3. Samuel

2.1K 135 45
                                    

Dręczyciele uwzięli się na mnie, na początku roku. Sam nie wie dlaczego. Chyba tak po prostu. Potrzebowali ofiary.

Jestem przyzwyczajony do tego, że zabierają mi pieniądze, dlatego nie nosze już dokumentów w portfelu.

Kradzieże, niemiłe przytyki, kilka siniaków. Norma. Zdziwiłem się dopiero wtedy, gdy kazano mi przyjść do dyrektora. Po chwili wyjaśniono mi, że Vincent, chłopak z wyższej klasy, pobił moich dręczycieli. Steven miał przy sobie mój portfel, więc zapytali, czy należy do mnie.

Natychmiast zaprzeczyłem.

Wiem, że musiałem strasznie podpaść Vincentowi, ale nie mogłem nic powiedzieć. Już kiedyś próbowałem, wyjaśnić nauczycielom, co się dzieje, ale dręczyciele się na mnie zemścili, więc później już tego nie robiłem.

Problem w tym, że zrobiłem sobie przez to nowego wroga. Widziałem jak ten chłopak zachował się w gabinecie dyrektora. Był wściekły, że nie przyznałem mu racji, a ja po prostu spanikowałem. Nie chciałem sprzedać chłopaków i nie pomyślałem, że w ten sposób wkopię jego.

Można by stwierdzić, że jeden wróg jest lepszy niż czwórka, ale biorąc pod uwagę jak urządził tamtą czwórkę, myślę, że on jest jeszcze gorszy. A teraz w dodatku miałem go nadzorować. Przecież on mnie zabije.

Zgłosiłem się do pomocy przy przedstawieniu, żeby unikać dręczycieli. Miałem dołączyć do grupy technicznej, bo tam zawsze przyda się dodatkowa para rąk do pomocy, ale po tym co wydarzyło się ostatnio kazali mi pilnować, by Vincent wykonywał swoje obowiązki.

Nie potrzebowali mnie w grupie technicznej, więc wróciłem do domu. Zjadłem obiad i się przebrałem, po czym koleżanka z grupy napisała do mnie, że już skończyli, więc poprosiłem tatę, żeby podwiózł mnie z powrotem do szkoły.

Gdyby nie ta cała akcja z Vincentem, to opiekun grupy teatralnej lub ktoś z nich dostałby zapasowy klucz i zamykał szkołę, a tak spadło na mnie. I tak, i tak musiałem tam iść.

_

Wszedłem do szkoły, licząc na to, że Vincent zignorował polecenie dyrektora i zostawił wszystko na mojej głowie. Wolałbym sam sprzątać, niż się z nim spotkać.

Otworzyłem drzwi na salę i zamurowało mnie, gdy zobaczyłem Vincenta.

Jednak przyszedł. Po co? Jeszcze trzymał miotłę, potencjalne narzędzie zbrodni. Jak nic zaraz skończę z tym kijem w gardle.

- Fajnie, że jesteś - powiedział, odkładając miotłę. - Chciałem z tobą porozmawiać.

O czym? Miałem ochotę stamtąd uciec, ale moje nogi były jak wbetonowane w podłogę.

- Nie musisz tu przychodzić. - Zdołałem wykrztusić, wymuszając uśmiech. - Ja się wszystkim zajmę, nie musisz sprzątać...

- Nie o to mi chodzi - mruknął, ruszając w moją stronę.

- Nie? To znaczy... nie musisz się martwić, nic nikomu nie po...

- To też nie to - odparł szybko. - Chodzi o te rozmowę z dyrektorem.

Czyli jednak zemsta.

Musiał wiedzieć, że każą mi go pilnować, więc zaczekał, aż będziemy sami. Skoro wysłał trzech mięśniaków do szpitala na szycie, to aż boję się pomyśleć, co zrobi ze mną.

Przełknąłem głośno ślinę.

- To nie moja wina - powiedziałem. Udało mi się zrobić krok do tyłu.

Vincent wydawał się skołowany, więc postanowiłem wykorzystać ten moment, żeby się wycofać.

- Czekaj! - krzyknął, a ja uciekłem.

Po raz kolejny spanikowałem. Nie odwróciłem się, ale i tak wiedziałem, że Vincent pobiegł za mną. W głowie miałem pustkę, jedyne czego chciałem, to jak najszybciej dostać się do wyjścia. Niestety i tak zostałem złapany, gdy zwolniłem, by skręcić w boczny korytarz.

- Stój! - Chwycił mnie za ramie. - Nie słyszałeś, jak cię wołam?

Słyszałem. Ale nie chciałem się zatrzymać.

Nawet nie wiem, czy trzymał mnie mocno. Chyba nie, ale i tak bolało, bo miałem siniaki na rękach. Starałem się nie krzywić z bólu, ale nie wiedziałem, czy długo tak wytrzymam. Nie zapowiadało się, żeby miał mnie szybko puścić. Zupełnie, jakby myślał, że zaraz znowu ucieknę. I pewnie tak właśnie bym zrobił.

- Jeśli chodzi o to w gabinecie, to ja...

- Dlaczego nie powiedziałeś prawdy? - zapytał.

Teraz żałuje. Bałem się moich dręczycieli, ale on jest jeszcze gorszy. Gdybym powiedział dyrektorowi prawdę, to bym tu z nim nie utknął.

- Przepraszam - jęknąłem.

- Nie chcę twoich przeprosin.

- Ale jak mnie pobijesz, będzie widać siniaki, a nauczyciele wiedzą, że jestem tutaj z tobą.

Na chwilę zapadła cisza.

- Że co? - Wyglądał na autentycznie zaskoczonego.

Poluźnił uścisk, więc postanowiłem brnąć w to dalej.

- Wtedy będzie wiadomo, że to ty nawet jeśli nic nie po... - Zrobiłem krok do tyłu i uderzyłem o coś nogą.

Dopiero kiedy wylądowałem na ziemi, zobaczyłem, że to był kosz na śmieci.

Vincent pochylił się nade mną, ale żaden z nas nie zdążył zrobić niczego więcej, bo wtedy podbiegł do nas opiekun grupy teatralnej. Szybko wyjaśnił, że zapomniał czegoś z sali i nagle usłyszał hałas.

Zapytał też, czy nic mi się nie stało.

Nic sobie nie zrobiłem, ale miałem straszną ochotę skłamać, byleby tylko nie zostać sam z Vincentem. Nauczyciel chyba to zauważył, bo zabrał mnie na bok, a jemu kazał wracać z powrotem do pracy.

O dziwo, chłopak specjalnie się z nim nie kłócił. W ogóle się nie odezwał, tylko od razu wrócił na salę.

Domyśliłem się, że to jak zobaczył nas opiekun kółka nie postawiło Vincenta w dobrym świetle. Pewnie uznał, że to on mnie popchnął i przewrócił.

- Pamiętaj, jeśli coś ci zrobi zawsze możesz o tym powiedzieć mi lub jakiemuś innemu nauczycielowi - zapewnił mnie.

Już kiedyś słyszałem coś podobnego, gdy chodziło o ekipę Stevena, więc odpowiedziałem to samo co wtedy.

- Dobrze. Tak zrobię.

Oczywiście to nie była prawda.

He (BL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz