Rozdział 34

2 0 0
                                    


Zboczyliśmy ze ścieżki w nieznanym mi kierunku. Po chwili wędrówki poprzez niewielką łąkę ujrzałam wąską żwirową ścieżkę. Wiła się pośród drzew by po chwili doprowadzić nas na polankę pośrodku której stał drewniany domek. W porównaniu do hacjendy Morpheusa ta była o wiele mniejsza. Jednak to nie ujmowało jej uroku, wręcz tylko dodawało.

Kaspar szedł za mną niespiesznie. Każdy jego krok przepełniony był napięciem. Czułam to całą sobą. Widziałam jak trudno mu nad sobą panować. Dzień trwał w najlepsze, dzięki czemu jego wampirze zmysły pozostawały uśpione na tyle by jeszcze móc wszystko kontrolować.
-Skończyłaś już tą jakże ciekawą analizę?- uniósł brew uśmiechając się lekko- Uwierz mi, nawet za dnia ciężko jest wytrzymać.
-Zdumiewająco dobrze sobie radzisz- zaszczebiotałam przesłodzonym głosem.
Prychnął udając oburzenie.
-Jeszcze mało o mnie wiesz. Potrafię wiele znieść- trzema długimi krokami znalazł się tuż obok mnie- Ale to? To istna tortura.
Poczułam dreszcz biegnący wzdłuż mojego kręgosłupa. Każda cząstka mnie pragnęła go, wiedziałam że w drugą stronę działa to tak samo. Wbił we mnie intensywne spojrzenie. Słyszałam, jak jego tętno przyspiesza, a źrenice rozszerzają się. Niemalże cały drżał. Wyciągnął dłoń w kierunku mojej, ujął ją nadzwyczaj delikatnie i skinął głową w kierunku domu.
-Chodź. Pokaże ci wnętrze.
Stłumiłam nerwowy chichot.
-Zabrzmiało to nieco dwuznacznie.
Uśmiech malujący się na jego twarzy tylko się poszerzył.
-Zmieniłaś zdanie?- zerknął na mnie z ukosa próbując ukryć rozbawienie.
-Tego nie powiedziałam. Ja .. ja po prostu ..
Stanął przede mną niczym ściana. Objął moją twarz dłońmi zmuszając bym na niego spojrzałam
-Hej, na nic nie naciskam. Nic nie musi się wydarzyć. Wybór jest w twoich rękach.
-Jakim cudem tak łatwo przychodzą Ci te słowa? Widzę ile kosztuje się przebywanie blisko mnie. Skąd ta nagła wyrozumiałość?
Zerknęłam na niego podejrzliwie.
Przekrzywił głowę przyglądając mi się uważnie.
-Wiem, że mój obraz w twoich myślach wygląda nieco „inaczej" niż obecnie widzisz. Sam o to zadbałem. Potrafię być mendą, dupkiem czy jak to nazwiesz. Głównie taki jestem. Dlatego rozumiesz już czemu broniłem się przed naszą więzią? To jakby diabeł dostał dar od losu. To jak nagroda. Za to dla ciebie? Wyglada jak utrapienie.
Pokręciłam szybko głową lecz nie pozwolił sobie przerwać kładąc mi palec na ustach.
-Zaczekaj. To nie zmienia faktu, że mam zamiar siłą brać co moje, że mam zamiar Cie zmuszać do czegokolwiek. Jaką decyzje podejmiesz, nie ważne czy się wycofasz, czy to przypieczętujesz. Jest to Twój wybór. Nim jednak to zrobisz chce byś wiedziała na co się piszesz. Liv zapewne opowiadała Ci o mnie wiele. Widziałem to w twoich myślach. Chce powiedzieć Ci więcej nim podejmiesz decyzje.
Wpatrywał się we mnie jak zaczarowany. Nie zauważyłam nawet kiedy jego dłoń zaczęła gładzić mój policzek.
-Chodź, pokaże Ci dom. A w nim- westchnął robiąc krótką pauzę- Pokaże Ci siebie.
-Dobrze- mój głos przypominał teraz szept. Pozbawiony był swojej standardowej mocy.
Uśmiechnął się lekko ujmując mocniej moją dłoń.
Niespiesznym krokiem pokonaliśmy pozostałą odległość dzielącą nas od domku.

Drzwi otwarły się niespiesznie gdy tylko postawiłam stopę na pierwszym schodku, bezsłownie zapraszając nas do środka. Mimo niewielkich rozmiarów dom wewnątrz i tak robił wrażenie. W salonie cichutko skwierczał ogień, wokół kamiennego kominka ustawione były dwie kanapy pokryte białym futrem. Podłoga zasłana była plecionym dywanami. Na ścianach gdzieniegdzie wisiały małe płaskorzeźby przedstawiające czarodziejskie istoty.
Czułam, że Kaspar bacznie mnie obserwuje. Stał lekko za mną z założonymi rękami, oparty o jeden ze słupów podtrzymujących sklepienie domku.
-Nie zaproponuję Ci obejrzenia sypialni- wyszczerzył zęby- Nie chce byś uciekła z krzykiem.
-Bardzo śmieszne. To tak na prawdę ty nie wiesz na co się piszesz. Nawet ja nie wiem do czego jestem zdolna, a raczej do czego będę zdolna. W księgach zachowały się jedynie strzępy informacji, a mimo to uważasz że jesteś gorszy.
Zastanowił się przez krótką chwilę po czym przeszedł obok mnie i usiadł na kanapie. Nim uniósł wzrok na mnie coś mignęło w jego oczach.
-Masz racje. Nie mam bladego pojęcia do czego możesz być zdolna, lecz nie ma w tobie tyle okrucieństwa co we mnie. Mam to we krwi, podejmowałem takie wybory, których z punktu widzenia świata w którym się wychowałaś są niewytłumaczalne.
-Ale tu jest inaczej- powiedziałam siadając naprzeciw niego- W tym świecie wszystko działa inaczej.
Skinął głową.
-Tak, tu jest inaczej. Choć nawet u nas mordowanie dla zabawy jest traktowane z ogromnym dystansem.
-Z wyjątkiem tych waszych polowań- uśmiechnęłam się cierpko- One są w pełni respektowane.
Wzruszył ramionami.
-Stara tradycja, za którą akurat nigdy nie przepadałem. Choć ciężko w to uwierzyć.
Zapadła cisza, przerywana jedynie trzaskiem drewna w kominku. Westchnęłam.
-Chciałeś mi coś opowiedzieć?
Oparł się o kanapę i ukrył twarz w dłoniach. Z jego ciała uszło całe napięcie. Przypominał teraz bezbronną, skrzywdzoną istotę, a nie groźnego księcia.
-Chyba przyszedł czas opowiedzieć Ci o nocy w której straciłem brata.
***
Widziałem to w jej oczach. Ciekawość zmieszaną z obawą. Nie przed tym co zrobiłem. Tylko przed tym jak się z tym czułem. Nieświadomie pozostawiła otwarty umysł przez co jej myśli spływały do mnie jak ciche liściki.
-Morpheus wspominał coś o tym. O mieczu, że w sądny dzień wybrał ciebie.
-Można tak to nazwać- chwyciłem pierwsze co miałem pod ręką, padło na jakiś śmieszny zwitek materiału i zacząłem obracać go w dłoni- Luke wpadł na pomysł by zorganizować wypad do podnóża Wiecznych Skał. Tak, tych wiecznych skał. Jeszcze wtedy nie zdawaliśmy sobie sprawy, że roi się tam od demonów. Zwykle nie zapuszczaliśmy się w te tereny. Słyszeliśmy jedynie mgliste opowieści wędrownych kupców lub fanatycznych wariatów. Ten miecz- wskazałem palcem na kawał wrednej stali- Był jeszcze w jego rękach, choć całą drogę sączył mi do uszu swoje okropne pieśni. Gdy tam dotarliśmy noc powoli dobiegała końca. Mieliśmy rozbić obóz, lecz on wpadł na szalony pomysł by wspiąć się na skalną półkę nieopodal. Uważał, że widok jaki się z niej roztacza jest niesamowity. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że w jaskini usytuowanej tuż obok aż roi się od tego diabelstwa.
Poruszyła się niespokojnie nie spuszczając ze mnie wzroku ani na moment.
-I zrobiliście to? Wspięliście się, prawda?
Skinąłem głową nie patrząc na nią.
-Tak, zrobiliśmy to. Jak można się domyślić rzuciły się na nas wściekłe i wygłodzone demony. Bogowie... to była cała horda tego paskudztwa. Walczyliśmy ramię w ramię, lecz miecz Luka nie współpracował z nim, zamiast odparowywać atak tak jak chciał tego Luke, miecz wyrywał się do mnie. W pewnym momencie coś się stało. Straciłem swój miecz a w moim kierunku zmierzał jakiś paskudnie wielki demon. W tym czasie Luke mierzył się z kilkoma mniejszymi. Gdy miał już odciąć jednemu łeb, miecz wyrwał się prosto w moją dłoń. Reszty możesz się domyślić.
Spojrzałem na nią, usta miała zaciśnięte w wąską kreskę, a źrenice rozszerzone.
-Nie musisz mnie żałować. Nie zliczę ile razy zapewniano mnie, że nie jest to moja wina. Ale gdyby nie ja, ten cholerny miecz słuchałby Luka.
Wstała, podeszła do opartego o ścianę miecza.
-W twoich dłoniach śpiewa o śmierci, w moich nuci coś w nieznajomym języku. Moroheus twierdzi, że to stara mowa. Ten miecz nie jest zwyczajny, wiesz to. Wybrał Cię, niezależnie od twojej woli. Zapłaciłeś wysoką cenę, lecz nie Ty dokonałeś wyboru, a on.
Wiedziałem, że ma racje. Domyślałem się także dlaczego Luke zabrał mnie ze sobą do podnóża Wiecznych Skał. Mimo to, nie łagodziło to otwartej w sercu rany.
***
Wyglądał jakby uszło z niego całe życie. Nie blokował się przede mną. Czułam cały ból jaki w nim mieszkał już od dawna. Przytłaczał go, niszczył od środka. Zbliżyłam się o krok, następne o dwa aż stanęłam tak, że czubki naszych butów stykały się ze sobą. Kucnęłam,
Kaspar wbił we mnie swoje zmęczone spojrzenie. W jego oczach coś błysnęło. Mogłabym przysiąc, że był ciekawy co zrobię. Wsunęłam się w jego ramiona obejmując go za szyję. Niemal natychmiast zamknął mnie w szczelnym uścisku.
-Chciał byś zginął, prawda? Wówczas miecz słuchałby jego. To była pułapka.
Westchnął cicho, wzmacniając uścisk.
-Zapewne tak, choć nigdy bym się tego po nim nie spodziewał. Mogę się tylko domyślać.
Spojrzałam na niego, wzrok miał nieobecny. Pogładziłam lekko jego policzek wsłuchując się w rytm serca, które należało do mnie. Choć jeszcze nie w pełni. Ciemne włosy opadły mu na czoło, kontrastując z bladą skórą.
-Zajrzyj w moje myśli. Masz do nich pełny dostęp. Przeszukaj każdy skrawek nim oddasz mi siebie.
Nim zdążyłam zaprotestować chwycił moją dłoń przyciskając ją do swojej klatki piersiowej. Pod opuszkami wyczuwałam znajome ciepło. To, które tak koiło moją duszę. Drżenie jego ciała i nierówne bicie serca odbijało się we mnie echem. Nie musiałam szperać w jego myślach by wiedzieć jak się czuje, by wiedzieć co robił, ani kim był. Nie można zmienić przeszłości, liczy się to co mamy teraz i to co możemy mieć. Razem.
Gwałtownie wpiłam się w jego usta czując nagłą potrzebę bycia jeszcze bliżej niego. Czułam niemal fizyczny ból i ogień który trawił mnie od środka. Nie musiałam długo czekać na jego odpowiedź, choć każdą mijająca sekunda trwała niczym wieczność. Kaspar oddawał moje pocałunki z jeszcze większą zawziętością i pewnością. Błądził dłońmi po moim ciele tworząc ścieżki, znane tylko sobie. Z mojego gardła wyrwało się westchnienie gdy zszedł pocałunkami na moją szyję, drażniąc wrażliwą skórę wargami i kłami. Kierował się niżej i niżej, moje ciało chciało więcej, więcej jego. Wsunęłam palce w jego włosy, zaciskając je gdy Kaspar przeniósł spojrzenie swoich niesamowicie zielonych oczu znad mojego dekoltu, na moją twarz. Ucisk między udami tylko się pogłębił. Potrzebowałam go, chciałam go teraz i zawsze. Coś błysnęło w jego oczach po czym zmiażdżył moje usta w ognistym pocałunku zręcznie rozwiązując paski mojego gorsetu.
-Moja. Jesteś moja.
Moje zdradliwe serce zatrzepotało na te słowa. Ale miał rację, jestem jego. Od zawsze byłam, próbowałam tylko sobie wmówić że jest inaczej.
-Tak. A ty jesteś mój, tylko mój.
Jego twarz rozświetlił najpiękniejszy uśmiech jaki widziałam. Nie ważne co przyniesie przyszłość, ani co odkryje przeszłość. Będziemy mierzyć się z tym razem. Moje ciało płonęło żywym ogniem, czułam jak rozrywa moje żyły by za chwilę wypełnić mnie całą.
Szarpnęłam niecierpliwie za pasek jego spodni. Posłał stłumiony jęk prosto w moje usta, po czym zaśmiał się przesuwając dłońmi wzdłuż mojego kręgosłupa wprost na pośladki i ścisnął je lekko. Ledwo powstrzymałam jęk rozkoszy.
-Aż tak Ci sie spieszy?- mruknął przesuwając nosem tuż za moim uchem- Widziałaś mnie już bez spodni.
Momentalnie przypomniałam sobie wydarzenie z zamku.
-To się nie liczy, wiesz to.
W jego oczach coś błysnęło, coś .. złowieszczo przypominającego ... głód. Tak, dziki, tłumiony głód.
W jednej chwili siedziałam na nim okrakiem w salonie, w drugiej opadałam na wielkie, kremowe poduchy mając go nad sobą. Z tej perspektywy wyglądał jak dzikie zwierzę które właśnie zagoniło w kąt bezbronną zwierzynę.
Tylko już daleko mi było do bezbronności. Uniosłam obie dłonie umieszczając je na kratce piersiowej Kaspara. On zaś oparł się na łokciach napierając na mnie swoim ciałem.
-Jeśli nie pozbędziesz się tej koszuli, spalę ją nim się obejrzysz- niemalże wychrypiałam to zdanie. Nie poznawałam swojego głosu, ale w tamtej chwili było to najmniej istotne. Liczyło się by zdjął tą koszulę. TERAZ.
Przekręcił głowę lustrując mnie uważnym spojrzeniem. Czułam jego moc czającą się pod gorącą skórą, gotową skoczyć na mnie w każdej sekundzie.
-Taka niecierpliwa- mruknął i uniósł się na tyle by najwolniej jak się tylko da pozbyć się koszuli. Robił to specjalnie by się ze mną drażnić. Drań. Zimny drań.
Widząc moje niezadowolenie z powolności jego ruchów zaśmiał się rzucając koszulę w kąt pokoju.
-Skoro tak długo zajęło Ci pozbycie się koszuli, jak długo zajmie Ci pozbycie się spodni?- zapytałam kąśliwie powoli tracąc resztki opanowania. Krew szumiała mi w uszach. Słyszałam także ryk mojej mocy wrzeszczącej o uwolnienie, o związanie z nim. Kaspar nachylił się do mnie zaciągając się moim zapachem po czym zmiażdżył ponownie moje usta diabelsko zachłannym pocałunkiem. Jego dłonie błądziły po moim ciele odnajdując splątane wstążki, ułamek sekundy po tym leżałam już naga do pasa.
Jego źrenice rozszerzyły się niemal w pełni pochłaniając ten cudownie zielony kolor. Wokół oczu pojawiła się siateczka ledwo widocznych fioletowych żył. Wyszczerzył kły w uśmiechu znów powolnie rozpinając guziki moich spodni. Tym razem go nie pospieszałam. Wpatrywałam się w niego jak zaczarowana. Na wpół przytomnie sięgnęłam w dół, do paska jego spodni. Nie protestował, jęknął gdy „przypadkowo" przesunęłam dłonią po widniejącym wybrzuszeniu. Nim objęłam go dłonią czas przyspieszył, nasze usta, języki i zęby stały się mieszaniną przerywaną urywanymi oddechami. Wszystko zniknęło w tej plątaninie rąk.
Nie zauważyłam nawet kiedy oboje pozbawiliśmy się ciuchów. Czułam go teraz całą sobą, jego ciepło, zapach. Wypełniał moją duszę. Uniósł nieco zamglony wzrok znad moich piersi gdy jego dłoń powędrowała znacznie niżej, wprost do mojego najczulszego punktu.
Ledwo musnął mnie palcami, jęknęłam głośno.
Czułam jak cały drży, czułam jaki jest gorący.
Obsypywał moją szyję mokrymi pocałunkami, drażnił skórę kłami nieustannie drażniąc moją kobiecość. Traciłam oddech. Urywane ciche jęki nieustannie opuszczały moje usta.
Bez ostrzeżenia wsunął we mnie palec, zaczął nim poruszać nie odrywając ode mnie wzroku. Chwilę później dodał drugi. Wypełniały mnie w pełni. Wiłam się pod nim pozwalając rozkoszy owładnąć moim ciałem.
-Jesteś przepiękna- wychrypiał- Niesamowita.. Od chwili gdy Cię ujrzałem chciałem Cię mieć, chciałem wiedzieć jak smakujesz, jak brzmisz. A ..- przez moment się zawahał, a ja balansowałam już na cienkiej granicy- A gdy dowiedziałem się kim dla siebie jesteśmy..
Nie czekając aż dokończy wessałam się w jego wargi wpijając się w mnie zachłannie.
-Więcej, daj mi więcej. Daj .. daj mi siebie.
Szeptałam te słowa tak bardzo go pragnąc. Poczuć,
Mieć,
Kochać,
Na wieczność.
Poczułam tą nić łączącą nas, szarpnęłam za nią posyłając w jego stronę wszystko co czułam. To doszczętnie złamało jego opór. Rzucił się na mnie przyszpilając do materaca. Naprzemian całował i skubał moje usta nie przestając wsuwać i wysuwać swoich palców.
-Teraz- wyjęczałam- Proszę..
Wiedział o co proszę, zwarł nasze usta ognistym pocałunkiem po czym we mnie wszedł jednym, płynnym ruchem. Uderzenie gorąca, to jak mnie wypełniał. Czułam jak rozpadam się na miliony kawałeczków. Kaspar zwiększył nacisk swojego ciała na moje, zwiększył tępo wydając ciche jęknięcia pomieszane z warknięciem.
Spojrzał mi w oczy zaciskając dłoń na moim biodrze. Czułam się tak cholernie dobrze, zbliżałam się do urwiska.
Jeszcze chwila i spadnę. To uczucie było obezwładniające.
-Kocham Cię- szepnął zwiększając tępo jeszcze bardziej. Z jego ust znów wydobyło się jęknięcie. To było jak melodia dla moich uszu, uwielbiałam to słyszeć.
Zarzucił moją nogę na swój bark i to był mój koniec.
Zachłannie łykałam powietrze i jęczałam czując jak spadam. Czułam dłoń Kaspara zjeżdżącą w dół, tam gdzie najbardziej go potrzebowałam.
Wbijałam paznokcie w jego plecy opierając czoło o jego czoło. Dyszałam i jęczałam wciąż spadając. Spojrzałam w jego oczy.
-Kocham Cię..
I wtedy to poczułam. Stał się taki jasny, rzeczywisty. Czułam go w sobie dwa razy mocniej. Miałam go w głowie, w sercu, w sobie.
Odleciałam, a Kaspar z głośnym jękiem podążył za mną.
***
Leżeliśmy zaplątani w kremową pościel na wielkim łożu w sypialni. Owinięta wokół Kaspara opierałam głowę na jego ramieniu. On z kolei wciąż gładził moje ciało, drugą ręką owijając kosmyki moich włosów wokół swoich palców.
Wsłuchiwałam się w rytm jego serca wodząc dłonią po teraz w pełni widocznych bliznach na jego brzuchu. O mały włos go nie straciłam. Byliśmy wymęczeni do granic możliwości po kilku powtórkach. Nie tak wyobrażałam sobie pierwszy raz. Ten był wręcz .. idealny. Nie czułam bólu, nie widziałam krwi. Pragnienie go zwalczyło wszelki opór i wstyd. Resztą zajął się instynkt.
Kaspar przysunął mnie jeszcze bliżej zanurzając dłoń w moich włosach.
-Nie chce stąd wychodzić- mruknął- Mógłbym tu zostać i kochać się z tobą nieustannie. 
Zaśmiałam się spoglądając na niego.
-Starczyłoby Ci siły?
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Chciałbym, jestem wytrzymały lecz taki maraton mocno nadszarpnął moje siły.
Przesunęłam dłonią wzdłuż jego brzucha. Drgnął lekko znów się spinając.
-To, że nie mam siły nie oznacza, że możesz mnie nadal torturować. Ciągle czuję, wiesz o tym?
Mówiąc to złożył pocałunek na mojej głowie. Czułam się jak we śnie. Tym razem jednak nie miałam ochoty się z niego budzić . Mogłabym zostać tu gdzie jestem już na wieki. Czułam błogi spokój. Posiadłam swój punkt zaczepienia. Spokoju nie dawała mi tylko jedna myśl świdrując mój umysł jak wielki, czerwony wykrzyknik. Ciekawość miałam równą dziecku. Tak, wiem wścibski że mnie potworek.
-Dlaczego tak na prawdę wstrzymywałeś się przed powiedzeniem mi prawdy?
Zerknęłam na niego, widziałam cień nikłego uśmiechu.
-Jak już zauważyłaś nie mam dobrego mniemania o sobie. Ciężko by było takowe posiadać zważywszy na to jak zostałem wychowany.
W jednej chwili poczułam gulę w gardle. Zmarszczył brwi spoglądając na mnie.
-Nie musisz mnie żałować. To już i tak nie ma znaczenia. Mogę jednak hmm- teraz wyglądał na .. zawstydzonego?- Obawiam się, że będę potrzebował przewodnika po tej swetrze życia.
Krzywy uśmiech jaki mi posłał mówił wszystko. Odpowiedziałam uśmiechając się szeroko i mrugając zaczepnie.
-Przez ostatnie dni całkiem nieźle Ci szło. Nie licząc karczmy.
Zarechotał odgarniając przykrywający nas koc, ja jednak owinęłam się nim ciaśniej.
-Chciałbym zobaczyć minę Meiry gdy się o nas dowie. Od początku nalegała bym nie zachowywał się jak ostatni tchórz.
Na wspomnienie księżniczki poczułam lekkie ukłucie w sercu.
-Masz jakieś wieści co u niej? Czy po ataku nic się jej nie stało?
Skinął głową rozglądając się za spodniami. Przez krótką chwilę mogłam spokojnie podziwiać go w całej okazałości. Jednak za krótko, zdążył znaleść rzucone w kącie spodnie.
-Nic jej nie jest. Sorinowi także. Przysłała mi krótki liścik jakiś czas temu.
Odetchnęłam z ulgą. Meira była dobrą i czystą duszą. Nie chciałabym by coś jej się stało. Zwłaszcza, że owy atak nastąpił przez moją obecność na ich dworze.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę. 
-Tak, ja także. Swojego czasu byliśmy sobie bliscy. Meira, Luke i ja. Była jego towarzyszką. Nigdy nie życzyłbym jej źle.
-Towarzyszką?
Skinął smętnie głową.
-Tak. Stety bądź nie, tak trafiło. Podziwiam ją, wiesz? Nie mam bladego pojęcia jak otrząsnęła się po jego śmierci, mimo to cieszę się że jej się to udało.
Mówiąc to usiadł na skraju łóżka wpatrując się niewidzącym wzrokiem gdzieś przed siebie. Przysunęłam się do niego oplatając go ramionami w pasie. Bezwiednie ścisnął moją dłoń odzyskując świadomość.
Wtedy to poczułam. Wszystkie włoski na ciele stanęły dęba. Kaspar również się spiął.
Raptownie jego wzrok powędrował w stronę wielkiego okna ustawionego tuż za wezgłowiem łóżka. Gdy odwróciłam głowę w tą samą stronę już wiedziałam co było powodem tego dziwnego uczucia.
Pod naszym oknem stał ogromny, biały wilk. Jednak to nie jego rozmiar szokował najbardziej, lecz lodowato zimne, niebieskie oczy.
-Kasparze..
-To nie jest zwykły wilk- powiedział szybko chwytając pomiętą koszulę i narzucając ją na ramiona- Nie wychodź. Zawiadomię Morpheusa.
Mówiąc to wnet wystrzelił z chatki. Ja jednak nie mogłam oderwać oczu od Wilka.
Bestia również przyglądała mi się uważnie przekręcając głowę.
Chwilę później wilk umknął w las, a ja pognałam ile sił by zebrać swoje ubranie i pobiec za Kasparem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 02, 2024 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Upadłe królestwo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz