25. Lekcja.

4.4K 258 22
                                    

Chciałam już iść do Caleba po grafik na dziś, ale usłyszałam głośny trzask drzwi, który przykuł moją uwagę. Przystanęłam, spoglądając w kierunku gabinetu dyrektora. W stronę wyjścia szedł ojciec Deana z obojętnym wyrazem twarzy, ale mowa ciała zdradzała, że jest rozdrażniony. Wzbudzał respekt u pracowników, co już dawno zdążyłam zauważyć.

Minął mnie, nie zaszczycając mnie nawet przelotnym spojrzeniem. Odprowadzałam mężczyznę wzrokiem, dopóki nie zniknął za szklanymi drzwiami. Podskoczyłam przestraszona, słysząc dochodzące trzaski z pomieszczenia, w którym pracował szatyn. Zarejestrowałam tylko zaniepokojony wzrok blondyna za ladą recepcji, który mi się przyglądał, gdy ja zrobiłam krok w tył. Bez większego zastanowienia ruszyłam szybkim krokiem do gabinetu i bez pukania weszłam do środka.

Przy samym wejściu leżał rozwalony wazon. Zapewne rzucił nim w drzwi. Utkwiłam wzrok w mężczyźnie, który pochylał się nad biurkiem, zaciskając palce na blacie, których knykcie był już białe od siły zacisku. Jego barki były napięte i ciało szatyna emitowało złością. Na podłoże walały się długopisy, które jak się domyślam, zostały razem zrzucone z segregatorem.

Niepewnie do niego podeszłam i z obawą położyłam dłoń na jego ramieniu. Czułam, jak się spina jeszcze bardziej pod moim dotykiem.

– Dean? – Szepnęłam, próbując dostrzec jego twarz, ale zwiesił jeszcze bardziej głowę, obracając ją w przeciwnym kierunku do mojego. – Dean? – Ponowiłam pytanie nieco głośniej, ujmując jego podbródek i zmuszając, aby na mnie spojrzał. To, co ujrzałam, sprawiło, że zamarłam i wstrzymałam oddech. Jego oczy były przekrwione, a po policzku spłynęła pojedyncza łza. – Co się stało? – Udało mi się wydukać, łapiąc jego twarz w obie dłonie i łącząc nasze czoła ze sobą.

– Zabrał mi hotel. – Wyszeptał, zamykając oczy, a kolejne krople smutku spłynęły. Szybko starłam je kciukami, kręcąc głową, nie wierząc w to, co usłyszałam.

– Jakim cudem? – Spytałam, gdy złapał mnie za przedramiona i stanowczo do siebie odsunął. Przyglądałam mu się z niezrozumieniem. Przejechał dłonią po ustach, robiąc kilka kroków w tył, po czym stanął do mnie tyłem, wyglądając przez okno i wciskając dłonie do kieszeni spodni.

– Nie powiedziałem ci wszystkiego. – Westchnął ciężko. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę i czekając, aż powie coś więcej. – Hotel prawnie nigdy nie należał do mnie. Część naszego małżeństwa dotyczyło też niego. Po ślubie z Peyton hotel był mój, ale dopiero po narodzinach dziecka należałby do mnie prawnie. – Wyjaśnił, po czym zerknął na mnie przez ramię. – Rozwiązanie małżeństwa równa się ze stratą hotelu i mogłem to przewidzieć, ale nie wierzyłem, że jest aż taki skurwysynem. – Oblizał zdenerwowany wargi, przeczesując nerwowo włosy. – Zabrał mi jedyną rzecz, która sprawia, że mama żyję. – Wyszeptał, zaciskając wściekły usta.

– Na pewno jest jakiś sposób, aby oddał ci hotel. Musi...

– Jest tylko jeden i nie zrobię tego. – Warknął, a jego oczy pokryła warstwa lodu, której nienawidziłam. Spojrzałam na niego pytająco. – Musiałbym ponownie kogoś poślubić i spłodzić w ciągu roku potomka. – Westchnął, na co się skrzywiłam.

– Wie o mnie? – Spytałam, zanim przemyślałam to, co uroiło się w mojej głowie. Zaprzeczył. – Może gdyby dowiedział się o naszym związku... – Zaczęłam myśleć na głos.

– Juliet nie. – Powiedział stanowczo, zmniejszając między nami odległość, po czym złapał mnie w policzkach. – Nigdy więcej nie zmuszę żadnej kobiety do małżeństwa, a zwłaszcza ciebie. Nie chcę, abyś podejmowała pochopne decyzje. To mój burdel, z którym muszę sobie poradzić. – Dodał nieugięty na jakiekolwiek propozycje.

Housekeeper [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz