W poniedziałek nareszcie wróciłem do szkoły. Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłem, idąc na lekcje.
Ledwie zdążyłem dotrzeć pod klasę, a podbiegła do mnie Lee i rzuciła mi się na szyję.
- Vin! W końcu jesteś. Nawet nie wiesz jak ja się za tobą stęskniłam!
Tak naprawdę z Lee widzieliśmy się codziennie, bo poza rozmowami przy sprzątaniu, przychodziła do mnie do domu i przynosiła mi lekcję. Oczywiście był to tylko pretekst, żeby się spotkać.
Jakiś czas temu zapytałem ją dlaczego robi takie przedstawienia na korytarzu, bo tylko utwierdza ludzi w błędzie, że jesteśmy parą. Dla niej to po prostu zabawne, i tak nikt nie ma odwagi zapytać nas, czy jesteśmy razem. Zresztą dla nich to oczywiste.
- Ciebie też miło widzieć. - Uśmiechnąłem się.
Weszliśmy do klasy, słysząc za plecami komentarze na mój temat. Głównie o bójce dwa tygodnie temu. Zajęliśmy swoje miejsca, ja na samym końcu pod oknem, a Lee tuż przede mną.
- Coś się zmieniło pod moją nieobecność? - zapytałem, wyjmując książki.
- Mamy nową dziewczynę w klasie - powiedziała, odchylając głowę do tyłu i patrząc na mnie do góry nogami.
- O! No proszę.
Jak na zawołanie, wtedy do sali weszła dziewczyna, której nie znałem. Nie wyglądała, jakby pomyliła klasy.
- To ona - oświadczyła Lee. Patrzyła na nią przez chwilę, po czym odwróciła się w moją stronę z delikatnym uśmiechem. - Śliczna, prawda?
Spojrzałem jeszcze raz na nową. Szczupła, z długimi, jasnorudymi włosami.
- No, ładna.
Lee oparła łokcie na blacie i gapiła przez chwile na dziewczynę, która w tym czasie zajęła miejsce po drugiej stronie sali i rozpakowała się.
Pochyliłem się nad ławką w kierunku Lee.
- Zagadaj do niej.
Odwróciła się do mnie z uśmiechem.
- Żebyś się nie zdziwił.
_
Nie zdziwiłem się. Ani trochę.
Siedziałem pod klasą, więc miałem doskonały widok na to jak Lee zaczepia nową pod szafkami. Niestety zauważyłem też, że w okolicy jak sępy nad padliną, krąży Steven i jego gang. Ich uwaga ewidentnie była skupiona na Lee, więc podszedłem trochę bliżej, żeby w razie konieczności wkroczyć do akcji.
Nie chciałem podsłuchiwać dziewczyn, ani im przeszkadzać, ale kiedy zobaczyłem jak podchodzi do nich ekipa Stevena z nim na czele, to naprawdę miałem ochotę się wtrącić.
Dziewczyny zaśmiały się z czegoś, co powiedziała Lee, a Steven uderzył pięścią w szafki koła nich.
- No, no, no - powiedział. - Nie przedstawisz nas?
Lee odwróciła się w jego stronę i zrobiła krok w prawo, jakby osłaniała nową przyjaciółkę przed chłopakami.
Na nich nie zrobiło to zbytniego wrażenia.
- Nie wstyd ci? Tak na oczach wszystkich flirtować z nową dziewczyną. A co na to powie twój chłopak, Vincent? - Zaśmiał się, aż do przesady podkreślając niektóre słowa. - Nie boisz się, że będzie zły jak się dowie?
Czy on naprawdę myśli, że coś takiego zadziała na Lee? Tylko ją sprowokuje i odpowie mu coś głupiego.
Tak jak się spodziewałem, nie obeszło jej to. Poprawiła włosy i obojętnie wzruszyła ramionami.
- Czy ja wiem? Ostatnio się cieszył jak przyprowadziłam swoją koleżankę. - Uśmiechnęła się, jakby na jakieś dobre wspomnienie. - Mówię ci, był taki ogień...
Stevenowi opadła szczęka. Jego kolegom zresztą też. To chyba utwierdziło Lee, że to dobry kierunek tej słownej potyczki. Niestety lider grupy szybko odzyskał rezon.
- No, tylko najpierw będziesz musiała nauczyć koleżankę tych swoich lesbijskich sztuczek - zakpił, a jego koledzy mu zawtórowali. - Pewnie jesteś w tym dobra. Desperatki mogłyby ci za to płacić.
- Zdecydowanie. Twojej matce się podobało.
Nie wierzyłem, że to powiedziała. Chyba reszta osób na korytarzu, która to słyszała też.
Miałem wrażenie, że czas zatrzymał się na kilka sekund. Nikt nie odważył się nawet oddychać. Steven chwycił ją brutalnie za ramie i pchnął do tyłu na szafki. Nowa uczennica uciekła z piskiem na bok, a ja szybko ruszyłem do przodu.
- Coś powiedziała, ty dzi...!
- Mówiłam! - Lee przerwała Stevenowi zagłuszając ostatnie jego słowo. - ''Zdecydowanie. Nie płacą mi za to mało.'' A ty co zrozumiałeś?
Chłopak zachwiał się, odsuwając krok do tyłu, a ja się zatrzymałem. Lee jak zwykle potrafiła sobie doskonale poradzić bez niczyjej pomocy.
- Nie no, bez żartów. - Zaśmiała się. - Co zrozumiałeś za pierwszym razem? Bo aż jestem ciekawa.
Puścił ją.
- Idziemy stąd - warknął do swojej ekipy.
Odwrócił się napięcie i ruszył wzdłuż korytarza. Reszta grupy poszła za nim, zostawiając dziewczyny same.
Kiedy przechodzili obok mnie, podstawiłem nogę ich liderowi.
- Oj, sorry - powiedziałem.
Steven zachował równowagę. Wyprostował się i zmierzył mnie groźnie wzrokiem.
Auć, widzę, że po szwach zostanie mu spora blizna na twarzy.
- Jeszcze się policzymy - zagroził. Już myślałem, że odejdzie, ale on uśmiechnął się tylko złowrogo. - A sukę powinieneś trzymać na smyczy.
Moja reakcja była natychmiastowa. Po prostu zacisnąłem pięść i z całej siły uderzyłem go w twarz. Już słyszałem, że mam problemy z kontrolowaniem emocji, ale jak dla mnie to było całkowicie uzasadnione.
Chłopak zatoczył się do tyłu i upadł na podłogę. Dopiero wtedy dotarło do mnie, co właśnie zrobiłem. Co poradzę? Działałem instynktownie.
Jego kumple już chcieli się na mnie rzucić, ale Steven ich zatrzymał.
- Zostawcie go. - Wytarł krew spływającą mu z nosa i wstał. - Jeszcze się policzymy - zagroził i odszedł, zanim ktoś sprowadzi nauczycieli.
Popatrzyłem za nimi, aż zniknęli za zakrętem, potem odwróciłem się w stronę dziewczyn. Lee powiedziała coś szybko nowej i podeszła do mnie. Starała się nie pokazywać, że boli ją ramie, za które złapał ją Steven, ale widziałem, że jej dłoń co chwila kierowała się w tamtą stronę, jakby chciała za nie złapać.
- Doigrasz się kiedyś. Zobaczysz - stwierdziłem.
Spojrzała na mnie, jakby chciała powiedzieć: ''I kto to mówi?''
- Wiem, wiem - mruknęła w odpowiedzi zamiast tego i oparła się na moim ramieniu. - Ale ty mnie wtedy uratujesz, prawda?
- Jasne - odparłem, obejmując ją.
CZYTASZ
He (BL)
Teen FictionVincent często pakuje się w bójki, choć zdecydowanie nie jest duszą towarzystwa. Jako całe rzesze znajomych wystarczy mu Lee, ale było by miło, gdyby chłopak z młodszej klasy również poznał go bliżej.