Siedziałam na łóżku czekając aż ktoś łaskawie dostarczy tu mój i tak skromny bagaż gdy drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem.
Do pokoju weszła Liv uśmiechając się przepraszająco.
-Przepraszam, że tak długo mi to zajęło. Matka wezwała mnie na rozmowę.
-Och nic się nie stało. Usiądziesz?
Chwyciła najbliżej leżącą poduszkę i zaczęła skubać jej rogi.
-Postaram się przebywać z tobą jak najwiecej, ale z racji tego, że dawno nie było nas na dworze mój ojciec chce by tradycji stało się za dość. Planuje jakieś wydarzenia z naszym udziałem. Zapewne nie licząc mojego brata. Go takie rzeczy nie interesują.
Zmarszczyłam brwi.
-Ale przecież jest następcą tronu.
Liv wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem.
-Kaspar ma swój świat i swoje kredki. Robi wszystko po swojemu. Nie można mu narzucić swojej woli bo źle się to kończy.
Przeszedł mnie dreszcz.
-Oj nie w takim sensie! Nie musisz się go obawiać i żyć w strachu przed nim.
-Mimo to jest przerażający. Ale też .. nie umiem tego nazwać.
Liv spojrzała na mnie uważniej.
-Zapewne chodzi ci o jego tajemniczość.
-Można tak to nazwać.
Westchnęła i sięgnęła po kolejną poduszkę. Zerknęła na mnie ukradkiem po czym zaczęła śledzić palcem wzór wyszyty na pościeli.
-Wiele lat temu zdarzył się wypadek. Był okropny w skutkach. Zginął w nim nasz najstarszy brat. Kaspar obwinia się o to do dziś. On był .. inny. Kochany i dobry. Noach przypomina mi to jaki był wcześniej. To w kogo się zmienił nie oddaje nawet w najmniejszej mierze tego kim był.
-Nasze demony nas zmieniają. Żeby przeżyć czasem trzeba stać się jednym z nich by je pokonać ...
Liv spojrzała na mnie pełna zdumienia.
-Tak dokładnie tak. Przeżyłaś coś podobnego?
-Straciłam mamę. Do dziś nie wiem co tak na prawdę się z nią stało. Tata twierdzi, że zaginęła. Pewnej nocy wyszła nad staw jak to czasami miała w zwyczaju i już nie wróciła. Ślad po niej zaginął. Musieliśmy się mierzyć ze stratą ale też z krytyką wszystkich wokół. Ludzie ją kochali. Była dobrą duszą w złym świecie.
-Przykro mi..
-Mi też. Obie kogoś straciłyśmy.
-Ty masz trudniej. Jesteś w innym świecie nie znając swojego pochodzenia, wśród nas. Wampiry które mieszkają w tym mieście nie są przyjazne. Przynajmniej w większości. Nawet my nie lubimy tu przyjeżdżać.
-Jest tu pięknie, a jak mówią tam gdzie pięknie jest i strasznie.
Liv zaśmiała się po czym spojrzała na mnie ocierając łezkę.
-Pokażesz mi bibliotekę?
Skinęła głową.
-Jest niedaleko. Jak przydzielimy ci służącą będzie mogła przynosić ci książki, albo towarzyszyć ci w drodze do niej.
-Jeśli to konieczne.
-Wiesz jedno mnie zastanawia- powiedziała oglądając się za ramie- Kaspar umieścił cie w swoim ulubionym skrzydle.
Z jakiegoś powodu zrobiło mi się głupio. Nie wiedziałam co mogę na to odpowiedzieć, ani tym bardziej co myśleć o jej słowach.
-Najwidoczniej chce mieć nade mną kontrolę, albo chce mnie dręczyć?
Liv przyjrzała mi się uważnie po czym wzruszyła ramionami.
-Nie mam pojęcia. To się dopiero okaże. A teraz chodźmy. Mam nadzieję, że biblioteka będzie pusta.
***
Przechodziłyśmy nad głównym holem gdy coś przyciągnęło moją uwagę. Jeden z generałów prowadził na smyczy trzy ogromne, czarne wilki. Stanęłam jak wryta na ten widok a Liv zmarszczyła nos.
-To miał być przytyk dla wilkołaków, że wilki służą wampirom. Mój ojciec lubi takie zagrywki.
Jeden z wilków podniósł swój łeb i zaczął węszyć w powietrzu. W momencie gdy odwrócił się by na mnie spojrzeć przeszedł mnie dreszcz. Ku mojemu zdziwieniu zwierz nie zawarczał. Przekręcił tylko łeb w zaciekawieniu po czym ruszył dalej.
Liv zmarszczyła brwi ale nic nie powiedziała. Po chwili naszym oczom ukazała się biblioteka. Przy jej wejściu stały dwie rzeźbione kolumny pełne wykutych z kamienia róż. Drzwi zaś były szczerozłote z kołatkami w kształcie lwich głów.
-Głupia ozdoba i niepotrzebny przepych- skomentowała pod nosem wskazując ręką owe drzwi.
To prawda w tym zamku królował przepych, a mimo to byłam nim oczarowana. Drzwi otworzyło przed nami dwóch żandarmów ubranych w czarne stroje z wyszytym na piersi godłem.
Moim oczom ukazało się długie i wysokie pomieszczenie wypełnione książkami aż po sufit. Podłoga była wypolerowana na błysk aż można było się w niej przejrzeć. Naprzeciw drzwi znajdowało się ogromne witrażowe okno z widokiem na las i fragment jeziora. Przed nim zaś stały trzy stoły ustawione w bliskiej odległości, lecz tylko przy jednym z nich znajdowało się krzesło. Idąc przez środek zauważyłam więcej stołów ukrytych za regałami pełnymi książek, na wyższym poziomie także było ich kilka. Na antresole prowadziły złote schody z poręczą zakończoną głową sokoła. Największe wrażenie jednak robił fresk na suficie. Przedstawiał ogromnego, czarno - czerwonego smoka z mieczem wbitym prosto w pierś. Z jego paszczy zdawał się wydawać ostatni krzyk.
-To fragment z legend. Ten smok należał do króla upadłych. Podobno jeden z moich przodków go zgładził, ale wiesz jak to jest z legendami. Są mocno przerysowane.
Przytaknęłam jej nie mogąc oderwać oczu od wspaniałej bestii.
-Było ich więcej?
Liv spojrzała na mnie nie rozumiejąc pytania.
-Smoków. Czy było ich więcej?
Posmutniała.
-Mama mówiła, że kiedyś było ich na prawdę dużo. Miały swoje leżę na Świętej Ziemi Upadłych. Były ich poddanymi. Po wielkiej wojnie nie ostał się ani jeden.. Walczyły przeciwko nam, ujeżdżane przed upadłych. To świętokradztwo zabijać magiczne stworzenia jednak nie pozostawili nam wyboru. Zniknęły wraz z upadłymi.
-Rumak i jeździec zawsze razem- wymamrotałam zastanawiając się czy nie słyszałam już podobnej historii.
-Tak. Niestety nigdy nie widziałam żadnego smoka ani nic co by po nich pozostało. Wojna wydarzyła się wieki temu. Tylko najstarsi z naszej rasy ją pamiętają. I to ledwo.
Wtedy przyszła mi na myśl jedna rzecz. Może znajdę tu coś co pomoże mi rozwiązać tajemnicę mojego pochodzenia. Wśród legend i historycznych spisów musi kryć się odpowiedź.
-Jest więcej legend związanych z waszym światem? Chciałabym lepiej poznać otoczenie, w którym przyszło mi żyć.
Liv westchnęła i podeszła do wielkiego okna. Wskazała na dwa wielkie regały stojące po jej prawej stronie po czym podeszła do jednego.
-Najlepiej zacznij od tego- powiedziała wyciągając wielką księgę- To stara księga rodów. Opisuje świat przed wojną.
Westchnęła smutno po czym przewróciła kilka kartek.
-Świat był pod władaniem jednego pana, wielkiego króla. Każda z ras miała swojego króla, ale zwierzchnikiem wszystkich był król Upadłych, zwany był inaczej ale niestety nie pamietam jak. Nie wiadomo skąd przybyli ani jak zostali stworzeni. Są na ziemi od momentu jej powstania. To od nich wywodzi się moja rasa. Byli potężni, władali żywiołami i nie mieli sobie równych.
-Rasa panów..
Spojrzała na mnie smutnymi oczami, w których zabłysnęła iskra aprobaty.
-Tak, dokładnie tak. Za ich czasów panował pokój. Jednak wszechobecna harmonia znudziła się królowi. Cudem udało się go pokonać. Wraz z nim zniknęli upadli, zniknęła harmonia i pokój. Nastał czas podziału...
Wtem drzwi biblioteki otworzyły się i drobna kobietka szybkim krokiem zbliżyła się do Liv.
-Pani, królowa wzywa.
Liv westchnęła poirytowana. Odsunęła krzesło i wskazała je ręką.
-Usiądź i czytaj jeśli chcesz poznać to wszystko. Cała biblioteka jest do twojej dyspozycji. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała zwróć się to tej dwójki przed biblioteką. Rozkażę im być podatnym na twoje słowa. Tymczasem muszę iść do matki. Zapewne znów coś wymyśliła.
-Nie przejmuj się mną, dam sobie radę.
Uśmiechnęła się i odeszła wraz ze służącą. Spojrzałam na księgę. Była stara, podniszczona, a jej kartki pożółkłe i naznaczone czasem. Było w niej jednak coś co mnie przyciągało. Miała moc i zdawała się mnie przyzywać. Usiadłam przy biurku i zaczęłam czytać kartka po kartce.
***
Przemierzałem korytarze zamku by jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Głowa mi parowała od kłębiących się myśli. Przystanąłem przy wyjściu na królewski ogród by spojrzeć na skąpany w umierającym blasku dnia labirynt korytarzy krzewów.
Królewskie polowanie, Krwawa rzeź i rytuał powitania. To tylko kilka z wiekowych tradycji jakie zaplanował mój ojciec na najbliższy czas. Jego zdaniem należało obejść każde zaległe i pominięte święto. Wszystko w jeden miesiąc. Zapowiadało się krwawo. Bardzo krwawo.
-Myślę, że król robi to nie bez powodu.
Drgnąłem. Nawet nie zauważyłem jak Ryan do mnie podszedł.
Mój przyjaciel przyjrzał mi się uważnie po czym klepnął mnie w ramie trzymanym w ręku zwojem starego pergaminu.
-Zaczynasz tracić czujność.
Zaśmiał się. Mi z kolei nie było do śmiechu.
-Odbędzie się Krwawa Rzeź i wiele innych Ryan.
Pobladł. Dokładnie tak jak myślałem.
-Tylko mi nie mów, że król oczekuje od nas udziału.
Rzuciłem mu jedno z tych znaczących spojrzeń.
-Jasny grom .. Jak masz zamiar to ukryć przed naszym gościem?
-Problem tkwi w tym, że nie ukryję. Ojciec chce by jako gość honorowy zasiadła z rodziną królewską podczas rytuału powitania.
Ryan wyglądał na zszokowanego. Próbował coś powiedzieć jednak bezskutecznie.
-A jak zacznie się palić? Jak nie będzie wstanie kontrolować magii pod wpływem emocji?
-Myślę, że na to właśnie liczy mój ojciec.
-Wtedy ją zabiją.
Przełknąłem ślinę przeklinając w duchu starego Morpheusa. To on zrzucił na mnie sprawowanie opieki nad tą zagadkową dziewczyną. Rzucił ją bestiom na pożarcie.
-Będziemy musieli odwiedzić kilka miejsc i zadać parę pytań.
Błysk w oczach przyjaciela podpowiedział mi, że domyśla się o jakie miejsca chodzi.
-Zachciało ci się łajdactwa?
Zaśmiałem się na samo wspomnienie tej obskurnej nory.
-Zachciało mi się świeżej krwi.
***
Nie zauważyłam kiedy słońce zaczęło zachodzić. Wokół mnie widniał stos książek i jeszcze więcej notatek. Zapisywałam najważniejsze rzeczy włącznie z tymi, których nie mogłam zrozumieć. Wiele ksiąg zawierało teksty bądź notatki zapisane w innym języku. Nie było to pismo fae ani czarodziejów bo sprawdziłam w kilku książkach z innych regałów. Nie było to także pismo upadłych, gdyż zdaniem Liv wszystkie księgi Upadłych zostały spalone by nie przyniosły nieszczęścia. Ryan twierdził, że mogą to być starożytne runy. Jednak ich także nigdzie nie znaleźliśmy. Od godziny bądź dwóch siedziałam sama w bibliotece czytając rozdział przeznaczony rasie fae, gdy nie wiadomo skąd wyskoczył Kaspar.
-Aż tak pochłonęły cię te brednie?
Jego ciepły oddech owiał mój kark. Wstyd się przyznać, ale tak mnie zaskoczył aż spadłam z krzesła. Zaśmiał się i oparł się o moje biurko.
-Mógłbyś przestać mnie straszyć? To wcale nie jest takie zabawne na jakie wygląda.
Jego zielone oczy błyszczały w narastającej ciemności. Uśmiechnął się. Lekko wydłużone kły przypomniały mi noc kiedy wbiły się w moją szyję. Choć wtedy wydawały się o wiele dłuższe.
-Robi się późno. Lepiej abyś wróciła już do pokoju. Wampiry zaczynają się budzić. A nie chcesz chyba powtórki z rozrywki?
Wzdrygnęłam się. Nie miałam ochoty zostać czyjąś przystawką.
Zaczęłam układać książki w równy stos. Zdezorientowany Kaspar przyglądał się każdemu mojemu ruchowi. Wyglądał jak kot czający się na swoją zdobycz.
-Pośpiesz się. Robię się głodny.
Ciarki przeszły mi po plecach, ale nie przestałam układać książek. Chwyciłam swoje notatki i złożyłam je w pół.
-Chce je zabrać do pokoju. Jeśli mam tu przetrwać wolę wiedzieć z kim mam do czynienia.
Wyglądał na rozbawionego, a starałam się brzmieć stanowczo. Kilka czarnych kosmyków opadło mu na czoło a szelmowski uśmiech na pewno nie jednej dziewczynie skradł serce. Mimo to widziałam w nim drapieżnika łaknącego mojej krwi. W mgnieniu oka znalazł się przy mnie. Zamarłam. Każdy kolejny ruch mógł wpędzić mnie w jeszcze większe tarapaty.
Jego źrenice rozszerzyły się znacznie. Wpatrywał się we mnie stojąc nieruchomo. Po chwili wyszczerzył zęby w uśmiechu i odsunął się śmiejąc się w głos. Tym razem jego kły były takie jak zapamiętałam. Długie i ostre.
-Każę przynieść je do twojego pokoju.
Skinęłam głową i szybko udałam się w kierunku wyjścia. Kaspar podążył za mną nucąc coś pod nosem.
CZYTASZ
Upadłe królestwo
FantasíaZasada numer jeden: Nie ufaj nikomu Jedno zdarzenie może wywrócić świat do góry nogami.. tylko który? Nie znam swojego imienia, swojego przeznaczenia i swojej przeszłości. Lu zostaje wmieszana w sprawy świata, o którego istnieniu nawet nie śniła...