Rozdział 6

24 4 0
                                    


Obudziły mnie dziwne dźwięki dochodzące z korytarza. Słyszałam przytłumione głosy, których nie mogłam zrozumieć i trzask tłuczonego szkła.
Wstałam z łóżka otulając się ciaśniej lekką narzutką Liv. Ciekawość wygrała i podeszłam do drzwi. Rozpoznałam głos należący do Kaspara i jakiejś kobiety. Rechotali całując się co chwila i obijając o ściany. Powstrzymałam odruch wymiotny i odwróciłam się na pięcie. Jednakże nie zdążyłam postawić kroku, a drzwi pokoju Liv otworzyły się z ogromnym hukiem.
Zaciekawiona uchyliłam swoje. Nie wiedziałam czy to przez nową sytuację czy też zwykłą ciekawość, ale nie mogłam się powstrzymać.
Ujrzałam chwiejącego się Kaspara uwieszonego na jakiejś długonogiej blondynce. Miał w połowie rozpiętą koszulę umazaną czymś co mogło być czerwoną szminką albo czymś gorszym ..
-Co ty sobie wyobrażasz?!
Wściekły i zimny głos Liv rozszedł się echem po korytarzu.
Kaspar zaśmiał się, lecz było w tym więcej grozy niż rozbawienia.
-Idź bawić się w przyzwoitkę gdzieś indziej. Zanim ..
Nie dokończył. Coś z impetem rąbnęło go w twarz w akompaniamencie trzaskających drzwi. Gdy podniósł wzrok stłumiłam piśnięcie i domknęłam drzwi. Stałam za nimi jak sparaliżowana aż głosy w korytarzu ucichły.

Nie mogłam spać tej nocy. Przewracałam się z boku na bok. Prześladowała mnie para zielonych oczu wpatrzonych we mnie z czystą wymalowaną w nich rządzą.
W tamtej chwili wyglądał jak przedwieczne bustwo. Przedwieczne i cholernie groźne.
Liv nie spała w ogóle. Słyszałam jak krząta się po pokoju i przestawia różne rzeczy rzucając nimi co chwila. Lada chwila słońce miało wstać. Nie widziałam nikogo z dworu nie licząc Liv, Ryan'a i Kaspara. Zastanawiałam się czy życie tu toczy się w dzień czy też w nocy. Wyszłam z pokoju. Stwierdziłam, że spacer po zamku będzie dobrym pomysłem na podbieranie myśli zamiast tkwić w czterech ścianach pokoju. Mogłam zajrzeć do Liv, jednak nie byłam w nastroju do rozmów, a nocne zdarzenie tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że ona też nie. 
Chłód bijący od kamiennej posadzki nieco mnie otrzeźwił. Przez wielkie, witrażowe okna powoli wpadały pierwsze promyczki wstającego słońca. Zeszłam niemalże na sam dół zamku, aż doszłam do sporych rozmiarów szklanych drzwi. Prowadziły prosto na kamienny taras z zejściem do ogrodu. Nie założyłam butów, więc obiecałam sobie wrócić tu później.
Kątem oka zauważyłam jakiś cień. Jednak gdy spojrzałam w tamtą stronę niczego nie było. Zaniepokoiłam się jednak na tyle by wrócić do zamku, lecz w momencie gdy sięgnęłam do klamki coś szarpnęło mną w tył. Odwróciłam się szybko lecz i tym razem niczego nie widziałam. Serce biło mi jak oszalałe, a dłonie zaczęły się trząść łącznie z całym ciałem. Momentalnie pogratulowałam sobie w duchu durnego pomysłu wyjścia na spacer w zamku pełnym wampirów. Wciąż nie mogłam przyzwyczaić się do myśli, że nie mam do czynienia z ludźmi.
-Jaka strachliwa..
Cichy chichot uniósł się na wietrze. Skupiłam wzrok wpatrując się w zaciemnioną altankę znajdującą się tuż obok. Coś poruszyło się w mroku.
Przez ułamek sekundy nic się nie stało. Jednakże już po chwili poczułam zimny oddech owiewający mój kark. Moje serce zamarło.
-Powiedz mi czym ty jesteś..- mruczał głos tuż za mną. Cuchnął okropnie alkoholem zmieszanym z czymś metalicznym.  
Nie miałam pojęcia co zrobić. Rozważałam opcję ucieczki jednakże ..
-Nawet o tym nie myśl. Mógłbym cię zabić zanim zdążyłabyś drgnąć.
Znałam ten głos. Jednak chłód jakim był przeszyty przyprawiał mnie o dreszcze.
-Kaspar .. pozwól mi wrócić do pokoju.
Zaśmiał się. Na sam ten dźwięk zrobiło mi się niedobrze.
-Wybrałaś sobie zły moment na przechadzkę.
Odgarnął włosy z mojego ramienia i przejechał palcem po odsłoniętej skórze. Nic nie mówił, za to powietrze stawało się coraz cięższe. Moja podświadomość błagała o ucieczkę. Nie wiele myśląc kopnęłam go z całej siły i rzuciłam się do przodu. Dopadł mnie dopiero przy drzwiach. Jego zielone oczy błyszczały dziko, a wysunięte kły ukazały się w przerażającym uśmiechu.
-Zaskoczyłaś mnie, a to się nie zdarza.
Nie śmiałam odpowiedzieć. Jego rozczochrane włosy muskał wiatr. Rozpięta koszula ukazywała niemal idealny, nagi tors. Wyglądał bosko, przerażająco ale bosko. Przechylił głowę przyglądając mi się badawczo. Coś błysnęło w jego oczach. Oparł dłonie po obu stronach mojej głowy i oblizał usta.
-Nawet o tym nie myśl- starałam się brzmieć przekonująco, jednak mój drżący głos za nic miał moje starania.
Uniósł brwi, wyglądał na rozbawionego.
-Bo co?- wyszeptał pochylając się niebezpiecznie blisko- Znów mnie kopniesz?
Zaśmiał się znowu i potarł nosem moją skroń. Starałam się nie wzdrygnąć.
-Brzydzę cię? To nowość.
-Nie interesują mnie pijawki.
Zacmokał machając mi palcem przed nosem.
-Uważaj na słowa. Chyba zapominasz z kim masz do czynienia.
Ugryzłam się w język nim pogorszyłam swoją sytuację. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach próbując znaleźć wyjście z tej sytuacji. Kaspar jednak musiał to dostrzec. Nim zdążyłam zrobić cokolwiek wgryzł się w moje odsłonięte ramię. Krzyk ugrzązł w moim gardle. Próbowałam wyrwać się z jego uścisku, lecz naparł na mnie całym ciałem przyszpilając mnie do kamiennego muru. Czułam jak ciepła krew spływa z rany wzdłuż odsłoniętego dekoltu. Zrobiłam ostatnią rzecz jaka przyszła mi do głowy. Ugryzłam Kaspara w rękę, którą trzymał tuż obok mojej głowy. Zszokowany odskoczył ode mnie, a ja nie czekałam ani sekundy. Rzuciłam się pędem w głąb zamku nie oglądając się za siebie. Czułam, że mnie goni, jednak nic nie słyszałam. Szum krwi dudniącej w moich żyłach skutecznie mi to zagłuszał. Nim dobiegłam do swojej komnaty coś tuż za mną zbiło szklany wazon klnąc siarczyście. Nie wiele myśląc wbiegłam do pokoju Liv i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że płaczę dopóki nie spojrzałam w stojące naprzeciw drzwi lustro obok którego stała ciemnowłosa dziewczyna. Spojrzała na mnie oczami wielkimi jak spodki i otworzyła szeroko usta.
-Matko jedyna ..
Odskoczyłam od drzwi w ostatniej chwili nim stanęły otworem.
Kaspar wyglądał jak istota rodem z horroru. Jego biała koszula teraz umazana była w mojej krwi, tak jak i usta. Oczy zaś miał dzikie i błyszczące pożądaniem. Zanim się zorientowałam Liv stanęła przede mną odpychając mnie wgłąb pokoju.
Spojrzał na nią jak na przeszkodę. Blask w jego oczach przygasł nieco. Otarł usta wierzchem dłoni po czym oblizał palce. Nic nie mówiąc odwrócił się na pięcie i wyszedł z gracją.

Upadłe królestwo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz