17. Vincent

1.4K 119 72
                                    

Po szkole umówiłem się z Lee w galerii. Nie znoszę chodzić do takich miejsc, ale jak zwykle nie potrafiłem jej odmówić.

Czekałem dłuższą chwilę, zanim dostałem od niej wiadomość. Dwa słowa. ''Spóźnię się''. Miałem już dość, a dopiero co przyszedłem. Oparłem się o barierkę, koło ruchomych schodów i spojrzałem w dół. Co rusz patrzyłem na zegarek, czas płynął, a Lee się nie pojawiała.

Miałem ochotę sobie pójść. Zjechałem na dół, pisząc jej SMS-a, że ma radzić sobie sama, kiedy moją uwagę przykuło coś czego się nie spodziewałem. Zobaczyłem Samanthę, rozmawiającą, a raczej kłócącą się z jakimiś dziewczynami. Chociaż może raczej kłótnią bym tego nie nazwał, to one na nią krzyczały, a ona wyglądała jak zaszczute zwierzę w klatce. Na początku pomyślałem, że to koleżanki Lee, które chcą ''namówić'' dziewczyny do zejścia się ze sobą, ale po chwili dotarło do mnie, że ich nie znam.

Zrobiło mi się jej żal, ale z drugiej strony Lee i Samantha zerwały, a moja kuzynka mocno to przeżyła, więc chyba powinienem nią się martwić, ale jej byłą...

Kogo ja oszukuje? Mam dobre serce.

- Hej! - zawołałem, podchodząc do nich.

Samantha natychmiast ożywiła się na mój widok.

- Vin, jak dobrze, że jesteś! - Podbiegła i pocałowała mnie w usta.

Zdziwiłem się, ale jej nie odetchnąłem. Oczywiście nie odwzajemniłem też pocałunku, bo niby jak? Gdy Samantha się ode mnie odsunęła, reszta dziewczyn patrzyła na nas jak na najdziwniejszą rzecz jaką widziały w życiu, a potem bez słowa się odwróciły i odeszły.

- Przepraszam - powiedziała skruszona. - To były dziewczyny z mojej poprzedniej szkoły i...

- Te, które się nad tobą...? - nie dokończyłem, bo wtedy koła nas znalazła się Lee.

- No proszę - mruknęła, krzyżując ręce.

Jej była cofnęła się pośpiesznie o krok i spuściła wzrok, jakby spodziewała się, że Lee zaraz zacznie na nią krzyczeć. Raczej wątpię, żeby chciała to zrobić, ale po niej można się wszystkiego spodziewać. Szczególnie teraz.

- Lee, no w końcu - westchnąłem.

- Hej... - przywitała się niechętnie Samantha.

- Mogę dostawać od was stówę za każdym razem, kiedy lesbijka całuje się z gejem?

Wymieniliśmy ze sobą spojrzenia. 

- My nie...

- Luz, widziałam tamte dziewczyny. - Machnęła ręką. - Dobra, Vin, idziemy?

Skinąłem tylko głową. Nie chciałem już dłużej uczestniczyć w tej rozmowie.

- Idziemy do salonu tatuaży, chce sobie jakiś zrobić - oznajmiła Lee, kierując te słowa do Samie. Powiedziała to tak radośnie, że aż wydało mi się to podejrzane. Nie przeliczyłem się. - Jak myślisz, złamane serce będzie ok?

- Daj spokój, Lee - warknąłem.

- Na razie, Samie - pożegnała się i odeszliśmy.

- Na razie... - powiedziała ledwo słyszalnie dziewczyna.

Naprawdę było mi jej żal. Widać, że obie ciężko przechodziły to rozstanie. Jedna była okropnie przybita, a druga rozdrażniona. Gdyby nie to, że postanowiłem się nie wtrącać, też namawiałbym je, żeby do siebie wróciły.

- Możesz wracać do domu. Przeszła mi ochota - stwierdziła jakiś czas później.

- Pogadaj z nią - postanowiłem jednak spróbować, przemówić jej do rozsądku.

- Nie ma o czym - mruknęła.

- A nie chcesz, żebym cię odprowadził? - zapytałem, gdy wychodziliśmy z galerii. Może chociaż wtedy miałbym okazję pociągnąć tę rozmowę.

- Bez obrazy, ale chce być sama.

Nie podobało mi się to, ale postanowiłem odpuścić.

- To do zobaczenia.

Ona na pożegnanie podniosła tylko rękę i bez odwracania się, poszła dalej.

Też ruszyłem w kierunku domu. Postanowiłem nadłożyć trochę drogi, bo nie miałem ochoty skracać jej przez park. Spacer minął mi w miarę spokojnie, ale gdy zobaczyłem jednego z chłopaków z ekipy Stevena, aż chciałem się cofnął. Od razu go rozpoznałem, ten w czarnych włosach. Alex.

Nikogo z reszty grupy nie było. Opierał się o ścianę budynku i przeglądał coś na komórce. W sumie to nie rozmawiałem z nim od czasów bójki w parku, a chyba mamy ze sobą do pomówienia.

Wahałem się, ale ostatecznie podszedłem.

- Hej - przywitałem się, starając by mój głos zabrzmiał pewnie.

Spojrzał na mnie zdziwiony i szybko schował telefon.

- O, cześć... - Uśmiechnął się nieśmiało. To było nawet urocze.

- Czekasz na kogoś? - zapytałem, próbując zacząć rozmowę. - Niech zgadnę. Steven?

I znowu ten uśmiech.

- Tak się składa, że na mamę - odpowiedział. - Może cię to zdziwi, ale nie łażę za nim krok w krok.

Zaśmiałem się krótko na te słowa. Trochę mi ulżyło, bo to znaczy, że nie zjawi się tu za chwilę Steven ze swoją drużyną, żeby dokończyć to, co zaczęli.

- Jeszcze ci nie podziękowałem za to w parku - przerwałem milczenie.

- Nie ma sprawy - powiedział szybko. - Mi też nie podobało się to, co Steven chciał zrobić Lee. No i musiałem ci się odwdzięczyć. Podczas bójki, przez którą zostałeś zawieszony, mnie jako jedynego, nie wysłałeś do szpitala na szycie.

Próbowałem sobie przypomnieć o co mu chodzi i szybko dotarło do mnie, że faktycznie on jako jedyny nie był szyty.

W zasadzie to nie zrobiłem tego specjalnie, jakoś samo tak wyszło, ale chyba nie zaszkodzi trochę się z nim podroczyć. Alex wydaje się być w porządku.

- No wiesz - zaśmiałem się. - Szkoda byłoby pokaleczyć taką ładną buźkę.

Chłopak znowu posłał mi swój uśmiech.

- Dzięki, twoja też jest niebrzydka.

He (BL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz