Dziś nadszedł dzień rodzinnego wyjazdu. Dzień, na który większość ludzi czekałaby z niecierpliwością, a ja czuję, że robię to na siłę. Weekend spędzony z moimi rodzicami nie jest szczytem moich marzeń. Na szczęście tym razem, moi rodzice zdecydowali, żebyśmy wraz z rodzeństwem wzięli na wyjazd po jednej osobie. Od kiedy dowiedziałam się o ich decyzji, byłam przekonana, że to Leon będzie mi towarzyszył. Na szczęście u mego boku siedziała Sammie, która właśnie wcinała orzeszki i oglądała coś na niewielkim ekranie wbudowanym w tył fotela przed nią. Ja za to latając samolotem wolałam obserwować chmury. Zawsze mnie to fascynowało i nigdy nie przestało. Gdy byłam mała wraz z Aurorą i Violet robiłyśmy sobie konkurs na to, która z nas zobaczy ładniejsze chmury. Dziś, Violet siedzi na innym miejscu, niż wtedy, nie ze mną i naszą siostrą tylko ze swoim narzeczonym i dzieckiem w brzuchu i właściwie na co dzień nawet z nią nie rozmawiam. A Aurory nie ma dziś tu z nami. Chociaż szczerze mówiąc, lecąc samolotem czuję się jakbym była bliżej niej. Bo przecież znajdujemy się w niebie, lecimy otoczeni chmurami.
Od kiedy usłyszałam, że mój brat ma chłopaka miałam wielką nadzieję, że zaproponuje mu wyjazd razem z nami, bo bardzo chciałam poznać bliżej osobę, którą kocha mój brat. Ale on bał się reakcji rodziców, więc postanowił zabrać ze sobą Foresta, co moim zdaniem było cholernie głupie, bo przecież równie dobrze mógł powiedzieć, że Ben również jest jego przyjacielem. Podróż trwała dość długo, a większość z niej po prostu przespałam. Gdy tylko wysiedliśmy na lotnisku na Hawajach, mogłam cieszyć się cudownym powietrzem, jakie tam było. Miałam sentyment do tego miejsca, bo tutaj moje relacje z Alexem zaczęły się polepszać kilka miesięcy po śmierci mojej siostry. Właśnie tutaj odbyłam z nim jedną z najważniejszych rozmów w naszym życiu i właśnie wtedy dzięki niemu zaczęłam stawać na nogi. I mimo tego, że byliśmy wtedy jeszcze dziećmi to w mgnieniu oka musieliśmy nauczyć się radzić sobie samemu z problemami. Właśnie od tamtego momentu wiedzieliśmy, że możemy liczyć tylko na siebie.
Prosto z lotniska przejechaliśmy do hotelu. Wraz z Sammie udałyśmy się do naszego pokoju, w którym miałyśmy spędzić ten weekend. Pokój, a w zasadzie apartament składał się z małego salonu i dwóch pokoi, zaraz przy wejściu do środka była również spora łazienka. Alex i Dylan mieli apartament podobny do naszego, natomiast rodzice jak, i Violet z Felixem mieli apartamenty małżeńskie.
Odpoczęłyśmy z Sammie po podróży w salonie popijając drinki, a wieczorem naszykowałyśmy się na imprezę która odbywała się na plaży. Tematyką przyjęcia był kolor czerwony. Mimo, że zazwyczaj chodziłam ubrana tylko na czarno, mojej przyjaciółce udało się mnie namówić na czerwoną sukienkę. Zapewne, gdyby nie fakt, że byłam już mocno wstawiona, to pewnie nie zgodziłabym się na taki stój. Myślałam, że kiedy wyjdę tak z hotelu będę czuła się niekomfortowo, ale jednak nic takiego nie miało miejsca. Imprezy na plaży to coś, co uwielbiam, a nie często mam możliwość na takich być. Po kilku kolejnych drinkach wypitych w barze, byłyśmy już z Sammie mocno pijane.
-Widzę chłopaków- mruknęła podpitym głosem blondynka wskazując palcem na Alexa i jego przyjaciela którzy siedzieli przy jednym ze stolików.- Idziemy do nich?
Kiwnęłam tylko głową zgadzając się z jej propozycją. Poczułam jak Sammie mocno ciągnie mnie w ich stronę za rękę. Chłopaki akurat wstali od stolika więc wpadliśmy na siebie.
-A wy dokąd?- zaśmiał się mój brat.
-Do was.
-A my idziemy na plażę.
-Więc my z wami- uśmiechnęła się szeroko blondynka.
Całą czwórką ruszyliśmy w stronę fal uderzających o brzeg plaży. Sammie stanęła w połowie drogi łapiąc mnie za rękę. Odwróciłam się w jej stronę i popatrzyłam na nią ze zdziwieniem.
CZYTASZ
Change me
RomanceKażdy, kto spojrzał kiedyś na Rose Walker, myślał, że ma idealnie życie. Że ma kochających rodziców i chłopaka, na którego zawsze może liczyć. Ale nikt nie wie, jak naprawdę jest w głowie Rose. Przekona się tylko on.