. Trzeba obejść zaklęcie, którego użyto do ich stworzenia. Przeszukiwałem całe archiwum w poszukiwani czegokolwiek na ich temat, aż w końcu znalazłem. Zamiast rytuału zamknięcia jakiemu poddaje się owe kajdany, należy poddać rytuałowi otwarcia tego kto je nosi. Równowaga. Magia sama w sobie nic nie zdziała. Potrzebna jednak będzie kotwica.
Zmarszczyłam brwi ledwo rozumiejąc znaczenie tych wszystkich słów.
-Kotwica? Taka prawdziwa?
Machnął dłonią.
-Skądże znowu! Kotwica jako ktoś kto będzie się trzymał na tym świecie by rytuał cię nie pochłoną. Musi to być ktoś z tobą związany.
Bezwiednie spojrzałam na księcia. Jego oczy przypominały w tej chwili dwa ogromne spodki. Albo mnie oczy myliły, albo pobladł.
-Racja. To nie będzie problemem- powiedział staruszek spoglądając na Kaspara.
Książę natychmiast ruszył do obrony.
-Skąd ta pewność? Ledwo mnie zna.
Lazarus spojrzał na niego z powątpiewaniem.
-Na prawdę muszę ci wszystko tłumaczyć? Nie jesteś głupim chłopcem, umiesz dodać dwa do dwóch.
Kaspar wyglądał jakby ktoś właśnie zdzielił go pięścią w brzuch.
-Więź wystarczy.
-Zaraz o czym Pan mówi?
Staruszek znów spojrzał na księcia i tylko cmoknął kręcąc głową.
-Nie martw się drogie dziecko. Książę wszystko Ci wyjaśni w swoim czasie.
Kaspar zamknął oczy, a następnie schował twarz w dłoniach. Ten ruch nie umknął mojej uwadze. Nie wyglądał na ucieszonego.
-Białowłosej powiemy później, musi sprowadzić kotwicę. A wy tym czasem marsz do łóżek.
Skinęłam głową kierując się już w stronę wyjścia. Książę sięgnął do klamki by otworzyć drzwi, a wtedy staruszek podskoczył i odwrócił się ku nam.
-A i jeszcze jedno! Musicie być w pełni sił. Tyczy się to najbardziej ciebie książę. Masz kilka dni by podleczyć się na tyle by sprostać zadaniu. Tak więc nie szczędź mu krwi moja droga. Mikstury będą czekały.
Mogłabym przysiąc, że słyszałam cichy jęk Kaspara wychodzącego w ślad za mną z pracowni Lazarusa.
-Coś nie tak?
Pokręcił głową zerkając na mnie przelotnie.
-Jestem tylko zmęczony. Zajrzę do ciebie później. Teraz wybacz moja droga, mam zamiar udać się do swojej komnaty.
-Jasne...- mruknęłam cicho- Do zobaczenia później.
***
Zimne strugi wody oblewały moją twarz i ciało. Nie czułem zimna w zupełności znieczulony myślami od których nie umiałem się uwolnić. Świat wirował przed oczami, oparłem dłonie o kamienną ścianę usiłując utrzymać się w pionie. Spoglądałem na długie nacięcia widniejące po bokach mojego brzucha. Wiedziałem, że na plecach są takie same. Pierwszy raz od wieków czułem się tak cholernie słaby i bezbronny wobec własnego losu. Nie mogłem zapanować nad niczym. Gdy zamykałem oczy widziałem ją. Czułem ją wszędzie boleśnie świadomy jej obecności. Więź. Cholerna więź przywiązała mnie do niej.
Choć raz nie uciekaj..
Słowa Meiry świdrowały mój mózg napierając na niego. Chciałbym, kurwa chciałbym uciec.
Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że może być to niemożliwe.***
![](https://img.wattpad.com/cover/266970862-288-k19478.jpg)
CZYTASZ
Upadłe królestwo
FantasyZasada numer jeden: Nie ufaj nikomu Jedno zdarzenie może wywrócić świat do góry nogami.. tylko który? Nie znam swojego imienia, swojego przeznaczenia i swojej przeszłości. Lu zostaje wmieszana w sprawy świata, o którego istnieniu nawet nie śniła...