1. Vincent

4.3K 181 126
                                    

Cios spadł na mnie z prawej, zanim zdążyłem go zatrzymać. Bójka nie trwała długo, ale oberwałem już kilka razy. Udało mi się wykręcić rękę jednego z nich i pchnąć go na jego kumpla.

Kolejny uderzył mnie w plecy, a ja kopnąłem go w brzuch. Chyba trochę za mocno, bo walnął w szafki tyłem głowy, po czym osunął się na podłogę nieprzytomny. Nie miałem zbytnio czasu się nad tym zastanawiać, bo inny pchnął mnie mocno do tyłu. Zaparłem się mocno nogami, złapałem go za ramiona i uderzyłem czołem o jego czoło, pozbywając się w ten sposób ostatniego przeciwnika.

Odetchnąłem chwilę, rozmasowując bolące czoło. Wytarłem krew kapiącą mi z nosa i podszedłem do Stevena, będącego liderem tej grupy. Przeszukałem mu kieszenie i wyjąłem czarny portfel. Nim zdążyłem się wyprostować, usłyszałem znaczące chrząknięcie.

Podniosłem wzrok i nerwowo wyszczerzyłem zęby w uśmiechu do mojego wychowawcy.

Super, znowu będzie na mnie.

_

Po długiej rozmowie z dyrektorem, mama zabrała mnie do domu. Całą drogę milczałem i gapiłem się przez szybę. W samochodzie panowała niezręczna cisza. Ona też się nie odzywała, ale w końcu przerwała swoje milczenie.

- Powiesz coś? - Starała się, by jej głos brzmiał spokojnie i prawie się jej to udało.

- To nie moja wina - odparłem.

- No to już słyszałam.

- Sprowokowali mnie. Naprawdę.

- Tak. Drugi raz w tym tygodniu. - Teraz jej ton zabrzmiał już piskliwiej.

Znów zapadła cisza. Była ciężka i bolały mnie od niej rany odniesione w bójce, ale oparłem się pokusie, by rozmasować bolące miejsca.

- To nie moja wina - powtórzyłem.

- O co poszło? - zapytała, a ja aż drgnąłem.

- I tak mi nie uwierzysz...

- Vincent, trzech chłopaków wylądowało przez ciebie w szpitalu - podniosła głos.

- To tylko szwy...

Zahamowała na czerwonym świetle tak gwałtownie, że aż poleciałem do przodu. Pasy boleśnie wbiły mi się w klatkę piersiową i brzuch. Myślałem, że zwymiotuję.

- Słyszałeś, co do ciebie mówię?! - krzyknęła. - Pobiłeś trzech chłopaków tak mocno, że pojechali do szpitala!

- Zawsze mogło być gorzej - mruknąłem.

- Ciebie to bawi?!

Nie, nie bawi. Na litość boską, przecież ich było czterech, a ja jeden!

Odważyłem się na nią spojrzeć. W oczach miała coś takiego, że myślałem, że za chwile mnie uderzy.

- Zielone... - wymamrotałem.

Westchnęła, żeby się uspokoić, wrzuciła jedynkę i ruszyliśmy dalej.

- Zawiesili cię na dwa tygodnie - powiedziała po chwili.

To nie pierwszy raz kiedy jestem zawieszony. Chciałem jej tak odpowiedzieć, ale tego nie zrobiłem.

- Kiedy wrócimy do domu, oddasz mi swój telefon, tablet i laptop. Konfiskuje je - dodała.

To też mnie nie zdziwiło.

Odwróciłem się z powrotem w stronę okna i wróciłem do podziwiania drogi za szybą.

- Przepraszam, że sprawiam ci same kłopoty.

He (BL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz