8. Samuel

2K 134 25
                                    

Na wf-ie mieliśmy zastępstwo i ćwiczyliśmy z klasą trzecią. Jak się okazało tą, do której chodził Vincent.

Na szczęście mimo wspólnej lekcji nasza klasa trzymała się razem i nie miałem okazji, by z nim porozmawiać.

To nie tak, że w ogóle nie chciałem z nim gadać, ale... no to, że on i jego dziewczyna raz mnie podwieźli nie zmienia faktu, że Vincent pobił czterech chłopaków. No i z jakiegoś powodu nadal czułem się w to wszystko zamieszany. Pewnie dlatego, że to mój portfel znalazł się wtedy w centrum wydarzeń i to od niego się wszystko zaczęło.

Miałem wrażenie, że Vincent będzie chciał się zemścić za to zamieszanie, dlatego starałem się nie wchodzić mu w drogę. Kiedy sprzątał salę, mijaliśmy się więc byłem bezpieczny, a kiedy mnie podwieźli, nic mi nie zrobił, bo pewnie nie chciał się tak zachowywać przy swojej dziewczynie.

Westchnąłem zdołowany i oparłem się o półkę w kantorku.

To by znaczyło, że tylko czeka na odpowiedni moment...

- Możemy pogadać?

Aż podskoczyłem.

Odwróciłem się, a gdy zobaczyłem Vincenta, cofnąłem tak gwałtownie, że uderzyłem głową o półkę.

- Auć! - jęknąłem, osuwając się na podłogę.

- Nic ci nie jest? - Podszedł bliżej.

- Zostaw mnie! - wrzasnąłem, osłaniając się ręką, gdy Vincent się nade mną pochylił.

- O co ci chodzi? - zapytał z wyraźnym wyrzutem.

- To nie jest dobry moment. - Złapałem się za bolące miejsce z tyłu głowy. - Kręci się tu za dużo osób.

Vincent kucnął obok mnie.

- Uderzyłeś się w głowę? Gadasz od rzeczy.

- Nic mi nie jest - zapewniłem, wstając szybko.

- Nie powinieneś się tak nagle podnosić - powiedział.

Starałem się nie dać po sobie poznać, że trochę zakręciło mi się w głowie.

Skierowałem się w stronę wyjścia, ale wtedy Vincent mnie zatrzymał. Nawet nie zauważyłem, kiedy znalazł się obok mnie.

- Poczekaj. Możemy...

Wyrwałem mu się i otworzyłem drzwi.

- Odczep się ode mnie! - krzyknąłem i wyszedłem z kantorka.

Jak się okazało wpadłem prosto na wfistę. Mężczyzna przyjrzał mi się bacznie.

- Coś się stało? - zapytał.

- Nic - odparł szybko.

Wtedy nauczyciel spojrzał na Vincenta, który wyszedł zaraz za mną.

- Widzę - mruknął. - Vincent, możemy porozmawiać?

_

Nie czułem się dobrze z tym, że Vincent znowu miał przeze mnie problemy. Tym razem ewidentnie była to moja wina. Chciałem porozmawiać z ich nauczycielem wf-u, ale nic z tego nie wyszło.

Chyba powinienem go przeprosić...

Ale kiedy go zobaczyłem, szybko cofnąłem się za zakręt.

- Jednak nie dam rady... - powiedziałem sam do siebie.

- Unikasz go? Nieładnie. - Rozległ się głos za moimi plecami.

Odwróciłem się i zobaczyłem dziewczynę Vincenta.

- Hej. - Podniosłem dłoń na powitanie.

- Hej. - Uśmiechnęła się. - Idziesz do Vina?

- Vincent - powiedziałem powoli - chyba jest na mnie zły...

Dziewczyna roześmiała się.

- Oj, Sam. On nie bywa zły, on się wścieka i wysyła ludzi do szpitala.

Aż wzdrygnąłem na myśl, że prawie wszystkie osiłki, z którymi się bił, musiały być szyte.

- Ale teraz się nie gniewa - oświadczyła po chwili. - Bardziej powiedziałabym, że mu przykro.

- Przykro? - powtórzyłem zdziwiony. - Vincentowi?

- Tak, Vincentowi - przytaknęła pewnie i podparła się pod boki. - Może cię to zdziwi, ale Vin też jest człowiekiem i ma uczucia.

- Nigdy nie twierdziłem, że jest inaczej... - mruknąłem.

Jeśli się nie mylę, nazywała się Lee. Styl miała podobny do Vincenta, wszystko czarne. Ale ona prawie zawsze się uśmiechała, a on był taki ponury i groźny. Aż dziwie się, że są parą, ale w końcu przeciwieństwa się przyciągają.

- Tak czy inaczej - kontynuowała dziewczyna - może następnym razem porozmawiaj z nim, zamiast uciekać.

Chciałem się odezwać, ale uciszyła mnie ruchem ręki.

- Nic ci nie zrobi. - Machnęła ręką. - Zobaczysz. A parę rzeczy powinniście obgadać.

- Niby o czym mielibyśmy...?

- Co to? - zapytała, wyciągając mi z rąk magazyn.

Już nawet zapomniałem, że go trzymam. Lee zaczęła go przeglądać.

- Interesujesz się motorami? - Zdziwiła się.

- Trochę...

- A autami? Potrafiłbyś naprawić samochód? - To nie zabrzmiał jak pytanie retoryczne.

- No nie wiem odparłem zapobiegawczo.

- Ja cię nie proszę, żebyś rozłożył i złożył silnik na czas, tylko zerknął pod maskę - oświadczyła z naciskiem. - To jak? Wpadniesz w sobotę?

To zły pomysł. Raczej nie powinienem, ale może dałaby radę jakoś wpłynąć na Vincenta, jeśli bym jej pomógł. Poza tym nadal byłem jej coś winien za tamtą podwózkę.

- Dobrze, niech będzie - zgodziłem się w końcu. - Ale niczego nie obiecuje.

- Świetnie - zaśmiała się. - Daj mi swój numer, to wyślę ci adres.

He (BL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz