Na wf-ie mieliśmy zastępstwo i ćwiczyliśmy z klasą trzecią. Jak się okazało tą, do której chodził Vincent.
Na szczęście mimo wspólnej lekcji nasza klasa trzymała się razem i nie miałem okazji, by z nim porozmawiać.
To nie tak, że w ogóle nie chciałem z nim gadać, ale... no to, że on i jego dziewczyna raz mnie podwieźli nie zmienia faktu, że Vincent pobił czterech chłopaków. No i z jakiegoś powodu nadal czułem się w to wszystko zamieszany. Pewnie dlatego, że to mój portfel znalazł się wtedy w centrum wydarzeń i to od niego się wszystko zaczęło.
Miałem wrażenie, że Vincent będzie chciał się zemścić za to zamieszanie, dlatego starałem się nie wchodzić mu w drogę. Kiedy sprzątał salę, mijaliśmy się więc byłem bezpieczny, a kiedy mnie podwieźli, nic mi nie zrobił, bo pewnie nie chciał się tak zachowywać przy swojej dziewczynie.
Westchnąłem zdołowany i oparłem się o półkę w kantorku.
To by znaczyło, że tylko czeka na odpowiedni moment...
- Możemy pogadać?
Aż podskoczyłem.
Odwróciłem się, a gdy zobaczyłem Vincenta, cofnąłem tak gwałtownie, że uderzyłem głową o półkę.
- Auć! - jęknąłem, osuwając się na podłogę.
- Nic ci nie jest? - Podszedł bliżej.
- Zostaw mnie! - wrzasnąłem, osłaniając się ręką, gdy Vincent się nade mną pochylił.
- O co ci chodzi? - zapytał z wyraźnym wyrzutem.
- To nie jest dobry moment. - Złapałem się za bolące miejsce z tyłu głowy. - Kręci się tu za dużo osób.
Vincent kucnął obok mnie.
- Uderzyłeś się w głowę? Gadasz od rzeczy.
- Nic mi nie jest - zapewniłem, wstając szybko.
- Nie powinieneś się tak nagle podnosić - powiedział.
Starałem się nie dać po sobie poznać, że trochę zakręciło mi się w głowie.
Skierowałem się w stronę wyjścia, ale wtedy Vincent mnie zatrzymał. Nawet nie zauważyłem, kiedy znalazł się obok mnie.
- Poczekaj. Możemy...
Wyrwałem mu się i otworzyłem drzwi.
- Odczep się ode mnie! - krzyknąłem i wyszedłem z kantorka.
Jak się okazało wpadłem prosto na wfistę. Mężczyzna przyjrzał mi się bacznie.
- Coś się stało? - zapytał.
- Nic - odparł szybko.
Wtedy nauczyciel spojrzał na Vincenta, który wyszedł zaraz za mną.
- Widzę - mruknął. - Vincent, możemy porozmawiać?
_
Nie czułem się dobrze z tym, że Vincent znowu miał przeze mnie problemy. Tym razem ewidentnie była to moja wina. Chciałem porozmawiać z ich nauczycielem wf-u, ale nic z tego nie wyszło.
Chyba powinienem go przeprosić...
Ale kiedy go zobaczyłem, szybko cofnąłem się za zakręt.
- Jednak nie dam rady... - powiedziałem sam do siebie.
- Unikasz go? Nieładnie. - Rozległ się głos za moimi plecami.
Odwróciłem się i zobaczyłem dziewczynę Vincenta.
- Hej. - Podniosłem dłoń na powitanie.
- Hej. - Uśmiechnęła się. - Idziesz do Vina?
- Vincent - powiedziałem powoli - chyba jest na mnie zły...
Dziewczyna roześmiała się.
- Oj, Sam. On nie bywa zły, on się wścieka i wysyła ludzi do szpitala.
Aż wzdrygnąłem na myśl, że prawie wszystkie osiłki, z którymi się bił, musiały być szyte.
- Ale teraz się nie gniewa - oświadczyła po chwili. - Bardziej powiedziałabym, że mu przykro.
- Przykro? - powtórzyłem zdziwiony. - Vincentowi?
- Tak, Vincentowi - przytaknęła pewnie i podparła się pod boki. - Może cię to zdziwi, ale Vin też jest człowiekiem i ma uczucia.
- Nigdy nie twierdziłem, że jest inaczej... - mruknąłem.
Jeśli się nie mylę, nazywała się Lee. Styl miała podobny do Vincenta, wszystko czarne. Ale ona prawie zawsze się uśmiechała, a on był taki ponury i groźny. Aż dziwie się, że są parą, ale w końcu przeciwieństwa się przyciągają.
- Tak czy inaczej - kontynuowała dziewczyna - może następnym razem porozmawiaj z nim, zamiast uciekać.
Chciałem się odezwać, ale uciszyła mnie ruchem ręki.
- Nic ci nie zrobi. - Machnęła ręką. - Zobaczysz. A parę rzeczy powinniście obgadać.
- Niby o czym mielibyśmy...?
- Co to? - zapytała, wyciągając mi z rąk magazyn.
Już nawet zapomniałem, że go trzymam. Lee zaczęła go przeglądać.
- Interesujesz się motorami? - Zdziwiła się.
- Trochę...
- A autami? Potrafiłbyś naprawić samochód? - To nie zabrzmiał jak pytanie retoryczne.
- No nie wiem odparłem zapobiegawczo.
- Ja cię nie proszę, żebyś rozłożył i złożył silnik na czas, tylko zerknął pod maskę - oświadczyła z naciskiem. - To jak? Wpadniesz w sobotę?
To zły pomysł. Raczej nie powinienem, ale może dałaby radę jakoś wpłynąć na Vincenta, jeśli bym jej pomógł. Poza tym nadal byłem jej coś winien za tamtą podwózkę.
- Dobrze, niech będzie - zgodziłem się w końcu. - Ale niczego nie obiecuje.
- Świetnie - zaśmiała się. - Daj mi swój numer, to wyślę ci adres.

CZYTASZ
He (BL)
Teen FictionVincent często pakuje się w bójki, choć zdecydowanie nie jest duszą towarzystwa. Jako całe rzesze znajomych wystarczy mu Lee, ale było by miło, gdyby chłopak z młodszej klasy również poznał go bliżej.