Rozdział 29

14 3 0
                                    

Rozdział 29
Księga druga

Rok wcześniej

Wybijała północ. Srebrzyste światło księżyca rzucało złowieszcze światło na Stary las, potocznie zwany przeklętym.
Wśród gęstej trawy leżało ciało zbroczone krwią, a obok niego drugie. Oba jeszcze ciepłe.

Z jednego z nich uchodziło życie, drugie zaś wzbierało w siłę.

Chłopak leżał ze wzrokiem wbitym w przyjaciela ledwo łapiąc każdy kolejny oddech. Próbował wykrzesać z siebie choć jedno słowo, nawet sylabę byle tylko go obudzić. Jednak na marne.

Z każdym kolejnym razem oddech coraz ciężej opuszczał jego płuca, aż w końcu ze strachem w sercu spojrzał ostatni raz ku niebu.
Było piękne tej nocy.  

***
Jego włosy barwy kruczych piór rozwiewał wiatr. Kilka kosmyków miał przyklejone do twarzy, która z resztą cała lepiła się od krwi. Byłby przysiągł że umarł tej nocy. Czuł palący ból trawiący jego całe ciało niczym ogień, aż zemdlał. Za każdym razem gdy odzyskiwał świadomość ból dopadał go na nowo. Aż do teraz.
Jasność uderzyła zbyt gwałtownie. Przez chwilę miał wrażenie, że oślepł. Jednakże Zamrugał kilka razy i spróbował się podnieść. Dźwignął się drżącymi rękami na łokcie i rozejrzał w około. Polana na której się znajdował niczym nie przypominała tej z koszmaru. Skąpana była w popołudniowym słońcu, zasłana barwnymi kwiatami, których intensywność go przerastała.
I nagle go zobaczył.
Jego przyjaciel leżał nieopodal niego, zupełnie nieruchomy.
Nie wiedział dlaczego, ale wyczuwał od niego coś czego jeszcze nie znał.
-Sean..?- wychrypiał.
Gardło miał suche jak najgorsza pustynia.
-Sean powiedz coś!
Nie dał rady wstać, więc zaczął się czołgać. Bał się że koszmar który miał tej nocy mógł okazać się prawdziwy. W momencie gdy znalazł się tuż przy nim, już wiedział że tak było. Martwe oczy Seana wpatrywały się tęskno w niebo. Mimo upału jaki panował wokoło jego przyjaciel pozostawał zimny, a jego ciało zaczynało się rozkładać. Wzdłuż jego piersi ciągnęły się grube rany. Zadane czymś na wzór pazurów, tylko sporo większych.
Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Zawsze chodzili polować w te lasy i nigdy nie spotkali ani jednego wilka. Od wieków nie było ich w tym lesie. Był on dla nich przeklęty. Tej nocy także poszli zapolować. Zaczaili się na zwierzynę przy wodospadzie i wtedy go zobaczyli.
Byłby przypominał człowieka gdyby nie wydłużony wilczy pysk i wystające z niego kły. Jego dłonie zwieńczone były ogromnymi szponami, a oczy błyszczały złowrogo. One także nie były ludzkie. Patrzyła na nich prawdziwa bestia, rodem z ludowych opowieści.
Później zaatakował.

Spojrzał na swoją pierś. Rozcięcia koszuli były niemalże identyczne jak u jego przyjaciela. Tyle tylko, że u niego nie było ani śladu rany. A mimo to był cały we krwi. Czuł, że była to jego krew, jednak nie miał ani jednej rany.

Nagle cały świat zaczął się zapadać, jego oddech przyspieszył gwałtownie, a coś ścisnęło go za gardło. Panika. Zawładnęła nim panika.
Nie mógł już wrócić do wioski. Wiedział co z nim zrobią jak dowiedzą się co się stało. Nie powinien był przeżyć tego spotkania, ale to oznaczało tylko jedno. Od tego momentu to on był zwierzyną na którą polowali. I to przerażało go bezgranicznie

***
Bał się pierwszej pełni. Nie wiedział z czym się wiąże. Nie wiedział nic o tym czym się stał z wyjątkiem paru opowiastek. Jego lud trzymał się z dała od Przeklętego lasu. Jednak on słyszał jego wołanie. Las go kusił i wołał ilekroć tylko był w jego pobliżu. Babka zawsze mu powtarzała by nikomu nie szepnął o tym ani słowa bo nie było to dla nich bezpieczne. To ona opowiadała mu o wilkach i ich watahach zamieszkujących puszczę. O ich największej legendzie Alzafranie i Leśnej Głębi. Twierdziła, że jego przeznaczeniem będzie spotkać go kiedyś. Jej zdaniem tylko wybrańcy słyszą pieśń lasu. Nie przewidziała jednak takiego obrotu wydarzeń. Stał się tym czym gardził jego lud. Ich odwiecznym wrogiem. Podobnym do mordercy jego ojca, albowiem jego ojca zamordowały wilki.

Upadłe królestwo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz