12. Nie zostawiaj mnie.

1.1K 23 2
                                    

                                DYLAN 

 Na zawsze zapamiętam widok Rose którą ratownicy wnoszą na noszach do karetki. Rose, która straciła przytomność na moich rękach. Starałem nie kłócić się z ratownikami medycznymi, którzy nie pozwolili mi jechać z nią w jednej karetce, chociaż nie chciałem odstępować jej na krok. Najbardziej boli mnie to, że nie potrafiłem jej pomóc. Stałem nad jej ciałem i nie potrafiłem nawet sprawdzić czy jej serce jeszcze bije. Bo nie wyobrażałem sobie do cholery, że mógłbym nie odczuć tego pieprzonego pulsu. Co bym zrobił, gdybym ręką nie wyczuł bicia jej cudownego serca? Co miałbym zrobić? 

                        ***

 Kiedy tylko w szpitalu zszyli rany na moim ciele i pozwolili opuścić salę w której chwilowo się znajdowałem, starałem się dopytać lekarzy gdzie leży moja mała Rosie. Ale nikt nie chciał mi powiedzieć. Zadzwoniłem do Alexa, którego wcześniej poinformowaliśmy o wypadku. 

-Halo?- usłyszałem podłamany głos mojego przyjaciela. 

-Gdzie jesteś?

-Pod salą.

-Gdzie dokładnie?

-Drugie piętro, ostatni korytarz po lewej stronie-odparł bezsilnie. 

 Rozłączyłem się i zacząłem biec w wskazaną przez Alexa stronę.

Biegłem po szpitalnym korytarzu nie zważając na nic co działo się wokół. Gdy tylko dobiegłem na miejsce, dostrzegłem całą rodzinę Walkerów. Pani Alice siedziała na białym krzesełku i płakała, a Violet siedziała tuż obok niej i ją pocieszała, chociaż wyglądała jakby sama z ledwością powstrzymywała łzy. Alex siedział skulony na podłodze i chował twarz w kolanach. Zbliżyłem się do przyjaciela i ukucnąłem przy jego trzęsącym się ciele.

-Co z nią?- szepnąłem niepewnie. 

-Lekarze mówią, że to nic poważnego- odpowiedział drżącym głosem.- Ponoć powinna wybudzić się w przeciągu pięciu godzin.

-A jeśli się nie wybudzi w przeciągu tych godzin?

-Nie wiem- mruknął z ledwością.

 W tej chwili poczułem jak życie uchodzi z mojej duszy. Nie czułem tego nawet w momencie gdy odeszli moi dziadkowie. Nie czułem tego nigdy. Zupełnie jakbym sam miał umierać. 

 Usiadłem obok Alexa, kuląc swoje nogi. Każda sekunda siedzenia tam była pieprzoną męczarnią. Nie potrafiłem skupić się na niczym. Przez głowę przechodziło mi tysiące różnych myśli, w których już sam nie mogłem się połapać. 

-Mówiłem, że tacy znajomi to nie dla moich dzieci- warknął po chwilę w naszą stronę Frank.

-Co to niby ma do tego?- Alex podniósł się z podłogi.- To Baker prowadził samochodów, przecież słyszałeś!

-Kłamią! To na pewno któryś z tych twoich kumpli!

-To Baker- szepnąłem. 

-Nikt Cię nie pytał o zdanie- warknął w moją stronę mężczyzna.- Zresztą, wynoś się stąd!

-Nie.

-Co?

-Nie!- krzyknąłem stając przed nim.- Nie ruszę się z miejsca dopóki Rose się nie wybudzi. Uczestniczyłem w tym pieprzonym wypadku i będę tu choćbym sam miał zdechnąć z wyczerpania. 

 Alex patrzył na mnie zupełnie jakby rozumiał ból jaki słychać w moim głosie. Jakby wiedział jak jest to rodzaj bólu. 

-Frank, gdy tylko nasza córka się wybudzi powinniśmy przenieść ją do prywatnego szpitala- Pani Walker podeszła bliżej męża, łapiąc go bezsilnie za rękę.

Change meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz