11. Życie jest kruche

1.2K 26 4
                                    


   Nie potrafiłam dalej poukładać sobie niczego w głowie. Dziwne zachowania Dylana błądziły w moich myślach, a jeszcze dziwniejsze jest to, że  jego zachowanie wcale mi nie przeszkadzało. Ale po ostatnim spotkaniu, nie widzieliśmy się nawet na chwilę. Hayes kilkukrotnie przepraszał  mnie w wiadomościach, za tamten pocałunek, a ja za każdym razem powtarzałam, że nic się nie stało. 

 Wczorajszego wieczoru do miasta wróciła Becky. Lekarze w Chicago postanowili zatrzymać jej babcie na dodatkowy tydzień obserwacji, więc dziewczyna postanowiła w końcu wrócić, a jako że nie za często jest sama w domu, postanowiła zorganizować grilla na którego, o dziwo zaprosiła również mnie i moich przyjaciół, tłumacząc, że fajnie będzie spędzić wspólny wieczór i lepiej się poznać.

 Godzinę przed spotkaniem, przyjechał do mnie Justin z którym nie widziałam się już kilka dni. Opowiedziałam mu o ostatnich spotkaniach u Dylana. Przyjaciel nie wyglądał na wyjątkowo zdziwionego całą sytuacją. 

-Pocałował Cię?- parsknął śmiechem, wyszczerzając trochę oczy.

-Tak- przytaknęłam.- Ale nie był to długi pocałunek.. nawet go nie odwzajemniłam. 

-Nie chciałaś go odwzajemnić? 

-Problem w tym, że chyba chciałam- mruknęłam. 

-Więc czemu tego nie zrobiłaś?

-Cała skamieniałam-wytłumaczyłam.- Poczułam się dziwnie. Jakoś inaczej. 

-Rose- zaśmiał się cicho.- Ty się po prostu zakochałaś. 

-Nie zakochałam- skrzywiłam się.- Nawet nie wiem czy potrafiłabym się zakochać w kimkolwiek. 

-No to masz problem, bo Hayes ewidentnie coś do Ciebie czuje. 

-Przestań- westchnęłam.- Nie ma nawet takiej opcji.

-Dobra, nie marudź tylko się zbieraj- zaśmiał się leżąc na moim łóżku.

 Odwróciłam się do lusterka w którym kończyłam makijaż. Po chwili usłyszałam dość mocne pukanie do drzwi.

-Proszę!

-Siemka- Alex wszedł do pomieszczenia uśmiechając się szeroko.- Mam sprawę. 

-No co jest?

-Podjechalibyście po Foresta? Ja jadę po Bena i chcemy chwilę sobie pogadać, więc się spóźnimy. 

-No nie wiem...-zaczęłam niepewnie. 

-Jasne, nie ma sprawy- przerwał mi przyjaciel.

-Jesteś pewny?- popatrzyłam na rudowłosego z groźną miną.- Sammie zaraz będzie u Becky. 

-Więc posiedzi chwilę z nią i Chrisem, w czym problem?- uśmiechnął się.

 Widziałam po nim, że robił to specjalnie byśmy pojechali po Dylana, bo w jego główce pewnie rodziły się już chore wizje na temat uczuć chłopaka w moją stronę. 

-W niczym- mruknęłam cicho.

-W takim razie, dzięki!- odparł radośnie mój brat i wyszedł z pomieszczenia.

  Posłałam rudowłosemu groźne spojrzenie. 

-No co? Trzeba pomagać innym- zaśmiał się pod nosem. 

 Przewróciłam oczami i wróciłam do malowania się. Niecałą godzinę później byliśmy już w drodze w stronę Springfield Lake. Nie do końca byłam zadowolona z tego faktu, że jedziemy po Dylana bo nie miałam kompletnie pojęcia jak się zachować, ale po chwili zrozumiałam, że i tak zobaczyłabym go na grillu, więc nie uniknione jest nasze dzisiejsze spotkanie. 

Change meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz