27. Lee

1.2K 80 6
                                    

Planowałam miło spędzić ten wieczór z Samie... Ale nic nie poradzę, że martwię się o Vina. Doskonale wiem jaka to jest oferma w relacjach. Jestem pewna, że coś schrzani. I przez niego nie mogę się skupić na swojej dziewczynie.

- Jak myślisz? Dobrze się bawią? - zapytałam, po raz kolejny nawiązując do tego tematy.

- Na pewno - powtórzyła, już chyba trochę zirytowana. - A co, aż tak bardzo się martwisz?

- Może zadzwonię, co?

Samie zatrzymała od razu film na laptopie i spojrzała na mnie wymownie.

- Lee, skarbie, daj spokój. Chłopaki na pewno potrafią się sobą zająć.

Może i ma rację, ale nie zna Vina tak dobrze jak ja, a ja doskonale wiem, że sobie nie poradzi. Alex to zupełnie inna liga niż Sam.

- W normalnych okolicznościach bym się nie martwił, ale teraz Vin po prostu ucieka - powiedziałam, czując, że potrzebuje jakiegoś pretekstu, by przekonać Samie na swoją stronę.

- Jak to ''ucieka''? - zapytała zdzwiona.

Poczułam się usatysfakcjonowana tym, że tak szybko udało mi się ją zainteresować. Nie żebym uważała się za dobrą w manipulacji, ale nie da się ukryć, że jestem niezła.

Tylko że nie byłam pewna, czy powinnam mówić jej o relacjach Vina z jego ojcem. Wiem, że to drażliwy temat.

- No do domu przyjechał jego ojciec - powiedziałam w końcu.

- I Vin nie chce się z nim zobaczyć?

- On wręcz nie chce go znać - mruknęłam.

Samie myślała nad tym przez chwilę, ale chyba jednak postanowiła stanąć w obronię mojego kuzyna. Zdrajczyni.

- No dobra, rozumiem twoje obawy, ale Vin nie jest raczej typem robiącym nieprzemyślane rzeczy. - Jakoś mnie tym nie pocieszyła.

- No tak - przytaknęłam jej mimo wszystko - ale... wolę jednak zadzwonić.

Wyjęłam telefon i zaczęłam wybierać do niego numer.

- Rób jak chcesz - powiedziała, poddając się.

Wiedziała, że ze mną nie wygra. Słyszałam w jej głosie dezaprobatę, ale nie powstrzymało mnie to. Mój kuzyn szybko odebrał połączenie.

- Hej, Vin! Co tam? - odezwałam się radośnie.

- Dobrze, jutro wracamy - odpowiedział.

- A nie wolicie jeszcze zostać? - spytałam zaczepnie.

- Skąd taki pomysł? - Słyszałam, że nie jest zadowolony z tego na jaki temat wchodzimy. Zmieszał się.

Coś było na rzeczy, ale nie wiedziałam co. Pewnie po prostu dogadali się z Alexem, znaleźli wspólny język. Poza miastem na pewno było im łatwiej.

- Tak tylko - rzuciłam od niechcenia. Automatycznie wzruszyłam ramionami, choć wiedziałam, że on tego nie widzi. - Jak się bawicie?

- Dobrze.

- Bardzo dobrze. - Usłyszałam głos Alexa. - A co u was?

- Alex! - Rozległ się jakiś szelest. Podejrzewałam, że Vin właśnie odpycha od siebie chłopaka. - Możesz nie wtrącać się do rozmowy?

- W porządku, w porządku - uspokoiłam go. Przyznaje, że ucieszyło mnie, że się odezwał. - Jak tak samopoczucie, Alex?

- Rewelacyjnie - oznajmił na tyle głośno, by było go słychać w słuchawce.

Podejrzewałam, że w razie rozmowy Alex będzie okazywał swoją radość dużo bardziej niż Vin, ale żeby aż tak? Wcale nie brzmiał, jak ktoś wykorzystany po to, by zwiać z miasta. Chłopak miał być takim wyjściem awaryjnym, ale chyba niezbyt mu to przeszkadzało. Czyżby dostał coś w zamian?

Postanowiłam zaryzykować te tezę.

- Alex słyszę, że humorek dopisuje odkąd zaliczyłeś.

- Lee! - krzyknął zirytowany Vin.

Spojrzałam w stronę Samie, a ona posłała mi krytyczne spojrzenie. Skrzyżowała ręce i pokręciła głową z dezaprobatą.

- No wiesz - mruknęła.

Ja posłałam jej mój czarujący uśmiech, a ona tylko machnęła na mnie ręką. Wtedy wróciłam do rozmowy.

Podejrzewam, że i gdybym się myliła, i gdybym miała rację Vin zareagowałby tak samo, ale na początku zamilkł, zapewne zaskoczony moim pytaniem. Kto wie może nawet zrobił się czerwony ze wstydu.

Czyli trafiłam w dziesiątkę.

- Nie no, to dobrze, że nareszcie coś między wami zaskoczyło - powiedziała jak gdyby nigdy nic.

- Kończę, na razie - oznajmił wzburzony.

- Pozdrów, Samie! - krzyknął jeszcze do słuchawki Alex, po czym Vin zakończył połączenie.

Odłożyłam telefon i wyciągnęłam się na łóżku, tuż koła dziewczyny.

- Rozłączył się. Co za bezczelność - powiedziałam, udając oburzoną.

Samie podparła się na łokciach i spojrzała na mnie z góry.

- Chłopaki dobrze się bawią. Bez powodu się martwiłaś - stwierdziła, bawiąc się kosmykami moich włosów. Pozwalałam jej na to, jej dotyk uspokajał mnie bardziej niż kogokolwiek na świecie.

- Przy Vinie zawsze jest powód do zmartwień - odparłam, patrząc na nią. - Ale chyba masz rację. Teraz niech ktoś inny się o niego martwi.

Uśmiechnęła się i mnie pocałowała, a ja odwzajemniłam ten gest.

He (BL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz