Dzięki Vincentowi jakoś udało mi się zdać ten test. Chciałem mu podziękować, ale tym razem to on zaczął mnie unikać. Nie rozumiałem dlaczego. Zrobiłem coś źle, a może coś powiedziałem? Ale co? Przecież nie mówiłem nic, co mogłoby go obrazić...
Szedłem sobie korytarzem, pogrążony we własnych rozmyślaniach, gdy nagle na kogoś wpadłem.
Jak się okazało była to Samantha, nowa przyjaciółka Lee. I nagle wszystko zaczęło mi się układać w jedną logiczną całość. Samantha. Vincent wyszedł tak szybko i przestał się odzywać, gdy tylko wspomniałem o tym, że ona mi się podoba. Pewnie się na mnie wściekł, bo jemu też wpadła w oko, choć raczej nie powinna, w końcu ma dziewczynę. Ale przecież mógł mi to powiedzieć wprost. Nie łatwiej byłoby kazać mi po prostu trzymać się od niej z daleka?
Pomogłem pozbierać dziewczynie książki, które upuściła, gdy się zderzyliśmy, ale wtedy moją uwagę przykuło co innego.
- Dlaczego płaczesz? - zapytałem zmartwiony.
Samantha jest naprawdę śliczna i ciężko było mi patrzeć na jej łzy. A jednak nic mi nie odpowiedziała, tylko pokręciła przecząco głową i uciekła.
Popatrzyłem za nią, niczego nie rozumiejąc. Gdzieś na końcu korytarza rzuciła mi się w oczy, cała ubrana na czarno, postać Lee. Podszedłem do niej, chcąc zapytać, o to czy wie, co się dzieje z jej nową przyjaciółką.
- Widziałaś? - zapytałem, wskazując w stronę, w którą pobiegła Samantha.
- Widziałam - odparła, przyglądając się uważnie swoim paznokciom.
Chyba wszyscy w szkole zauważyli, że przez jakiś czas dziewczyna Vincenta ubierała się dużo bardziej kolorowo. Teraz z powrotem wróciła do czarnych ubrań, i jak widać styl odwzorowuje jej obecny nastój.
- I nic nie zamierzasz z tym zrobić? - niedowierzałem.
- Ona już nie jest moim problemem.
- To twoja przyjaciółka. - naciskałem.
- Nie - odparła wprost, co trochę mnie zaskoczyło.
Potrzebowałem chwili, żeby to wszystko ogarnąć. Lee i Vincent się pokłócili, że oboje są w takich dziwnych nastrojach? Jego jeszcze rozumiem, ale ona? Potrafi dogadać tak, że w pięty pójdzie, ale zawsze jest taka uśmiechnięta i roześmiana. Nie rozumiem.
- Czyli nie wiesz, co mogło się stać? - nie dawałem za wygraną.
- Napięcia w grupie - oznajmiła. - Tak czasem się dzieje, w końcu nie ma się co dziwić. - Wzruszyła ramionami, po czy dodała nonszalancko: - Zerwałyśmy.
Na początku nie zrozumiałem. Potem pomyślałem, że po prostu się przesłyszałem. Albo to ona się przejęzyczyła.
- Kto ze sobą zerwał? Ty i Vincent?
Spojrzał na mnie jak na skończonego tumana.
- Ja i Samantha - powiedziała, jak gdyby nigdy nic. - Po naszym zerwaniu dziewczyny zaczęły się trochę wtrącać, żeby nas pogodzić. Aktualnie się kłócimy.
- Chwila! Chwila... - Wystawiłem ręce przed siebie, żeby zatrzymać ten potok informacji. - Ty i ona... byłyście... Ale jak? Dwie dziewczyny? I co z Vincentem?
- Ja i Vin - powiedziała to, jakby myślała o jakimś zabawnym żarcie. - My do siebie nie pasujemy. Ja nie jestem w jego typie, on w moim. W szkole pewnie niedługo rozejdzie się, że się rozstaliśmy. Ale wiesz co? Chyba sobie odpuszczę i nie będę robić afery. Nie jestem w nastroju.
I poszła. Tak po prostu sobie poszła, zostawiając mnie z tymi nowymi rewelacjami. Kompletnie nic z tego nie rozumiałem. Czyli ona i Vincent nie byli już parą? A tak świetnie do siebie pasowali... No i jeszcze to, że Lee chodziła i zerwała z tą nową. To znaczy, że jest lesbijką? Znaczy nie mam nic do homoseksualistów. Niech każdy zakochuje się w kim tam chce, ale i tak, wow!
Musiałem trochę ochłonąć. Spojrzałem na zegarek, do lekcji miałem jeszcze trochę czasu, więc wyszedłem na dwór. Niestety nigdy nie miałem szczęścia i moją uwagę szybko przykuli chłopacy z ekipy Stevena. Tym razem jednak było ich tylko dwóch nie było ich lidera i jeszcze jednego chłopaka, ale jak na mnie to i tak o dwóch za dużo.
Też mnie zauważyli. Od razu ruszyli w moją stronę. Chciałem się wycofać, ale byli ode mnie o wiele szybsi i zaciągnęli mnie na bok.
- Zacznę krzyczeć - zagroziłem.
- No proszę, jaki odważny się zrobiłeś - zaśmiał się jeden z nich. - Chociaż nie wiem, czy powinieneś. Twojego ochroniarza nie ma w pobliżu.
- Jestem, jestem - nagle usłyszeliśmy głos Vincenta.
Nie wiadomo skąd znalazł się w pobliżu. Tak jak zwykle.
Jeden z chłopaków wyraźnie nie był zachwycony jego obecnością, drugi wręcz przeciwnie. Czarnowłosy nastolatek odciągnął ode mnie swojego towarzysza.
- Chodź, Carlos. Nie będziemy robić im problemów.
Jego kolega nie był zadowolony z tej decyzji, ale uległ i wycofał się. Jeśli się nie mylę, to ci dwaj są najbardziej zaufanymi ludźmi Stevena. Carlos i... A, no tak, Alex.
Czarnowłosy posłał Vincentowi jeszcze jedno rozbawione spojrzenie, po czym on i jego towarzysz odeszli, zostawiając mnie samego z Vincentem.
- Dzię...
- Nie ma sprawy - przerwał mi i też sobie poszedł.
Muszę przyznać, że zrobiło mi się trochę przykro. Nie dał mi nawet dokończyć zdania. Musi ciężko przeżywać to rozstanie...
CZYTASZ
He (BL)
Teen FictionVincent często pakuje się w bójki, choć zdecydowanie nie jest duszą towarzystwa. Jako całe rzesze znajomych wystarczy mu Lee, ale było by miło, gdyby chłopak z młodszej klasy również poznał go bliżej.