Vincent nie miał być dla mnie problemem. Sam zgłosiłem się i zaproponowałem, że będę udawać jego kumpla i zdobędę na niego jakieś haki. W sumie się udało, bo potwierdziłem moje przypuszczenia, że jest gejem, ale z drugiej strony... sam się zaangażowałem i nie mam jakoś serca mówić o tym Stevenowi.
Prawda jest taka, że chłopak nie miałby już życia w szkole. I poza nią zresztą też, bo po tym co zrobił, Steven dopadłby go wszędzie. A reszta jak zwykle grzecznie robiłaby wszystko, co kazał, byleby tylko mu nie podpaść.
Ten wyjazd też był moim pomysłem. Myślałem przy tym głównie o Vincencie, ale w oczach ''kolegów'' wygląda to na idealną sytuację do ostatecznego określenia sprawy. Tak też postanowiłem zrobić. Po powrocie wszystko się okaże. Wygląda na to, że będę musiał postawić wszystko na jedną kartę.
Jechaliśmy cały wczorajszy wieczór i znaczną część nocy. Zatrzymałem się na parę godzin na parkingu, by się zdrzemnąć. Potem pojechaliśmy dalej. Rano stanęliśmy w przydrożnej knajpie na śniadanie i dalej w drogę. Jestem przyzwyczajony do takich wypadów, bo ze Stevenem i chłopakami często wyjeżdżamy zabawić się poza miastem. Ale dla Vina to chyba nowość. Spał praktycznie cały czas odkąd zjedliśmy. Nie żeby mi to przeszkadzało. Wyglądał uroczo.
Poza tym chyba nie chciał ze mną gadać.
Może myślał, że będę się źle czuł z tym, że pojechał ze mną tylko ze względu na uniknięcie ojca, ale mi to jakoś nie przeszkadzało. Byłem pewien, że w ogóle ze mną nie pojedzie, więc ucieszył mnie i taki obrót spraw.
Po pewnym czasie Vincent zaczął się powoli przebudzać. Chyba nie było mu zbyt wygodnie, bo ciągle jęczał i mruczał coś pod nosem.
- Mógłbyś się zatrzymać? - zapytał w pewnym momencie słabym głosem. - Niedobrze mi...
- Nie podejrzewałem, że masz chorobę lokomocyjną - zdziwiłem się.
- Bo nie mam. Ale to... naprawdę daleko... - mówił z trudem, trzymając się za brzuch.
- Dobra, dobra. Już zjeżdżam.
Plus był taki, że byliśmy w lesie, więc nie było problemu z zatrzymaniem się gdzieś na poboczu, co też zrobiłem. Minusem było to, że rzuciło mi się w oczy kilka lasek, stojących przy drodze...
- Może idź się przejść, co? - zasugerowałem, gdy już się zatrzymaliśmy. - Świeże powietrze dobrze ci zrobi.
- Dobry pomysł... - mruknął i wyszedł.
Zostałem w samochodzie, a on szybko zniknął mi z pola widzenia gdzieś za drzewami. Niestety nie na długo pozostałem sam, bo już po chwili dostrzegłem, zmierzającą w moją stronę dziewczynę.
- No nie... - westchnąłem, osuwając się na siedzeniu, by być mniej widoczny.
Niestety nie podziałało, tirówka i tak do mnie podeszła. Miała krótką czerwoną sukienkę i białą kurtkę z futerkiem. Blond włosy upięte w kok, a przez mocny makijaż wyglądała na starszą niż była w rzeczywistości. Obstawiałbym, że była niewiele starsza ode mnie. Nie chcę myśleć, co zmusiło ją do zarabiania w taki sposób.
Zapukała w szybę, a ja ją opuściłem. Muszę ją jakoś spławić...
- Hejka, przystojniaku. - Mrugnęła zalotnie. - Nie szukasz może towarzystwa?
- Nie trzeba - powiedziałem szybko. - Mam towarzystwo.
- Trudny klient. Dobrze, lubię takich - mówiła uwodzicielsko.
Zrezygnowany pokręciłem głową. Wziąłem swój portfel i podałem jej sto dolarów.
Muszę przyznać, że trochę było mi jej żal, ale wolałbym, żeby Vincent nie zobaczył mnie w towarzystwie prostytutki.
- Zostaw mnie w spokoju - powiedziałem. - Mój... chłopak zaraz przyjdzie.
Przymrużyła oczy i przyjrzała mi się uważnie. Może myślała, że kłamię. W końcu wzruszyła obojętnie ramionami i wzięła ode mnie banknot.
- Łatwa kasa - stwierdziła. - Pozdrów go ode mnie - rzuciła jeszcze przez ramię, zanim odeszła.
Vin ma całkiem niezłe wyczucie czasu, bo z powrotem wsiadł do auta niedługo po tym, jak dziewczyna zniknęła mi z zasięgu wzroku.
- Lepiej ci? - zapytałem od razu.
- Tak, w porządku - mruknął.
Faktycznie wyglądał teraz znacznie lepiej, ale nie byłem jeszcze do końca przekonany, a wolałbym mieć pewność zanim ruszymy.
- Wymiotowałeś? - spytałem z lekkim niesmakiem. Nie wiedziałem jak dobrze, poszło mi panowanie nad mimiką.
Ku mojemu zadowoleniu, Vin tylko pokręcił głową.
- Nie. Przeszedłem się trochę i mdłości minęły.
- To dobrze - powiedziałem i do razu go pocałowałem.
Nie wiem, co mnie tak nagle napadło, ale jakoś nie mogłem się powstrzymać. Już wcześniej zdarzało mi się tracić przy nim nad sobą kontrolę. Dokładnie tak jak teraz.
Vin odwzajemnił mój pocałunek, co trochę mnie zaskoczyło. Jedną dłoń położyłem mu na plecach, a drugą zacząłem przeczesywać jego włosy. Wbiłem się w jego wargi i pogłębiłem pocałunek. W końcu moja ręka zjechała trochę na dół po jego biodrach i wsunąłem mu ją pod bluzkę.
Wtedy zaprotestował i mnie odepchnął.
- Alex, nie - powiedział, oddychając ciężko.
Odsunąłem się, nie chcąc być nachalny. Najwyraźniej znowu przegiąłem. Przygryzłem dolną wargę i spojrzałem na niego niepewnie.
- Za wcześnie - stwierdził, chcąc chyba wyjaśnić sytuację. - No i... - rozejrzał się dookoła - nie tutaj.
Trochę mnie męczyło to, że dla niego wciąż jest ''za wcześnie''. Dobra, może nie znamy się jakoś bardzo długo, ale... No nic na to nie poradzę, że mnie do niego tak ciągnie.
Odetchnąłem, próbując się uspokoić. Ponownie uruchomiłem silnik i włączyłem się do ruchu. Pora jechać dalej, muszę zająć czymś myśli.
- Za jakiś dwie godziny będziemy na miejscu - oznajmiłem.
- Super - mruknął jakoś bez entuzjazmu.
Pojechaliśmy w milczeniu. Vin znów zaczął przyglądać się krajobrazom za szybą, unikając rozmowy ze mną.
- Otwórz sobie okno, co? - zaproponowałem.
CZYTASZ
He (BL)
Teen FictionVincent często pakuje się w bójki, choć zdecydowanie nie jest duszą towarzystwa. Jako całe rzesze znajomych wystarczy mu Lee, ale było by miło, gdyby chłopak z młodszej klasy również poznał go bliżej.