18.

637 40 11
                                    

Po kilku sygnałach w końcu usłyszałam ten głos którego tak bardzo nienawidziłam.

-Ivy! Boże tak dziękuję.- powiedział uradowany.

-To jest ostatni raz Gdy się do mnie odzywacie, jeśli nie, policja się dowie że przewozisz i sprzedajesz nielegalne towary.- usłyszałam jak nabiera powietrza.

-Skąd o tym wiesz!- wykrzyczala szeptem.

-Nie musisz o tym wiedzieć, tu kończy  sie nasza przygoda. Macie mnie w końcu zostawić w spokoju, nie chce was nawet słyszeć po tym co zrobiliście.- rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź.

-Jesteś pewna że chcesz to tak zakończyć?- spojrzałam na niego.

-Nie chce mieć z nimi do czynienia nigdy więcej. Dlaczego miałabym im wybaczyć? Za to że omal przez nich nie zginęłam, gdyby nie ciocia to i mnie by pochowali?- Jake nic nie odpowiedział. Miałam rację, on wiedział że ją mam. Tym razem tekst ,,ale to twoja rodzina, oni ciebie na pewno kochaja" tutaj nie pomoże.

Zeszłam z kolan bruneta i poszłam do kuchni. Nalałam sobie wody, oparłam się o blat tyłem. Przez chwilę aż pożałowałam zadzwonienia do niego. Ale skoro miał mi już dać w końcu upragniony spokój to wolałam to zrobić.

Nigdy jednak nie sądziłam że będę komukolwiek czymś groziła. Nie jestem tym typem człowieka.

Westchnęłam I spuściłam głowę w dół.

-To nie jestem ja.- powiedziałam i spojrzałam na bruneta opierającego się o framuge drzwi do naszego pokoju.

-Każdy jest trochę szalony na swój sposób.- uśmiechnęłam się na te słowa. Są podobne jak te co powiedziałam wtedy do Cleo.

-Nigdy nie sądziłam że będę komuś groziła aby dał mi spokój.- zaśmiałam się pod nosem.- Może dlatego, że nigdy nie miałam takich możliwości jak teraz mam z Tobą.- spojrzałam na okno balkonowe znajdujące się w oddali.- Nie rób tego.- powiedziałam.- Nie sprawdzaj dla mnie takich rzeczy.

Jake nic nie odpowiedział, patrzył na mnie przeszywając mnie wzrokiem.

-Zrobiłam to, teraz żałuję. Bo jednak zastraszyłam kogoś kto ma rodzinę, ma żonę, ma dziecko. A ja to zastraszam z myślą że robi im krzywdę.- pokrecilam głową na boki.

Niebiesko oki podszedł do mnie.

-Zrobiłaś to aby mieć w końcu spokój. Zrobił coś nie wybaczalnego, to zrozumiałe że chcesz się ich teraz pozbyć. Znając życie oni teraz po prostu nie będą się odzywali.- objął mnie wokół szyi, przyciągnął i przytulił.

Ta chwila nie trwała długo. Nagle sprzęt Jake'a zaczął piszczeć. Ten mnie od razu puścił i pobiegł do pokoju.

-Cholera.- uderzył w biurko.

-Jake, co się dzieje?- spytałam zmartwiona widząc jak pakuje wszystko.

-Są tu, 5 minut drogi od naszego hotelu.- powiedział. Pakując dalej. Podbiegłam do niego i pomogłem mu wszystko pakować.

-Pakuj skrzęt, ja spakuje resztę.- Od razu posłuchał. Zabrał się za pakowanie.

Gdy skończyłam zaczęłam się rozglądać czy nie zostawiłam czegoś niezbędnego. Wszystko było spakowane. Wyszłam z pokoju z torbą, zaczęłam ubierać się, co Jake po chwili też zaczął robić.

Podeszłam do drzwi z zamiarem ich otwarcia, jednak usłyszałam że ktoś tam biegnie.- przeraziłam się, a moją rękę sparaliżowało.

Spojrzałam na bruneta wystrasozny wzrokiem. Od razu wiedział o co chodzi. Podszedł i spojrzał przez oczko w drzwiach. Od razu odszedł od drzwi. Pokazał mi abym była cicho. Wziął torby i złapał mnie za rękę.

Podeszlismy do drzwi od balkonu, otworzył je po cichu i wyszedł. Obok barierek była drabina metalową.

-Zaczniesz schodzić, podam Ci jedną torbę.- skimnęłam głową, bez wahania wyszłam zza barierki i weszłam na drabinę. Jake dał mi torbę po czym zaczęłam schodzić.

Po chwili zobaczyłam jak Jake zaczyna schodzić. Wtedy uslyszeliśmy trzask. W tym momencie byłam już na dole. Patrzyłam jak Jake się również zbliża.

Na ostatnich stopniach zeskoczył, złapał mnie jedną ręką w talii i pociągnął pod jeden z balkonów.

Wstrzymałam oddech.

-Uciekli do cholery!- usłyszeliśmy jedynie.

Jake złapał mnie za rękę, spojrzał czy na pewno nie ma ich na balkonie.

Zaczęliśmy biec w nieznanym mi kierunku. Jake musiał zostawić auto. Nie mogliśmy po nie wrócić.

Po około 15 minutach zatrzymaliśmy się na jakiś garażach. Jake postawił torbę na ziemi i podszedł do garażu z numerem 9.

Otworzył go, ściągnął duży materiał. Ukazało mi się sportowe czarne auto.

Jake wsiadł i wyjechał z garażu. Wzrokiem oznajmił abym wsiadała. Włożył torby na tylne siedzenie.

Dopiero w aucie założył maske i kaptur.

Ruszył z piskiem opon.

-Ivy, gdzie pracuje twój ojciec?- spytał bezpośrednio.

-Nie wiem, kiedyś pracował w jakiejś firmie odzieżowej.- powiedziałam zaskoczona jego pytaniem.

-Gdy szukaliśmy czegoś na Twojego brata, znalazłem że twój tata pracuje jako federalny.- spojrzał na mnie, moja mina wyrażała przerażenie.

-Czy to możliwe że...

-Prawdopodobnie kontaktowali się z Tobą bo dowiedzieli się że ty jesteś ze mną.- powiedział zły.- Ten telefon do Twojego brata tylko im pomógł nas szybciej namierzyć dlatego dopiero tak późno zareagował mój sprzęt.

-Przepraszam Jake, nie wiedziałam że on tam pracuje, że to wszystko robią.- Brunet jedynie położył rękę na moim udzie i lekko zacisnął.

-Nic się nie stało, nie wiedziałaś o tym. To nie twoja wina.- powiedział spokojnie.- Udało nam się w ostatniej chwili stamtąd uciec. Jesteśmy już bezpieczni.

Wtedy stało się coś czego nikt z nas nie chciał.

Auto bez powodu zaczelo kręcić beczki.

Gdy w końcu wylądowało, poczułam ogromny ból głowy. Z resztą poszłam jak krew spływa mi po twarzy.

Ledwo udało mi się, jednak spojrzałam na Jake'a. Jego głowa była oparta o szybę.

-Jake...- ledwo wydusiłam. Chciałam sięgnąć do niego ręką jednak po chwili urwał mi się film.

The End.../Jake DuskwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz