Historia opowiadająca losy Romea i Julii znana jest na całym świecie. Czemu więc ludzie pomimo upływu lat zakochują się w sobie, a potem narzekają w pokoju terapeuty, jaki to los jest okropny i jak bardzo są zniszczeni w środku?
Nigdy tego nie rozumiałam i chyba nie zrozumiem.
Miłość to jedna wielka zagadka i chyba dopiero po śmierci będę wiedziała, jak beznadziejnie unikałam jej rozwiązania.
***
– Cillian! Cillian! – krzyknęła dziewczynka, biegnąc boso przez podwórko. – Moja mama zrobiła naleśniki!
– Ale masz dżem, prawda? – zapytał, by upewnić się, że zejście z drzewa to dobra decyzja.
– No pewnie. Sama go robiłam.
Cillian zdecydował się zejść z drzewa i oboje skierowali się uśmiechnięci w stronę domu. Czekały na nich naleśniki - ich ulubione wakacyjne danie, które w domu Gwen jest niemal codziennie. Wyjątkiem są niedziele - mama dziewczynki gotuje rosół, przyjeżdżają dziadkowie. No i jest też Cillian, ale do jego obecności przyzwyczajeni są wszyscy, ze względu na to, że przesiaduje w domu Monroe więcej, niż w swoim. Albo sypia, co za różnica.
– Pospieszcie się! – powiedziała podniesionym głosem brunetka, stojąc przy kuchni gazowej. – Bo wystygną!
– Idziemy! – odpowiedziały jednocześnie dzieci.
Zajadali się naleśnikami ze smakiem, a dżem wypływał na talerzyki. Na dworze z pewnością było trzydzieści stopni, dlatego wszystko się niemal topiło w rękach.
– Cillian, możesz mi powiedzieć, co robisz od rana na tym drzewie? – spytała w pewnym momencie starsza kopia jego przyjaciółki. – Ciągle tam siedzisz i szczerze mówiąc, to zaczynam się niepokoić.
– Ostatnio Gwen marudziła, że burza zerwała jej huśtawkę, dlatego postanowiłem zrobić nową. – Dziewczynka przestała jeść i w osłupieniu wpatrywała się w przyjaciela. – Nie gap się tak na mnie, to miała być taka mała niespodzianka, ale nie wyszło. Głównie przez to, że ciężko mi cokolwiek samemu zrobić.
– Ja ci mogę pomóc - powiedziała, uśmiechając się od ucha do ucha. – Też nie wiem, jak się za to zabrać, ale razem na pewno samy radę.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – wtrąciła matka. – Ty, Cillian, jesteś starszy, a o Gwen się nieco boję...
– Mamo, przestań! Nie mam już pięciu lat tylko osiem i nie przychodzę po plasterek kiedy się skaleczę – zaprotestowała.
– Bo Cillian zawsze nosi jakiś przy sobie i ci go nakleja.
Ten argument nie przekonał jednak dziewczynki, nie odpuściła.
I choć Gwendolyn Monroe nie zdawała sobie z tego sprawy, to robienie huśtawki na starym dębie miało być jednym z ostatnich wspomnień, jakie zachowa w pamięci po Cillianie Kennedy.
Hej miśki, chciałam wrócić do systematycznego wrzucania rozdziałów i tym samym rozruszać trochę tą moją całą wspaniałą społeczność tutaj. Dlatego też pojawiło się "Roses". W planach mam napisanie niezbyt wielu rozdziałów, ale zobaczymy jak to wyjdzie. Póki co mam tylko ten prolog i niepełny rozdział pierwszy, ale mam motywację do dalszego pisania, więc trzymajcie kciuki, żeby poszło gładko!
Na Twitterze możecie mnie znaleźć pod nazwą @/zobrazumatejki, a "Roses" pod #roseswatt. Wrzucam tam spojlery, także zapraszam. <3
Miłego dnia!!
Asia xx
CZYTASZ
Roses[zawieszone]
Roman d'amour"Razem z różami ofiarował mi swoje serce." Jak wiele znaczy miłość w starciu z czasem, który biegnie szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać? Cóż, przedstawiam Wam bohaterów, którzy rozegrają z nim bitwę na śmierć i życie. Cillian wraca do...