Wyszłam z szatni, zarzucając na ramie plecak. Skierowałam się do recepcji, mając w dupie to, że zdjęłam już perukę. Jak raz wyjdę bez niej, nic się nie stanie. Caleb od razu mnie zauważył i dyskretnie się rozejrzał, aby sprawdzić, czy nigdzie nie ma szefa.
- Ty chyba chcesz, aby wyjebał cię w trybie natychmiastowym. - Powiedział poważnie, celując we mnie palcem. Przewróciłam oczami z rozbawieniem.
- Dramatyzujesz. - Pachnęłam lekceważąco ręką, na co prychnął, wracając wzrokiem do komputera.
- Jak już jesteśmy przy temacie Cullena, to szukał cię. - Odparł od niechcenia, ale dało się wyczuć zmartwienie w jego głosie. - Prosił, żebym jak cię zobaczę, powiedział, abyś poszła do jego gabinetu. - Sprostował, spoglądając na mnie ukradkiem. Westchnęłam ciężko i poklepałam go po ramieniu, w geście pożegnania, po czym skierowałam się ku pomieszczeniu, gdzie pracuje Dean. Zapukałam, a następnie chwyciłam klamkę i weszłam bez czekania. Mężczyzna siedział za biurkiem, ze spojrzeniem wlepionym w papiery na blacie. Gdy mnie usłyszał, uniósł głowę, marszcząc czoło.
- Szukałeś mnie. - Mój głos przepełniała niechęć. Nie chciałam tu być, tylko wrócić do domu.
- Tak, dobrze, że przyszłaś. - Podniósł się, odpychając się rękoma od stołu. Okrążył go, a następnie oparł się o niego tyłem, krzyżując nogi i ręce. - W sobotę jest impreza i brakuje mi kelnerki. Chciałbym, abyś przyszła. - Wyjaśnił, przyglądając mi się poważnie. Czułam, że w powietrzu unosi się napięcie. Było ono spowodowane sytuacją sprzed paru dni. Mimo iż jego wyraz twarzy był kamienny, potrafiłam z niego wyczytać pewną niepewność.
- Nie mogę. - Odparłam, nie odrywając wzroku od ciemnych tęczówek, w których wykryłam irytację.
- Jeśli masz problem o tamto, to sobie daruj i nie zachowuj się jak dziecko. - Zaczął, ale mu przerwałam, robiąc krok w jego stronę i unosząc rękę, w geście, aby się zamknął.
- Nie wszystko się kręci wokół ciebie Dean. - Zaakcentowałam chłodno jego imię, na co jego brew nieznacznie drgnęła ku górze. - Mam już plany i nie mogę ich przełożyć, a poza tym dawałeś sobie radę przed tym, jak tu zaczęłam pracować, więc teraz też sobie poradzisz. - Wzruszyłam obojętnie ramionami.
- Rozumiem.
I to tyle? Taka jest jego reakcja? Żadnych chamskich tekstów i niepotrzebnych komentarzy? Jest chory czy co? Może spadła na niego cegła i ma uraz głowy?
Wpatrywaliśmy się w siebie beznamiętnie, czekając, aż ktoś powie coś jeszcze, ale nic takiego nie nadeszło. Oboje milczeliśmy, jakby wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa miało nas skrzywdzić.
- Jeśli to wszystko, chciałabym wrócić do domu. - Rzuciłam, a następnie się odwróciłam. Gdy chwyciłam za klamkę, w końcu się odezwał.
- Czemu fiolet? - Spytał cichym głosem. Zmarszczyłam brwi, ale nadal stałam do niego tyłem. Zadał mi już to pytanie, ale nie odpowiedziałam na nie. Odwróciłam się i na niego spojrzałam. Przyglądał mi się zaciekawiony, nadal opierając się o biurko.
- Jest dla mnie ważny i kojarzy mi się ze szczęściem. - Wzruszyłam beznamiętnie ramionami. Nie skłamałam, ale nie wchodziłam w szczegóły.
- Jest taki mroczny. - Stwierdził, wędrując wzrokiem po moich włosach. Uniosłam prawy kącik w rozbawieniu. Faktycznie były ciemne i intensywne, jednak nie bez powodu wybrałam taki kolor.
- Każdy z nas ma w sobie jakiś mrok. - Zauważyłam, stając przodem do drzwi. Otworzyłam je, po czym zerknęłam na niego przez ramię. - Do wiedzenia, Panie Allard. - Pożegnałam się, wychodząc. Zamknęłam za sobą, po czym oparłam się o drewno, łapiąc w palce kosmyk włosów. Spojrzałam na nie, a na moje usta wpłynął uśmiech. Fiolet był moim wszystkim, każdą cząsteczką mnie.

CZYTASZ
Housekeeper [18+]
RomanceNie istnieje coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia. Pierwsze, co poczujemy to pożądanie od pierwszego spojrzenia. Miłość to poetyckie określenie pożądania, lecz to mroczna siła, której nie da się oponować.